Na początku ani moi rodzice, ani jego nie akceptowali naszego małżeństwa. Ale istotna różnica polega na samym podejściu – moi rodzice raz powiedzieli mi, że mogłam wybrać lepszego partnera i nigdy więcej nie poruszyli tego tematu.
Natomiast moja teściowa niosła swoją bardzo cenną opinię jak flagę przez całe dziewięć lat. Z jakiegoś powodu była bardzo zirytowana, że jej syn wybrał na żonę „dziewczynę z miasta”.
Ale matce mojego męża byłoby łatwiej pogodzić się z tym faktem, gdybym była „godną pozazdroszczenia panną młodą”.
Według standardów mojej teściowej powinnam już mieć mieszkanie i samochód, ale ja tylko „poderwałam ciężko pracującego faceta i usiadłam mu na karku”.
Oczywiście nie siedziałam nikomu na karku. Oboje z mężem pracowaliśmy, wynajmowaliśmy mieszkanie i zastanawialiśmy się, jak się z niego wydostać i zaoszczędzić na kredyt hipoteczny.
Mieliśmy pomysły, ale niestety nie mieliśmy środków. Ale nie rozpaczaliśmy i powoli oszczędzaliśmy. Życie jest długie, damy radę.
Moja teściowa nie chciała zrozumieć, że ciężko pracujemy. Mieszkała na wsi ze swoją najstarszą córką i wnuczką. Mają własny ogromny ogród warzywny, krowę, mleko i inne produkty, które sprzedają.
A ja i mój mąż musieliśmy chodzić i uprawiać te duże działki w nasz jedyny wolny dzień. Pracowaliśmy naprawdę ciężko, wszystko po to, aby osiągnąć cel, jakim było nasze mieszkanie. Ale te problemy były wyłącznie nasze, a teściowej to nie obchodziło.
Ciągle powtarzała synowi, że powinien ożenić się z dziewczyną z posagiem, a nie tak jak on, zakochać się w ładnej buzi. To, że słyszałam te wszystkie rozmowy, w ogóle teściowej nie przeszkadzało.
I tak nie mogliśmy często podróżować, jeździliśmy po trzy tygodnie z rzędu, zdaliśmy sobie sprawę, że przy takim rytmie życia mieszkanie nam się już nie przyda i przestaliśmy się zadręczać.
Mąż poradził mamie, żeby wydzierżawiła część ogrodu, skoro tak trudno jej samej go zagospodarować, ale teściowa podniosła krzyk, powiedziała, że nie będzie tu tolerować obcych, to jej syn i zawsze cieszyła się, że go ma, ale on musi jej pomagać.
Mój mąż wstał i powiedział, że nigdzie nie pójdzie, bo nie jesteśmy końmi roboczymi. Wtedy teściowa znowu zaczęła krzyczeć – my nie chcemy pracować, a ziemniaki, ogórki i inne owoce i warzywa będziemy jeść później.
Nie planowaliśmy z mężem nic stamtąd zabierać. Nie mamy gdzie przechowywać dużych zapasów, a nie ma sensu ciągle jeździć do teściowej po wiadro ziemniaków i słoik ogórków, taniej jest je kupić.
A potem teściowa znalazła sobie coś do narzekania. Twierdziła, że ja, dziewczyna z miasta, brzydzę się nimi i nie umiem liczyć pieniędzy.
Generalnie mieszała jak tylko mogła. Ten jej ogród był przeszkodą przez wszystkie lata ich małżeństwa, ale było mnóstwo innych problemów.
Od czasu do czasu odwiedzała nas teściowa z córką i wnuczką. Wtedy miałam ochotę uciekać, gdzie tylko oczy poniosą.
Pięć osób w jednopokojowym mieszkaniu to zdecydowanie za dużo. Pewnego dnia pojechałam do rodziców, ale potem przez miesiąc mieliśmy z mężem skandal.
Moja matka powiedziała mu, że ich nie szanuję, że od nich stronię i dlatego nie szanuję też mojego męża.
A potem urodziło nam się dziecko. Dzięki Bogu, stało się to, gdy mieliśmy już zaciągnięty kredyt hipoteczny na dwupokojowe mieszkanie.
Moja teściowa przyszła pomóc, więc przynajmniej mieszkała w innym pokoju. Niewiele to jednak pomogło. Wtrącała się wszędzie, gdzie tylko mogła.
Oczywiście wybuchały między nami kłótnie, a ona skarżyła się mężowi, że jestem niewdzięczna. Potem kłóciliśmy się z moim mężem.
Potem pojawiły się trudności finansowe i osobiste nieporozumienia. Ale wszystko poszłoby o wiele sprawniej, gdyby moja teściowa nie wtykała we wszystko nosa. Ma talent do robienia wielkiego skandalu z małej kłótni.
Niedawno zdaliśmy sobie z mężem sprawę, że w tych skandalach, kłótniach i trudnościach wypaliło się to, co kiedyś nas łączyło.
Nie ma już miłości, jest irytacja drobiazgami, zmęczenie i niechęć do jakiegoś rozwiązania istniejących konfliktów. A my żyliśmy razem siłą inercji, dla dobra dziecka.
Zdecydowaliśmy jednak, że lepiej dla wszystkich będzie, jeśli się rozwiedziemy. Ja będę mogła budować swoje życie, mój mąż będzie mógł budować swoje i będziemy razem wychowywać nasze dziecko, a nasze rozstanie nie wpłynie na niego w żaden sposób.
Moi rodzice byli zdenerwowani, rodzina została zniszczona, a moja teściowa prawie tańczyła na tę wiadomość. Natychmiast zadzwoniła do mnie i powiedziała, że zawsze wiedziała, że jej syn i ja nie będziemy razem, że się rozwiedziemy. Dzięki twoim modlitwom, matko…
Jeśli mężczyzna zdecyduje się ponownie ożenić, dam jego żonie tylko jedną radę – trzymać się jak najdalej od teściowej i, jeśli to możliwe, w ogóle nie dopuszczać jej do rodziny. Chociaż myślę, że on sam już wiele rzeczy sobie uświadomił.