Moja córka i zięć stali się całkowicie bezczelni. Jedyne, co im pozostało, to siedzieć mi na karku i dyndać nogami. To właśnie próbują robić regularnie, nieważne jak bardzo pomagasz, to nie wystarcza.
Teraz moja córka jest na urlopie macierzyńskim, chociaż już dawno mogłaby oddać dziecko do przedszkola i pójść do pracy, ale znajduje sto powodów, żeby tego nie robić. Chociaż ich rodzinie zdecydowanie przydałyby się dodatkowe pieniądze.
Zapytałam ją o to raz, dostałam odpowiedź, że nie chce traumatyzować psychiki dziecka, które tak bardzo potrzebuje matki w tak młodym wieku i nie pytałam o nic więcej.
W końcu jest dorosłą mężatką i sama z mężem powinna decydować jak i z czego żyć. Choć oczywiście ta kwestia też mnie nie omija.
Mój zięć pracuje na umowę zlecenie, co oznacza, że dostaje tyle, ile pracuje. Dlatego trudno zgadnąć, ile i kiedy otrzyma pieniądze. Czasem budżet rodzinny się dopina, ale najczęściej nie.
W takich momentach córka zwraca się do mnie o pomoc, a ja zazwyczaj jej nie odmawiam, bo mam możliwość jej pomóc.
Sama pracuję i otrzymuję przyzwoitą pensję, która wystarcza mi i na stałe utrzymanie rodziny córki.
Nie zawsze daję im pieniądze, ale trzy razy w miesiącu napełniam ich lodówkę jedzeniem, daję im ubrania i buty oraz kupuję im dobre prezenty na święta. Najwyraźniej nie jest to już uważane za pomoc.
Mam wnuczkę, kocham ją i lubię się z nią spotykać, kiedy tylko mogę. Nie zabieram dziecka do siebie, bo w każdej chwili mogę zostać wezwana do pracy, nawet w weekendy. Gdzie miałabym pójść z dwulatkiem?
Jeśli chodzi o opiekę nad dzieckiem, teściowa mojej córki jest bardzo pomocna. Jest na emeryturze, więc zostaje w domu i ogląda telewizję, a ma możliwość przechwycenia wnuczki na kilka godzin, a nawet na cały dzień.
Ale teściowa jest już w podeszłym wieku, więc okresowo przebywa w szpitalu na badaniach kontrolnych lub w ramach profilaktyki. W tym czasie córka musi polegać tylko na sobie.
Oczywiście w nagłych przypadkach pomogę jej bez żadnych pytań, ale sprawa musi być na granicy życia i śmierci. „Zostaliśmy zaproszeni w odwiedziny, więc usiądź z moją wnuczką” nie pasuje do tej kategorii.
Zarabiam dobre pieniądze, ale też ciężko na nie pracuję, więc chcę mieć trochę czasu na odpoczynek i relaks, na co nie można sobie pozwolić z dzieckiem na rękach.
Tłumaczyłam to mojej córce nie raz, ale ona uparcie nie chce mnie zrozumieć, albo postanowiła wziąć to na siłę, nie wiem.
Ostatnio jednak ta prośba znów została poruszona. Swatka jest w trakcie badań i chciała z mężem wyjechać na weekend na wakacje, oczywiście bez dziecka. I gdzie ją zabrać? Tylko po to, żeby mnie namówić, żebym ją zabrał.
Kiedy po raz kolejny wytłumaczyłam, że ja też chcę jechać na wakacje, córka się oburzyła i powiedziała, że powinnam się wstydzić, bo teściowa pomaga jej przy dziecku, nigdy nie odmawia, a ja nie pomagam.
Nigdy nie spędziłaś weekendu z wnuczką! Innym babciom jakoś udaje się to połączyć! Ona nie widzi żadnej pomocy z mojej strony!
Byłam szczerze urażona, bo nie można mnie winić za to, że nie pomagam córce. Tylko, że ja nie siedzę z wnuczką.
No cóż, skoro uważa, że jej nie pomagam, to już jej nie pomogę, niech poczuje różnicę. Jeśli będzie na tyle mądra, żeby przeprosić, to pomyślę o ponownej pomocy, a jeśli nie, to już nie będzie mój problem.