Screen freepik
W końcu wnuki są dla mnie największą radością i zawsze chętnie spędzam z nimi czas.
Myślałam, że będzie to miła odmiana w moim codziennym życiu: trochę zamieszania, śmiechu, dziecięcych zabaw, spacerów w parku. Tydzień i tyle.
Moja córka zawsze potrafiła pięknie mówić, z taką łatwością, która rozwiewała wszelkie wątpliwości.
Przyjechała z dziećmi, szybko wniosła torby, wyjaśniła, że „wszystko, co potrzebne, jest tutaj” i tylko mimochodem wspomniała, że ona i jej mąż mają pracę, nowy kontrakt i być może będą musieli zostać dłużej.
Nie powiedziałam wtedy ani słowa, tylko uściskałam wnuki i pomyślałam: „No cóż, nawet jeśli trochę dłużej, to dam radę”.
Telefony od córki są krótkie i zawsze zawierają te same słowa: „Mamo, jeszcze tu zostaniemy, u ciebie wszystko w porządku?
Przecież jesteś w domu, nie jest ci ciężko”. A to „nie jest ci ciężko” brzmi jakoś szczególnie przykro.
Jestem już zmęczona. Nawet nie fizycznie, ale psychicznie. Kocham swoje wnuki, ale kiedy od rana do wieczora gotujesz kaszę, sprzątasz i próbujesz zdążyć ze wszystkim, zaczynasz rozumieć, że twoje własne plany, marzenia, a nawet proste pragnienia – nikogo nie interesują.
„Babciu, można bajki?”, „Babciu, daj mi jeszcze soku!”, „Babciu, on mam uderzył!” – te słowa powtarzają się w kółko. I łapię się na tym, że nie słyszę już własnych myśli.
Kiedy wczoraj zadzwoniłam do córki i powiedziałam: „Córeczko, zgodziłam się tylko na tydzień, ja też mam swoje sprawy”, ona tylko się roześmiała:
„Mamo, jakie masz sprawy? Przecież nie masz nic do roboty. A dzieciom dobrze jest na świeżym powietrzu, z tobą jest im nawet lepiej niż w mieście”.
Odłożyłam słuchawkę i długo siedziałam w milczeniu. To miało miejsce jak zimny prysznic. Czy naprawdę w oczach mojego dziecka jestem osobą bez planów, bez życia, bez prawa do powiedzenia „nie”?
Przypomniałam sobie, jak kiedyś sama zostawiałam córkę w przedszkolu, jak spieszyłam się do pracy i czułam wyrzuty sumienia. Zawsze starałam się dać jej wszystko, co najlepsze, żeby wyrosła na szczęśliwą osobę. A teraz ona patrzy na mam i widzi tylko wygodną nianię.
Dzieci oczywiście nie są winne. Śmieją się, bawią się, obejmują mam. Czasami patrzę na ich twarze i myślę: „A może naprawdę lepiej, że są tutaj, na łonie natury, ze mną?”. Ale potem nadchodzi noc, kładę się do łóżka i zdaję sobie sprawę, że znowu nie miałam ani chwili dla siebie.
Sąsiadka powiedziała kiedyś: „Oj, masz szczęście, wnuki są zawsze przy tobie”. Uśmiechnęłam się tylko, ale w środku chciałam odpowiedzieć: „A czy wiesz, ile to wymaga siły i cierpliwości?”
Bo miłość do wnuków nie znosi zmęczenia i poczucia, że po prostu cię wykorzystano. Kilka dni temu postanowiłam porozmawiać poważnie. Powiedziałam córce:
„Córko, rozumiem, że jesteś zajęta, ale ja też mam prawo do własnego życia. Jeśli zdecydowałaś się zostawić dzieci na całe lato, powinnaś była przynajmniej zapytać mam o zdanie”.
W słuchawce nastąpiła przerwa, a potem usłyszałam: „Mamo, przesadzasz. Zawsze mówiłaś, że nie ma dla ciebie większej radości niż przebywanie z wnukami”. Dlaczego teraz jest inaczej?”.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Tak, mówiłam tak. Ale miłość to jedno, a lekceważenie moich granic to zupełnie co innego.
Nie stajemy się pustką, kiedy przechodzimy na emeryturę. Mamy swoje nawyki, marzenia, zainteresowania. I prawo, by powiedzieć: „Chcę inaczej”.
Czy znowu zgodzę się znosić i udawać, że wszystko jest w porządku?Bo najbardziej boli mnie nie zmęczenie. A to, że moja córka widzi we mnie tylko osobę, która „i tak nie ma nic do roboty”.
I zadaję sobie pytanie: czy naprawdę my, matki, jesteśmy winne tego, że same nauczyłyśmy nasze dzieci, że zawsze będziemy przy nich, zawsze pomożemy, zawsze będziemy milczeć?
To była zwykła sobota. Ja prałam firanki, Adam mył podłogę w kuchni — wszystko jak…
Przygotowywaliśmy się przez cały tydzień. Upiekłam jej ulubiony tort — ten sam, który robiłam, kiedy…
Mam sześćdziesiąt lat. Kiedyś wydawało mi się to starością, a teraz po raz pierwszy czuję,…
Przyjechałam do matki po latach ciszy. Nie wiedziałam, jak mnie przyjmie. Czy w ogóle otworzy…
Przyszłam trochę wcześniej. Tak po prostu — żeby pomóc, żeby nie było jej ciężko. Pomyślałam,…
Nigdy nie myślałam, że na starość będę musiała liczyć grosze. Kiedyś pracowałam od rana do…