Zdecydowałam się zdradzić męża nie dlatego, że nagle przestałam być uczciwa. Zrobiłam to dlatego, że poza tym, że go nie ma, nie mam już nic.
A ja chcę żyć teraz, nie kiedyś, nie „jak on wróci”, nie „jak się uspokoi”. Teraz. Skąd mam wiedzieć, może on też mnie zdradza.
Wtedy jesteśmy kwita — powiedziałam to na głos, patrząc w swoje odbicie w lustrze, jakby ktoś miał mnie osądzić.
Mój mąż zniknął z naszego życia powoli. Najpierw były nadgodziny, potem delegacje, później telefony odbierane w łazience i zdania urwane w pół słowa.
„Nie teraz”, „jestem zmęczony”, „porozmawiamy innym razem”. Zawsze innym razem. Zawsze później. A ja zostawałam sama w mieszkaniu, które kiedyś było naszym domem.

— Przesadzasz — mówiła moja mama. — Mężczyźni tacy są. Pracuje, stara się, powinnaś się cieszyć.
Ale jak mam się cieszyć, kiedy kolacja stygnie trzeci wieczór z rzędu, a ja jem ją sama, w ciszy, słuchając tykania zegara?
Jak mam się cieszyć, kiedy w łóżku obok mnie jest tylko chłodna pościel i zapach jego perfum, który coraz bardziej przypomina mi, że to wszystko już minęło?
Próbowałam rozmawiać. Naprawdę próbowałam.
— Czy ty jeszcze w ogóle chcesz tu być? — zapytałam kiedyś, gdy wrócił po północy, nawet nie zdejmując płaszcza.
— Znowu zaczynasz? — westchnął. — Przecież jestem. Czego jeszcze chcesz?
Właśnie tego nie umiałam mu wytłumaczyć. Że chcę, żeby był naprawdę. Żeby mnie widział, słyszał, dotykał nie z obowiązku, ale dlatego, że jeszcze mu zależy. On tylko patrzył na mnie jak na problem, który trzeba jak najszybciej rozwiązać.
— Zawsze masz pretensje — rzucił. — Nigdy nie jest dobrze.
A ja myślałam: bo nigdy nie jest.
Pewnego dnia, zupełnie zwyczajnie, ktoś zapytał mnie w pracy, czy nie pójdę na kawę. Nic wielkiego. Normalne pytanie.
A ja poczułam, jakby ktoś nagle przypomniał mi, że jeszcze istnieję. Że jestem kobietą, nie tylko żoną, nie tylko tą, która czeka.
— Jeśli chcesz, oczywiście — odpowiedziałam, a serce biło mi szybciej niż powinno.
Rozmawialiśmy o rzeczach banalnych. O filmach, o planach, o tym, jak bardzo można się zgubić w codzienności. I nagle usłyszałam:
— Dawno nie widziałem, żeby ktoś tak słuchał.
Zabolało. Bo zrozumiałam, że mój mąż przestał mnie słuchać dawno temu.
Nie planowałam zdrady. Naprawdę. Mówiłam sobie, że to tylko rozmowa, tylko kawa, tylko chwila normalności.
Ale potem była kolejna. I jeszcze jedna. Aż w końcu złapałam się na tym, że czekam na te spotkania bardziej niż na powrót męża.
— To już zdrada? — zapytałam sama siebie. — Czy jeszcze nie?
Kiedy wróciłam tamtego wieczoru do domu, mąż znów był nieobecny. Napisał krótką wiadomość: „Nie wrócę dziś. Sprawy”. Bez kropki, bez wyjaśnienia. Jakby informował mnie o pogodzie.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam: a jeśli on też kogoś ma? Jeśli też żyje gdzieś obok, tylko ja jedna wciąż udaję, że to małżeństwo jeszcze istnieje?
— Skąd mam wiedzieć? — powiedziałam na głos. — Może on mnie zdradza od dawna. Tylko ja nie chciałam tego zobaczyć.
Kiedy to się stało, nie było fajerwerków ani dramatycznych deklaracji. Była cisza, bliskość, ciepło dłoni. I uczucie, którego nie czułam od lat — że ktoś chce być tu, ze mną, teraz.
Po wszystkim siedziałam długo, wpatrując się w sufit. Nie czułam euforii. Czułam ulgę. Jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar bycia wierną czemuś, co już dawno przestało istnieć.
— A jeśli się dowie? — przemknęło mi przez głowę.
Ale zaraz potem pojawiła się inna myśl: a jeśli on już dawno wie, tylko mu to obojętne?
Kiedy mąż wrócił po kilku dniach, spojrzał na mnie uważniej niż zwykle.
— Jakoś inaczej wyglądasz — powiedział.
— Bo zaczęłam oddychać — odpowiedziałam, choć on pewnie zrozumiał to zupełnie inaczej.
Nie przyznałam się. Nie dlatego, że byłam tchórzem. Tylko dlatego, że nie wiedziałam, czy mamy jeszcze cokolwiek, co warto ratować.
On nie zapytał. Nie próbował. Jakby bał się usłyszeć prawdę, która zmusiłaby go do decyzji.
Teraz wiem jedno: zdrada nie zawsze zaczyna się w łóżku. Czasem zaczyna się wtedy, gdy przez lata jesteś sama obok kogoś, kto
powinien być najbliżej. A kiedy w końcu wybierasz siebie, wszyscy nagle przypominają sobie o moralności.
Może kiedyś mu powiem. A może on powie pierwszy. A może nigdy się nie dowiemy. Ale dziś wiem, że nie chcę już żyć w zawieszeniu, w domyślaniu się, w czekaniu.
Bo życie jest teraz. I ja też jestem teraz.