Nie chcę opowiadać znajomym o tym, co dzieje się w domu i o wszystkich kłótniach, ale muszę się wygadać, więc postanowiłam o tym powiedzieć.
Od 10 lat nie znalazłam wspólnego języka z rodziną mojego męża, jesteśmy małżeństwem od 6 lat, kochamy się, a wszystkie konflikty wynikają tylko z powodu krewnych.
Od samego początku jego rodzice nie chcieli mieć synowej takiej jak ja — prostej dziewczyny ze wsi bez zasług. Ale nie wiedziałam o tym, dopóki nie zaczęliśmy razem mieszkać.
Jego rodzice też nic nam nie dali, przyszedł do mojego wynajętego mieszkania z torbą ubrań i to wszystko.
Zaczęliśmy więc mieszkać razem, pracując dzień i noc, by zarobić trochę grosza.
Jego rodzice nigdy nas nie odwiedzali, podczas gdy moja matka wysyłała nam jedzenie i pomagała mi we wszystkim.
Usprawiedliwiali swoje zachowanie, mówiąc, że przyjdą do nas, kiedy będziemy mieli własne mieszkanie.
Mój mąż ma również brata, który kocha pieniądze i luksus, ale nie chce w ogóle pracować. Po prostu zaciąga pożyczki, a potem rodzina musi spłacać jego długi.
Wszystko zaczęło się od tego, że mężczyzna zapomniał telefonu w samochodzie brata, a brat wykorzystał sytuację i szybko go sprzedał.
Mój mąż przymknął na to oko, ale ja nie milczałam i powiedziałam wszystko, co o nim myślę. Oczywiście nie oddał mi pieniędzy.
Kiedy pojechaliśmy do moich rodziców, zabrał klucze mojej teściowej i ukradł walkmana z naszego domu. Od tamtej pory zmieniliśmy zamki. Mój brat mówi wszystkim, że nastawiam męża przeciwko niemu, chociaż tak nie jest.
Potem zaczęły się przygotowania do ślubu, a mój brat zaczął pisać, że gdyby chciał, nie przyszedłby na nasz ślub. Przestałam się z nim komunikować, nawet przestałam się witać, żeby się nie denerwować.
Pewnego dnia postanowił się pogodzić, a ja mu wybaczyłam, w końcu byliśmy rodziną. Ale moja cierpliwość trwała do momentu, gdy pożyczył od nas pieniądze, a potem powiedział, że niczego nie wziął i nie zamierza ich spłacać. Wtedy zaczął mnie przeklinać przy całej rodzinie.
Przez te lata kupiliśmy już z Andrzejem trzypokojowe mieszkanie, spłacamy kredyt na samochód, pracujemy na dwa etaty, nie śpimy po nocach, a jego rodzina siedzi w domu i myśli, że pieniądze spadają jej z nieba. Nie chcę oddawać im tego, co zarobiłam ciężką pracą.
Najgorsze jest to, że pół roku temu mój mąż został zwolniony z pracy i żyjemy tylko z mojej pensji. Teraz naprawdę zaciskamy pasa, nie ma kto nam pomóc.
Musiałam spłacić kredyt, ale nie miałam wtedy pieniędzy, więc poprosiłam teściową o pieniądze dosłownie do następnej wypłaty — nie chciała mi ich dać. A potem dowiedziałam się, że wykupiła wczasy nad morzem dla brata męża i jego dziewczyny.
Chociaż przez lata daliśmy mojej teściowej znacznie większą sumę, a także jej synowi, to wstyd, że pomagasz ludziom, a oni biorą cię za nic. Wydaje mi się, że oni po prostu nami gardzą i mają walizkę pełną pieniędzy. Normalne relacje mam tylko z teściem, ale on o niczym w tej rodzinie nie decyduje.
Teraz potrzebuję, żeby brat Andrzeja oddał pieniądze, które jest nam winien, ale Andrzej nie chce mu nic powiedzieć.