Znam każdy ruch na pamięć, bo tak było od zawsze, jeszcze od dzieciństwa. Wstawaliśmy wcześnie, jeszcze przed wschodem słońca, mama czekała z gorącymi pierogami, a tata szykował worki.
Nigdy nie narzekałam, bo wiedziałam, że to nie tylko praca – to więź, rodzina, ciepło.
Ale z biegiem lat zaczęłam widzieć rzeczy, których wcześniej nie zauważałam. I za każdym razem, kiedy wracaliśmy do domu, miałam w sercu pewien gorzki smak.
Mój brat – młodszy, ma własną rodzinę, mieszkanie w mieście, dobrą pracę. Na wieś nie przyjeżdża, bo – jak mówi mama – „ma tyle obowiązków”.
My zawsze pomagamy: wiosną przy sadzeniu, jesienią przy zbiorach. Ale kiedy przychodzi do tego, komu rodzice dają więcej z plonów, wszystko wygląda trochę inaczej.
Jemu dwa worki ziemniaków, nam jeden. Jemu dziesięć słoików przetworów, nam pięć. I jeszcze rodzice sami mu to wszystko zawożą.
Pamiętam, jak któregoś roku, gdy z mężem pakowaliśmy pełne worki do samochodu, mama powiedziała:
– Nie bierz tyle, córciu, zostaw trochę, bo trzeba jeszcze bratu zawieźć.
– Mamo, ale przecież to my wszystko zbieraliśmy! – nie wytrzymałam. – On nawet nie przyjechał!
Mama westchnęła cicho:
– Wiem, wiem… ale on ma tyle pracy. Nie możemy mu nie pomóc.
Wtedy nic już nie mówiłam. Choć we mnie wszystko się gotowało. Praca? A my co? Nie pracujemy? Przecież przyjeżdżamy tu nie po to, by odpoczywać, tylko żeby wam pomóc!
Ale zamiast wdzięczności – uczucie niesprawiedliwości. Tata tylko wzruszył ramionami, jakby chciał
powiedzieć: „Mama zawsze martwi się o młodszego.”
Rok później postanowiłam nic nie komentować. Po prostu obserwowałam. Przyjechaliśmy znowu, kopaliśmy, nosiliśmy, myliśmy słoiki, robiliśmy przetwory.
Po kilku dniach przyjechał brat. Na dwie godziny. Przywiózł kawę, posiedział, posłuchał, jak mama opowiada o bólu pleców, i pojechał.
A potem mama przez cały dzień gotowała mu barszcz, „żeby nie był głodny po pracy”.
Nie wytrzymałam wtedy:
– Mamo, czy ty się kiedyś zastanawiałaś, że my też się męczymy? Przyjeżdżamy, pracujemy, wydajemy pieniądze na paliwo…
Mama spojrzała na mnie smutno:
– Wiem, córeczko. Ale on jest sam. Jemu trudniej.
Te słowa mnie zabolały. Sam? A my kim jesteśmy? My też mamy dzieci, obowiązki, życie. Ale w sercu matki zawsze znajdzie się miejsce dla tego, kto wydaje się słabszy.
Następnym razem już nie przyjechaliśmy. Powiedziałam mamie, że mamy dużo pracy. Zasmuciła się, ale nic nie powiedziała. Po tygodniu zadzwoniła:
– Wszystko już zrobione, nie martw się. Tata pomógł, brat też był, zabrał, co trzeba.
I wtedy zrozumiałam – to się nigdy nie zmieni. Ona zawsze będzie chronić jego bardziej. Nie dlatego, że mnie mniej kocha, ale dlatego, że on dla niej zawsze pozostanie dzieckiem.
Ale najbardziej zabolało mnie coś innego. Pewnej zimy, gdy przyjechaliśmy z prezentami, zobaczyłam w spiżarni worki z napisem „dla syna”. Te same ziemniaki, które kopaliśmy z mężem. Poczułam ukłucie, ale nic nie powiedziałam. Dopiero gdy wracaliśmy, mąż westchnął:
– Wiesz, ja już nie chcę tam jeździć. Nie przez pracę, tylko przez to uczucie… jakby nas wykorzystywali.
Zrobiło mi się wstyd. Wstyd, że nie potrafię mu wytłumaczyć, że taka już jest moja mama. Ona nie jest zła, ani niesprawiedliwa – po prostu kocha tak, jak potrafi. Myśli, że jeśli mu nie zawiezie tych worków, to zostanie głodny. A ja? Ja zawsze dam sobie radę.
I może właśnie to trzeba zrozumieć. Nie wszystko w życiu jest sprawiedliwe. Może dorosłość polega na tym, by nauczyć się nie obrażać, tylko przyjąć to, jak jest.
W tym roku znowu pojedziemy pomóc. Nie dlatego, że oczekujemy wdzięczności. Tylko dlatego, że to nasi rodzice. Bo mimo bólu, mimo niesprawiedliwości – miłość do nich jest silniejsza niż jakakolwiek uraza.
W końcu mieliśmy własne mieszkanie. Ten moment, kiedy stoisz na progu swojego domu, otwierasz okna,…
Zawsze wiedziałam, że mój syn dorośnie, znajdzie swoją drogę, swoich przyjaciół, swoją miłość. Ale nigdy…
Pamiętam ten wieczór, kiedy postanowiłam wyjechać za granicę do pracy. Miałam jedną myśl: zarobię pieniądze,…
Zawsze wierzyłam, że mama kocha nas tak samo — i mnie, i siostrę. Że jej…
Pamiętam ten dzień, kiedy po raz pierwszy poczułam, że nasze święta przestały być wspólne. Zimą,…
Kiedy zauważyłam, że w naszym domowym budżecie co miesiąc brakuje pieniędzy, początkowo pomyślałam, że to…