Młoda matka samotnie wychowywała dziecko i nie wiedziała, czy uda jej się przetrwać, dopóki nie zobaczyła nadziei i miłości w sąsiednim oknie

Pewna dziewczyna urodziła dziecko i została sama. Ogólnie rzecz biorąc, życie było dość niełatwe, a jeśli nie było dobrej rodziny, było jeszcze gorzej.

Ta dziewczyna uciekła z domu do miasta, do gimnazjum. Rozpoczęła naukę jako szwaczka, ale nie uczyła się długo – chodziła z chłopakiem.

Urodziła dziecko. A chłopak odszedł. Był studentem. Po co mu była krawcowa?

Dziewczyna miała siedemnaście lat. Ale nawet jeśli mówili niegrzecznie, to i tak jej pomogli. Dali jej pokój w akademiku.

To był królewski luksus, cztery osoby mieszkały w jednym pokoju. I dali go Zuzannie. Bo było im jej żal. Ludzie czasem współczują, nawet jeśli wyrażają to w ostry sposób.

Zuzanna zaczęła więc mieszkać z dzieckiem w pokoju. Wtedy nie było pralek, prało się ręcznie. Trzeba było grzać wodę w wiadrze we wspólnej kuchni, żeby umyć i wykąpać dziecko.

Szczerze mówiąc, brakowało wielu rzeczy. I było bardzo mało pieniędzy. I nie było żadnej pomocy. Urodziłam sama, to było normalne, że dorastała sama. Dali mi pokój i wypłacali zasiłek macierzyński. Można było żyć.

Na początku Zuzanna nie rozumiała, co robić i jak żyć. Dziecko było niespokojne, ciągle krzyczało.

Dziewczyna patrzyła na krzyczące dziecko, nie czuła nic szczególnego. Strasznie chciała zasnąć. Ale dziecko jej na to nie pozwalało. A teraz nie wiedziała, dokąd z nią pójść.

Szczerze mówiąc, Zuzanna myślała o oddaniu dziecka do sierocińca. Nie, nie żeby go oddać. Nie do sierocińca. Ale tymczasowo, podczas gdy okoliczności są tak trudne.

Jest opieka nad dziećmi, opieka medyczna i tak dalej… Tak myślała Zuzanna, kołysząc krzyczące dziecko i stojąc przy oknie. Mróz był straszny, nie było wyjścia. Podziękowała sąsiadom, którzy przynieśli chleb i mleko.

Okno budynku naprzeciwko też było oświetlone. Zuzanna patrzyła, nie odwracając wzroku. Młoda matka szła z dzieckiem. Ale nie tak jak ona!

Delikatnie, czule kołysała swoje dziecko. Całowała je i głaskała. Mówiła coś – kojąco i uprzejmie. Śpiewała i chodziła po pokoju.

Przygotowywała mieszankę. Prasowała ubrania. Posprzątała pokój – było tak miło! Wszystko było czyste, piękne, nie tak jak u Zuzanny. I takie delikatne różowe światło – to od abażuru.

A Zuzanna się uspokoiła. I robiła to samo, co tamta młoda mama – chodziła po pokoju, śpiewała cichutko, usypiała… Dawała butelkę do picia, mówiła miłe słowa.

I wyprasowała pieluszki starym żelazkiem. Nie było to takie trudne – dziewczyna w innym dormitorium robiła to tak dobrze!

A potem ta dziewczyna-mama machała do Suzanne i zaciągała zasłony. A dziecko w jej ramionach uspokajało się i zasypiało, takie ciepłe i cudowne. Zuzanna zakochała się w swoim synu Wiktorze.

Trwało to do końca zimy, aż zrobiło się cieplej. Zuzanna zaczęła wychodzić z wózkiem, spacerować po podwórku.

Miała nadzieję, że z budynku naprzeciwko wyjdzie młoda matka z dzieckiem. Mogłyby spacerować razem. Ale nigdy nie zobaczyła tej młodej matki. Zuzanna postanowiła więc sama tam wejść. Poznać ją i zaprosić na spacer.

Ale w budynku nie było ani jednej matki z dzieckiem. Nie było też przytulnego pokoju z różowym światłem. Zwykłe pokoje, każdy z czterema łóżkami.

Długi, ciemny korytarz, obskurne schody… I wszyscy się dziwili, gdy Zuzanna pytała o matkę z dzieckiem. Takich ludzi nie było!

Później wszystko się poprawiło, wszystko się ułożyło. Zuzanna poszła do pracy, potem kontynuowała naukę i została krawcową.

Wyszła za mąż za brygadzistę, który pracuje dla dobrego człowieka. Mieli jeszcze dwójkę dzieci i zaczęli żyć w szczęściu i harmonii. Są dobrą rodziną.

Zuzanna tylko nikomu nie mówi, że czasami w zimowe wieczory wygląda przez okno. Po cichu odjeżdża samochodem i wygląda na zewnątrz. A okno w sąsiednim domu rozświetla się różowym światłem. To oczywiście inny dom.

Ale kobieta w oknie jest ta sama. Młoda, w lekkim długim szlafroku, z długimi włosami. Chodzi i kołysze dziecko, całuje je, mówi do niego miłe słowa…

I robi mi się ciepło. To jest lekkie. I wtedy ta matka macha do Zuzanny. A ona cicho macha z powrotem. A wnuki śmieją się i hałasują w pokoju obok…

Babcia zawsze czekała na moją siostrę i mnie, ale nie miałyśmy czasu. Kiedy poprosiła mnie o pomoc, mój mąż powiedział, że nie mamy czasu: „Nie martw się, Krzysztof cię zabierze i pomoże jak trzeba”

Zawsze jestem gotowa pomóc rodzicom i oni o tym wiedzą, ale wszystko, co im daję, przekazują mojej siostrze, ponieważ ma trójkę dzieci: „Wiesz przecież, że Julia potrzebuje więcej niż my”

Zaprosiłem mamę, żeby pomogła nam w gospodarstwie, ale żona nie doceniła tego gestu: „Nie chcę, żeby w moim domu rządziła jeszcze jedna kobieta”