O tym, jak teściowa trafiła do szpitala z powodu choroby serca, a wróciła z noworodkiem

Jesteśmy małżeństwem od prawie siedmiu lat. Poznaliśmy się na studiach. Kiedy planowaliśmy wziąć ślub, przyszły mąż zabrał mnie, żeby przedstawić swojej mamie.

Natychmiast się z nią dogadałyśmy. Była praktyczną, inteligentną i przyjazną kobietą.

Urodziła syna w wieku 18 lat, a gdy dziecko miało sześć miesięcy, zmarł jej mąż. Sama wychowała dziecko.

Musiała ciężko pracować, aby utrzymać siebie i swojego syna. W momencie naszego pierwszego spotkania miała 41 lat, ale wyglądała młodziej.

Po ukończeniu studiów zorganizowaliśmy wesele. Postanowiliśmy zamieszkać z mężem w jego rodzinnym mieście, bo dostał tam dobrą pracę.

Teściowa od razu powiedziała, że nie chce, byśmy się do niej przeprowadzali — była bardzo zajętą i przyzwyczajona do życia w samotności. Wynajęliśmy mieszkanie w pobliżu.

Czasami przychodziła nas odwiedzić. Zawsze zadbana, w spodniach lub spódnicy, z torebką na ramieniu. Nigdy mnie nie krytykowała.

Często też zapraszała nas do siebie. Teściowa miała wielu przyjaciół – szła z nimi do teatru, do Filharmonii, była zapraszana na urodziny.

Kiedy urodził się nasz syn, najbardziej nam pomogła: nauczyła mnie go kąpać, chodziła z nim na spacer, zabierała z przedszkola.

Później teściowa zaczęła nas unikać. Ani nie przychodziła, ani nie zapraszała do siebie. Potem powiedziała, że na trzy miesiące wyjeżdża do przyjaciółki do sąsiedniego miasta.

Dzwoniła do nas kilka razy na Skype. Prosiła włączyć wideo, ale sama się nie pokazywała.

Pewnego dnia zadzwoniłam do teściowej, a ona powiedziała, że trafiła do tamtejszego szpitala, ponieważ miała problemy z sercem. Powiedziałam, że przyjedziemy ją zobaczyć, ale teściowa kategorycznie odmówiła.

Kilka dni później zaprosiła nas do swojego domu, ostrzegając, że chce nam coś powiedzieć. Drzwi otworzył nieznany mężczyzna, a za nim stała szczęśliwa teściowa… trzymając dziecko na rękach!

– Zarejestrowaliśmy ślub. Urodziła nam się córeczka. Nie mówiłam nic, bo bałam się, że mnie osądzicie, przecież mam 47 lat.

Jednak ja bardzo się ucieszyłam! Wierzę, że moja druga mama, niezależnie od wieku, zasługuje na szczęście!

Potajemnie adoptowałam dziecko pozostawione w szpitalu po urodzeniu. Historia z trudnych lat 90-ch

Dwie pielęgniarki pracowały w tym samym szpitalu i nie podejrzewały, że są krewnymi, ale poznały się dzięki pacjentowi

Kobieta słyszała w głowie głosy, które zmusiły ją do pójścia do szpitala. To właśnie pomogło zdiagnozować u niej poważną chorobę