Poprosiłam córkę, żeby przywiezła wnuki na weekend, ale zięć nie zgadza się. Teraz chcę pojechać do nich, bo nie widziałam ich od pół roku

Przez całe życie starałam się być dobrą matką. Nie idealną – nie, bo czy są idealne matki? Ale troszczyłam się o nią najlepiej, jak potrafiłam.

Swoje potrzeby zawsze stawiała na ostatnim miejscu. Kiedy córka chorowała – siedziała przy jej łóżku całą noc, nawet jeśli rano miała zmianę w pracy.

Kiedy wstąpiła na uniwersytet – sprzedałam swoją biżuterię, aby opłacić akademik i nie brać kredytu. Kiedy rodziła – jako pierwsza przybiegłam z pomocą, nie czekając na zaproszenie.

Nie należę do tych babć, które czekają na telefon – zawsze jestem w pobliżu, jeśli jest taka potrzeba. Ale teraz… teraz odsunięto mnie na bok.

Od pół roku nie widziałam swoich wnuków. Nie słyszałam ich głosów, nie trzymałam ich za rączkę, nie wycierałam im nosków, nie śpiewałam kołysanek.

Screen youtube

Wszystko, co mam, to stare zdjęcia i krótkie filmy, które córka przesyła mi na czacie. Ona mówi: „Mamo, wszystko w porządku, po prostu mamy teraz trudny okres, zięć dużo pracuje, dzieci są zmęczone, a ty jesteś daleko”.

Ale ja to czuję. Sercem czuję, że coś jest nie tak. Mówię jej: „Przywieź mi je na weekend, tęsknię za nimi, ugotowałabym barszcz, poszłabym z nimi do parku, do zoo…”

A ona milczy. Potem pisze: „Mamo, rozmawialiśmy z Aleksandrem, on nie chce. Mówi, że dzieciom trudno jest zmieniać otoczenie, że nie czują się komfortowo w twoim mieszkaniu, że nie jesteś już młoda…”

A czy ja prosiłam, żeby zostawiła je u mnie na miesiąc? Chciałam je tylko przytulić. Przecież nie jestem obca.

I oto się zebrałam. Po cichu. Bez ostrzeżenia. Kupiłam bilet na pociąg, spakowałam torbę: prezenty dla dzieci, kilka słoików dżemu, ciepłe skarpety, które sama zrobiłam na drutach.

Wszystko tak, jak kiedyś moja mama pakowała dla mnie. W wagonie siedziałam przy oknie i wspominałam, jak kiedyś moja mała córeczka biegła mi na spotkanie z tornistrem, jak przytulała się do mnie w nocy, jak całowałam jej gorące czoło, kiedy miała gorączkę…

Teraz ona jest matką i pomyślałam: czyżby nie pamiętała, jak ważne jest dla dzieci widywanie babci?

Przyjechałam wcześnie rano. Stałam przy wejściu z bukietem astry. Dzwonię. Drzwi otwiera wnuczka. Krzyknęła: „Babciu!” I ja się rozpłynęłam. Objęłyśmy się, a ja chciałam płakać, bo te ręce są częścią mnie. Córka stała z tyłu.

Wyglądała na zagubioną. A zięć – po prostu skinął głową. „Mamo, dlaczego nie uprzedziłaś?” – powiedziała cicho córka. Odpowiedziałam: „Bo wtedy byś mi odmówiła. A ja nie mogę już dłużej czekać”.

Wpuścili mnie do domu. Ale widziałam, że zięć jest niezadowolony. Cały dzień milczał, nie przygotowali nic na obiad – sama pokroiłam sałatkę i podgrzałam zupę.

Córka tylko milcząco pomagała. A dzieci – one nie odchodziły. Córka mówi: „Oni bardzo cię kochają. Ale przecież rozumiesz, że Aleksander nie chce, żeby się do ciebie przywiązywały…

Mówi, że możesz potem zachorować lub coś innego. Co będzie, jeśli cię nie będzie, a one się przyzwyczają?”. Patrzyłam na nią długo. Powiedziałam tylko: „Kiedy byłaś mała, a ja chorowałam, nikt nie zabraniał ci mnie kochać”.

Zostałam na jedną noc. Rano wyjechałam. Na przystanku wnuk biegł za autobusem i machał ręką. Nie wiedziałam, kiedy znów ich zobaczę.

Nie chcę obrażać córki. Jest dobra. Po prostu teraz stoi między mną a nim. I wybiera nie sercem, ale wygodą. Ale serce — ono się nie wyłącza. Boli.

I nie wiem, czy mam prawo prosić o więcej, niż mi dają. Ale tak bardzo chcę po prostu być blisko. Być potrzebna. Być babcią, a nie tylko daleką krewną, która wysyła prezenty pocztą.

Może jestem stara. Może czasy się zmieniły. Ale miłość – ona się nie zmienia. Ona nie przemija. Ona chce dotyku, uścisku, prostego słowa: „Przyjedź, tęskniliśmy”. I nadal wierzę, że kiedyś o tym przypomną sobie.

Synowie od dawna mnie nie odwiedzają, a kiedy dowiedzieli się, że zostawiam wszystko, co mam, mojej siostrzenicy, powiedzieli: „Niech ona przyjeżdża do ciebie, a my mamy swoje rodziny”

Siostra zaprosiła nas w odwiedziny, a kiedy przyjechaliśmy, przypadkowo usłyszeliśmy jej rozmowę z mężem: „Nie będę ich karmić, to twoi goście”

Kiedy zadzwoniłam do córki, aby zapytać, dlaczego nie zaproszono mnie na wesele, które odbyło się wczoraj, odpowiedziała, że nie pasowałam do zaproszonych gości