Dobrze pamiętam ten dzień, ponieważ właśnie wtedy zaczęło się moje rozczarowanie. Mama zamierzała przyjechać do nas na kilka dni.
Nic specjalnego: nie należy do osób, które długo przebywają u gości, nie lubi nikomu przeszkadzać swoją obecnością.
Po prostu chciała zobaczyć wnuki, spędzić z nimi trochę czasu, pomóc mi w pracach domowych.
Jej pociąg przyjeżdżał wieczorem, a ja, zajęta pracą i dziećmi, poprosiłam męża, żeby odebrał ją z dworca.
Mama nie przyjechała z pustymi rękami, miała kilka toreb, bo zawsze przywoziła dzieciom prezenty, domowe przetwory i różne drobiazgi do domu.

Podeszłam do męża i powiedziałam cicho, niemal błagalnie:
— Czy możesz odebrać mamę z dworca? Ma sporo bagażu, sama będzie miała trudności.
Nie oderwał nawet wzroku od telefonu i odpowiedział ostro, jakbym prosiła o coś niezwykłego:
— Jestem zajęty. Po co nam ona tutaj? I tak mamy mało miejsca, a ty jeszcze przyjmujesz swoją matkę. Te słowa mnie zaskoczyły. Jakby mama miała być obcą osobą, którą on w ogóle nie chce widzieć w swoim domu. Próbowałam jeszcze raz wyjaśnić:
— To tylko na krótko… Wiesz przecież, że ona zawsze mi pomaga. Czy to takie trudne, po prostu podwieźć ją na dworzec?
— Nie — odciął. — Mam swoje sprawy. Twoja mama to twoje problemy.
Poczułam, jakby coś we mnie pękło. Przecież kiedy przyjeżdża jego matka, zawsze witam ją z całym szacunkiem. Przygotowuję pokój, nakrywam do stołu, biorę nawet urlop, żeby być blisko.
I ani razu nie pozwoliłam sobie powiedzieć, że „jest mało miejsca” lub „po co ona tu jest”. Wręcz przeciwnie, zawsze staram się stworzyć komfort zarówno dla niej, jak i dla niego.
Tego wieczoru sama pobiegłam na dworzec, zostawiając dzieci z sąsiadką. Widząc mamę, która próbowała ciągnąć ciężkie torby, serce mi się ścisnęło. Uśmiechnęła się i powiedziała: — Córeczko, dam sobie radę. Wiem, że ty masz swoje sprawy.
Nie wytrzymałam i objęłam ją tak mocno, jakbym chciała chronić ją przed całym światem. Oczywiście nic jej nie powiedziałam — nie powinna wiedzieć, jak mój mąż zareagował na jej przyjazd. I tak zawsze czuje się zbędna, nawet jeśli przyjeżdża tylko na kilka dni.
W domu mąż siedział na kanapie i oglądał telewizję. Nawet nie wstał, gdy mama weszła. Tylko rzucił przez ramię:
— No w końcu.
Poczułam wstyd. Przed mamą, przed sobą, przed całym życiem. Wstyd za to, że człowiek, z którym żyję, nie jest w stanie okazać elementarnego szacunku kobiecie, która dała mi życie.
Przez te kilka dni mama zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Gotowała, bawiła się z dziećmi, rozmawiała ze mną o codziennych sprawach. Ale widziałam, jak czasami jej oczy zasnuwały się mgłą. Czuła chłód, choć nie okazywała tego.
Kiedy nadszedł czas wyjazdu, powiedziała:
— Córeczko, dbaj o siebie. Wiem, że jest ci ciężko. Ale pamiętaj: zawsze masz dom, w którym cię kochają i czekają.
Jej słowa były jak nóż w serce. Zrozumiałam, że w tym domu — moim własnym, zbudowanym z nadziei i marzeń — nie mieć ciepła.
Teraz musiałam dokonać wyboru: milczeć i pogodzić się z obojętnością męża lub postawić sprawę jasno.
Bo kiedy ktoś nie szanuje twoich rodziców, w końcu nie szanuje też ciebie.