Wraz z rodzicami zięcia przekazaliśmy dzieciom pieniądze na zakup mieszkania. Pieniądze wystarczyły jednak tylko na mieszkanie jednopokojowe, ale z dobrym remontem.
Kupiwszy mieszkanie, nasze dzieci zaprosiły rodziców z obu stron na parapetówkę. Córka i zięć zaciągnęli pożyczkę.
Nasze zastrzeżenia zostały po prostu odrzucone. Pomyśleliśmy sobie, że to jest ich dorosła i świadoma decyzja.
Nowe mieszkanie było daleko od pracy. Moja córka musiała dojeżdżać do pracy komunikacją miejską z przesiadką, a jej mąż — tramwajem na drugi koniec miasta. Więc zdecydowali się kupić samochód.
Mój mąż zaoferował pomoc, gdyż zna się na tym temacie. Jednak chcieli nowego z salonu. Dwa tygodnie później kupili i zaprosili nas, żeby się przejechać.
Samochód kosztował tyle samo co mieszkanie jednopokojowe. Został kupiony na kredyt.
Nie wtrącaliśmy się. Nie potrzebują naszego doświadczenia życiowego.
Kupili mieszkanie i samochód. Brakowało tylko dziecka.
Po pewnym czasie moja córka zaszła w ciążę. Tym razem przyszło im do głowy, że chcą koniecznie urodzić dziecko w Ameryce. W ten sposób można dostać obywatelstwo.
Matka zięcia i ja oszacowałyśmy przybliżony koszt takiego porodu. Nawet gdybyśmy sprzedali nasze mieszkania i mój domek letniskowy, te pieniądze i tak by nie wystarczyły.
Przynajmniej tym razem dzieci zdały sobie sprawę, że nie stać ich na to.
Musieli też dostać pożyczkę na poród. Wózek został wybrany jako jeden z najdroższych. Łóżeczko też nie było tanie.
Wszystko miało być piękne. Wyremontowali również pokój dziecięcy.
Musieli co miesiąc spłacać dużo pieniędzy.
Potem było gorzej. Zięć stracił pracę i nie mógł jeszcze znaleźć innej. Zaczął pracować jako taksówkarz. I tak było za mało pieniędzy. Nawet jeśli pracowałby 24 godziny na dobę.
Dzieci musiały wynajmować swoje mieszkanie innym osobom, a same przeniosły się do rodziców męża. Wózek został sprzedany tylko za jedną trzecią jego wartości. Wystawiono na sprzedaż rzeczy dziecięce. Jednak za takie pieniądze nikt je nie kupował.
Długi musieli spłacać, a pieniędzy nie było. Zięć z powodu zmartwień miał wypadek. Dobrze, że tylko samochód został uszkodzony.
Nie starczyło pieniędzy ani na spłatę długu, ani na życie. I wtedy dzieci postanowiły poprosić nas o pomoc.
Teraz mieszkają z rodzicami, mieszkanie i samochód zostały sprzedane. Domek letniskowy też musieliśmy sprzedać.
Teraz siedzimy z mamą zięcia i żałujemy, że same nie kupiłyśmy mieszkania dla naszych dzieci.
Jak wyglądają dzieci bukowińskiej „Calineczki”, która wygląda jak piątoklasistka