Wiktor i ja jesteśmy małżeństwem od pięciu lat. Od samego początku uzgodniliśmy, że przez jakiś czas będziemy żyć bez dzieci, aby cieszyć się sobą nawzajem.
Wszystko było u nas w porządku. Wiktor miał dobrą pracę, dobrze mnie traktował, nigdy nie dał się w żaden sposób przytłoczyć i kochaliśmy się nawzajem.
Nawet wielu naszych przyjaciół nam zazdrościło.
Ale w końcu zdecydowaliśmy, że chcemy mieć dziecko. Staramy się już od sześciu miesięcy, ale nic się nie dzieje.
Przeszłam wszystkie możliwe testy i lekarz powiedział, że wszystko jest ze mną w porządku, więc musimy pobrać próbki mojego męża.
Mój ukochany był wyrozumiały i zgodził się. Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że nie może mieć dzieci. Byliśmy zdenerwowani, ale próbowaliśmy dalej.
Minęło kilka miesięcy i coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę ze skali problemu, bo nasze wysiłki szły na marne.
Nie chcieliśmy nikogo adoptować, nie czuliśmy takiej potrzeby, to była ogromna odpowiedzialność. Sztuczne zapłodnienie i tym podobne były bardzo drogie, nie mieliśmy takiej możliwości.
Pewnego dnia obejrzeliśmy razem film, w którym była podobna sytuacja, a ojciec dziecka był przyjacielem głównego bohatera. Porozmawialiśmy o tym trochę i Wiktor sam zaproponował mi taką opcję.
Oczywiście nie wzięłam tego na poważnie i myślałam, że żartuje. Ale on nalegał. Byłam temu kategorycznie przeciwna, nie rozumiałam, jak ktokolwiek mógł nawet o tym pomyśleć. Ale każdego dnia zaczęłam zauważać coraz więcej dzieci: na placach zabaw, w parku, w przedszkolach, na naszym podwórku, na przejściach dla pieszych…
Dręczyło mnie to, bo naprawdę chciałam zostać matką. I pewnego dnia powiedziałam mężowi, że się zgadzam.
Długo wybieraliśmy potencjalnego ojca. Chcieliśmy kogoś znajomego, ale potem zdecydowaliśmy, że lepiej będzie wybrać kogoś z daleka. Zrobić to i zapomnieć. Mieliśmy listę z punktami, które ten mężczyzna musiał spełnić. Zdrowy, żonaty, z dziećmi…
I znaleźliśmy go. W firmie, w której pracuję, odbyła się wymiana pracowników i przyszedł do nas młody i przystojny Andrzej. Wszystko w nim było idealne: jego wygląd, charakter, poczucie humoru, inteligencja… Przypominał mi nawet trochę mojego męża.
Powiedziałam Wiktorowi o Andrzeju i następnego dnia przyszedł do mnie porozmawiać. Poznali się i Viktor zaprosił go do sauny na spotkanie. Wieczorem wrócił nie będąc sobą.
Powiedział mi, że wolałby pojechać do innego miasta do swoich rodziców, żeby zostawić mnie z nim samą i wszystko poszło dobrze. Oczywiście był zdenerwowany i nie chciał, żeby tak się stało.
I wcale nie było to dla mnie łatwe. Udawałam, że jestem w związku z Andrzejem i zaprosiłam go do domu. Nasza zażyłość trwała dwa tygodnie, a ja ledwo mogłam to znieść. Ale potem zobaczyłam dwa paski. I zaraz potem odeszłam od Andrzeja, niczego nie wyjaśniając.
Po tym, jak przekazałam mu tę wiadomość, mój mąż od razu przyszedł i promieniał ze szczęścia. Oboje byliśmy szczęśliwi. Przez całą ciążę opiekował się mną najlepiej, jak potrafił.
Urodziła nam się Anna. Teraz ma 4 lata i przez cały ten czas nigdy nie słyszała, że dziecko nie jest Wiktora. Nadal się kochamy i mamy bardzo ciepłe relacje. Nasze dziecko jest nam bliższe niż nasze własne. I oboje to rozumiemy.