„Oczywiście, że nie chce wracać do domu. Ty krzyczysz, dzieci są niegrzeczne, a on jest zmęczony: powiedziała teściowa, gdy narzekałam na męża”

Mój mąż postanowił wrócić do domu o dwunastej rano, a nawet zadzwonić i powiedzieć, że spędzi noc u swoich rodziców. Czy jestem zadowolona z tej opcji? Oczywiście, że nie!

Po pierwsze, co to za rodzina, w której mąż nie spędza nocy w domu? Po drugie, mamy dwójkę małych dzieci i nie miałabym nic przeciwko jakiejś pomocy, nawet niewielkiej.

Nawiasem mówiąc, mój mąż nalegał na drugie dziecko. Nie chciałam mieć zwietrzałego dziecka, dobrze wiedząc, jak to będzie.

Mam dwóch młodszych braci z pogodynką i widziałam, jak moja mama z nimi cierpiała. Ale pomagałam mamie, miałam wtedy dziesięć lat, więc można mi było powierzyć coś prostego.

Mój tata wracał z pracy i też pomagał przy dzieciach.

Nie powinienem lekceważyć dziadków, którzy przychodzili opiekować się wnukami w ciągu dnia i wieczorem. Nawet zabranie ich na spacer na godzinę lub dwie jest wielką pomocą.

Kiedy moja mama była na urlopie macierzyńskim z moimi braćmi, stopniowo przejmowałam coraz więcej obowiązków domowych.

Zmywałam naczynia, robiłam zakupy spożywcze, zbierałam pranie, rozwieszałam je i sprzątałam po dzieciach.

Gdybym miała chociaż takiego pomocnika, moje życie byłoby o wiele łatwiejsze.

Nie umniejszam zasług mojej mamy, ale wtedy sprzątanie było trudniejsze i nie było możliwości zamawiania jedzenia, ale jednak.

Kiedy urodziło się moje pierwsze dziecko, było mi już ciężko. Mój syn urodził się bardzo nerwowy, nie dawał mi spokoju ani w nocy, ani w dzień, dużo płakał i spał tylko w moich ramionach. Ale mój mąż jakoś uczestniczył w życiu rodzinnym. Mógł przynajmniej wziąć dziecko na ręce po pracy i usiąść z nim na kanapie, podczas gdy ja gotowałam obiad, prałam lub sprzątałam.

To uwalniało moje ręce, bo w ciągu dnia musiałam robić wszystko albo z dzieckiem na rękach, albo z jego krzykiem, co było bardzo stresujące.

Pomoc mojego męża przy pierwszym dziecku była minimalna, a przy drugim nie pomagał w ogóle. Wracał do domu z pracy, siadał na kanapie i warczał, żeby zostawić go na chwilę samego, bo jest z pracy.

A ja muszę być z ośrodka! Usiadłam tylko kilka razy w ciągu dnia. Ani razu się nie odezwałam, a potem zaczęłam mówić mężowi, że to też jego dzieci i to on nalegał, żebym urodziła, obiecywał pomoc i tak dalej.

Nie mówiąc już o niani, która nie wchodzi w grę. Po prostu nie mamy tyle pieniędzy, żeby zapłacić za usługi, mąż przecenił swoje możliwości finansowe.

Kilka razy podczas takich rozmów mąż milczał, pochlipywał, potem się kłóciliśmy, a potem zaczął późno wracać do domu, albo nawet dzwonił, że będzie nocował u rodziców.

Irytował mnie ten stan rzeczy. Moja teściowa była bezużyteczna. Zadzwoniłam do niej i poprosiłam, żeby porozmawiała z synem, bo tak się nie robi i usłyszałam, że to moja wina.

Moja teściowa powiedziała, że to naturalne, że nie chciał wracać do domu! Ja krzyczę, dzieci są niegrzeczne, a on jest zmęczony!

A ja jestem kobietą, mam naturalną skłonność do zajmowania się dziećmi.
Łatwiej jest wziąć rozwód i wystąpić o alimenty. W ten sposób przynajmniej będę wiedziała, że mogę na sobie polegać, bez złudzeń, że mąż mi pomoże.

Nie podjęłam jeszcze żadnej decyzji: moja mama przyjechała w odwiedziny i bardzo mi ulżyła. Mój mąż tymczasowo przebywa u swojej teściowej pod tym przyzwoitym pretekstem i muszę to przemyśleć. Ale jak dotąd wszystkie moje myśli nie są przychylne mojemu mężowi. Udowodnił, że jego słowa i czyny bardzo się różnią.

„Wielokrotnie mówiłam rodzicom, że mojej rodzinie przydałoby się więcej metrów kwadratowych. A oni udają, że tego nie rozumieją”

„Mogliście poczekać, mieliśmy umowę. Gdybyśmy kupili domek letniskowy, mielibyśmy dziecko, ale zawiodłeś nas wszystkich”: powiedziała teściowa synowi

„Kiedyś mój mąż poprosił mnie, żebym pozwoliła jego szwagierce zostać w moim mieszkaniu: od razu poczułam, że to nie skończy się dobrze”