Bocian został ranny po zderzeniu z siecią energetyczną. Dorośli mieszkańcy, zamiast pomóc ptakowi, rzucali w niego kamieniami, kręcąc przy tym filmiki.
Zwierzęciu przyszli z pomocą 10-letnia Madzia i 11-letni brat Jacek.
Zdarzenie miało miejsce w czwartek, 8 sierpnia w miejscowości Gałowo. Bocian uderzył kilka dni wcześniej w sieć energetyczną i spadł na ziemię.
Rannego ptaka zauważyła Hanna Krupecka, mieszkanka Gałowa. Kobieta poinformowała o sytuacji strażaków, jednak ci nie zdołali nic wskórać, gdyż zwierze uciekło. Bocian błąkał się po okolicy przez kilka dni, prawdopodobnie bez pożywienia.
W czwartek ptak pojawił się na polu przy drodze wiodącej do Przyborowa. Jak wynika z relacji świadków, kilkoro mieszkańców próbowało odgonić zwierzę, rzucając w nie kamieniami. Gdy ptak wyszedł na jezdnię, kręcili telefonami filmy i dalej je przeganiali, żartując przy tym i najwyraźniej dobrze się bawiąc.
Bocian był ranny i wyraźnie osłabiony. Przyglądało mu się wiele osób, jednak nikt nie próbował mu pomóc.
Hanna Krupecka przejeżdżała akurat samochodem przez wieś wraz z dziećmi.
Widząc, co się dzieje, poprosiła 10-letnią Madzię i o rok starszego Jacka, by pozostali na miejscu, sama udała się do domu, aby o całej sytuacji powiadomić Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami we Wronkach.
– Pani weterynarz poprosiła, abyśmy zrobili bocianowi zdjęcia, obserwując jak się zachowuje – czy jest w stanie samodzielnie się poruszać, czy próbuje latać. Zasugerowała też, abyśmy spróbowali przenieść bociana w jakieś bezpieczne, ogrodzone miejsce. Przestrzegła jednak, że należy uważać na dziób, bo jeśli się wystraszy, może zacząć nim ruszać i od razu skieruje go w stronę oczu człowieka – relacjonuje pani Hanna.
Gdy skończyła rozmowę, zadzwoniła do niej Madza, mówiąc, że właśnie niesie bociana na rękach!
– Sądziłam, że to żart, bo przecież w jaki sposób 10-letnia dziewczynka mogła złapać dzikiego ptaka? A jednak była to prawda. Natychmiast wybiegłam z domu. Przypominając sobie wskazówki i przestrogę pani weterynarz, byłam cała w nerwach – bałam się o córkę. Gdy ją zobaczyłam, to było coś nieprawdopodobnego! Niosła bociana na rękach jakby był szczeniakiem – opowiada mama dziewczynki.
Jak się okazało, dzieci obserwując zachowanie dorosłych, same pośpieszyły bocianowi na ratunek. Nie wiedziały jak się zachowa, musiały wyzbyć się wszelkich obaw. Bocian był jednak bardzo spokojny i pozwolił do siebie podejść. Madzia wzięła go na ręce, a chwilę później zatelefonowała do mamy.
– Czy się bałam? Niespecjalnie. Widziałam, że jest słaby, że coś go boli i poczułam, że po prostu muszę mu pomóc. Wtedy strach odchodzi gdzieś na bok – przyznaje dziewczynka – Gdy zaczynał ruszać mi się na rękach, szłam bardzo powoli, by nie odczuwał bólu.
Tak jest przecież też z ludźmi – gdy ktoś złamię nogę, to należy bardzo powoli i spokojnie przenieść go w bezpieczne miejsce, aby noga nie bolała go jeszcze bardziej – mówi Madzia.
Przyglądająca się zdarzeniu, mieszkająca nieopodal Magdalena Pernak zgodziła się, aby chwilowym schronieniem dla zwierzęcia stał się jej ogród. Podwórko państwa Krupeckich nie jest bowiem ogrodzone, w związku z czym nie byłoby bezpiecznym miejscem dla bociana.
Mieszkańcy zapewnili mu wodę i pożywienie. Kolejnego dnia zwierzę mieli odebrać z Gałowa pracownicy Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt w Kleszczynie, których o sprawie poinformował wroniecki oddział TOZ. Dzieci cały czas doglądały bociana, sprawdzając, jak się czuje. Nadały mu nawet imię.
– Nasz bociek został Stefanem. Zaprzyjaźniliśmy się ze sobą – mówi z uśmiechem Madzia – Na drugi dzień wstałam rano, zjadłam śniadanie, szybko się ubrałam i od razu pojechałam rowerem do Stefana. Najpierw dałam mu się obwąchać, by się mnie nie bał.
To młody bocian, więc był bardziej ufny. Sprawdziłam, czy wypił wodę i coś zjadł. Potem sam do mnie podchodził, przystawiał dziób do mojej buzi, jakby chciał się bawić. Dał się nawet przytulić i chyba poczuł, że jest bezpieczny – opowiada dziewczynka.
Kolejnego dnia po południu bocian trafił do ośrodka w Kleszczynie, gdzie powoli odzyskuje siły. Okazało się, że miał złamane skrzydło, zranioną nogę i dziób. Madzia ma nadzieję, że na wiosnę Stefan wróci do Gałowa.
– Trochę za nim tęsknię, ale wiem, że tam, gdzie jest teraz, będzie mu dobrze. Wyzdrowieje i odzyska siły – komentuje dziewczynka.
Dziewczynka jest niezwykle wrażliwa na los i krzywdę zwierząt. Kilka miesięcy temu opiekowała się rannym gołębiem, który prawdopodobnie został poszkodowany w starciu z drapieżnym ptakiem. Jemu również uratowała życie.
– Spoglądając na zdjęcia Madzi, widzę teraz, że zwierzęta towarzyszyły jej od najmłodszych lat. Mówi zresztą, że chciałaby zostać weterynarzem, a my zastanawiamy się, jakie zwierzę przyniesie jeszcze do domu – śmieje się pani Hanna.
Źródło: gloswielkopolski.pl, fot.: mat. Magdaleny Krupeckiej