Zawsze uważałam, że lekarz powinien być przede wszystkim profesjonalistą i starać się uprzejmie komunikować się z pacjentami.
Mam 63 lata i cierpię na choroby przewlekłe — nadciśnienie i cukrzycę. W związku z tym często odwiedzam przychodnię.
Endokrynolog pracuje kilka razy w tygodniu po kilka godzin, więc po prostu nie da się do niego dotrzeć. Z tego powodu muszę kontrolować swój stan u lokalnego terapeuty. Jest to młoda kobieta, mająca około 35-37 lat.
W ostatnim miesiącu poziom glukozy we krwi zaczął się często wahać, więc zdecydowałam się na wizytę u lekarza. Najpierw przyszłam do terapeuty na konsultację. Ustnie zaleciła mi przeprowadzić badanie krwi, a także złożyć wizytę u endokrynologa i neurologa. W domu miałam zażywać tabletki i prowadzić dzienniczek ciśnienia.
Po tygodniu nie było żadnych efektów i znowu poszłam do terapeuty. Przyszłam, stałam w ogromnej kolejce. Okazało się, że lekarka nie może dać skierowanie do specjalistów, powiedziała, że mam czekać. Dała przynajmniej skierowanie na badanie krwi.
Czekałam kolejny tydzień, wróciłam ponownie, pytając o skierowanie do neurologa, endokrynologa. Dała skierowanie do neurologa, co się tyczy endokrynologa, powiedziała, żeby zaczekać.
Zapytałam o wyniki badań krwi: jeszcze nie było.
Następna wizyta za kilka dni. Pani terapeuta siedziała zmęczona i niezadowolona, i wreszcie powiedziała: „Czy babcia długo jeszcze będzie do mnie chodzić, jak do pracy?” I co miałam na to powiedzieć?
Nie sprawia mi też wiele radości stanie w kolejce i komunikowanie się z tak uprzejmym personelem medycznym.
Nie jestem winna tak kiepskiej organizacji pracy lekarzy i laboratoriów, braku specjalistów. Z tego powodu muszę regularnie odwiedzać przychodnię. I co mam teraz robić? Nie mam pieniędzy na płatne kliniki.
Babcia nie pozwalała wnukowi oglądać jej stare zdjęcia i dopiero po jej odejściu zrozumiał dlaczego