Ciekawostki

Zawsze marzyłam o przyjaznej rodzinie, ale kiedy dorosłam, zrozumiałam, że nie jest to mój przypadek. Mama zadbała o to, żebym nie miała kontaktu z siostrą, a ojciec odwrócił się ode mnie: „Po co ci taka siostra, zajmij się swoim życiem”

Zawsze wydawało mi się, że przyjazna rodzina to coś naturalnego, prawie wrodzonego — że ona albo jest, albo jej nie ma.

W dzieciństwie patrzyłam na sąsiadów, którzy zbierali się wszyscy razem przy dużym stole, śmiali się, spierali, ale mimo wszystko trzymali się razem, i myślałam:

„Kiedy dorosnę, też tak będę mieć”. Wyobrażałam sobie, jak ja i moja siostra wspieramy się nawzajem, jak mama i tata starzeją się obok siebie, ale z ciepłem w sercu, jak spotykamy się chociaż w święta, wymieniamy wiadomości, śmiejemy się, żyjemy razem, a nie obok.

Ale kiedy dorosłam — zrozumiałam, że w moim przypadku tak nie będzie. Rodzinne historie to dziwna rzecz.

Zawsze mają ukryte szwy, których dziecko nie widzi. Moja mama była osobą ostrą, wymagającą, taką, którą jednym słowem potrafiła przestraszyć, a drugim wzbudzić poczucie winy.

Screen freepik

W dzieciństwie wydawało mi się, że ona wie najlepiej. Wierzyłam w każde jej słowo, bo komu można wierzyć bardziej niż własnej mamie? I to właśnie ona jako pierwsza zasiała we mnie chłód wobec mojej siostry.

Pamiętam, jak kiedyś powiedziała: „Po co ci taka siostra? Ona cię tylko ściąga w dół. Masz zająć się swoim życiem, a nie biegać za nią”.

Wtedy nie rozumiałam, że za słowami, które brzmiały jak troska, kryło się coś zupełnie innego. Po prostu się odsunęłam.

Coraz rzadziej odbierałam jej telefony, coraz rzadziej widziałam w niej bliską osobę. I co najgorsze — nawet nie zauważyłam, kiedy między nami wyrosła ściana.

Kiedy miałam siedemnaście lat, mama powiedziała: „Ona ci zazdrości. Uwierz mi. Musisz być ostrożna”. I uwierzyłam. Jak bardzo dziś tego żałuję.

Wtedy wszystko wydawało się logiczne: mama — obrończyni, siostra — zagrożenie. Dziecięcy umysł nie rozpoznawał manipulacji, nie zauważał korzyści, nie zadawał zbędnych pytań.

A potem przyszedł czas na ojca. Tego, którego uważałam za rozsądnego, tego, który miał być moim oparciem. On po prostu przestał interesować się moim życiem.

Nasze rozmowy stały się suche, krótkie, jakby obowiązkowe. I pewnego dnia powiedział: „Po co ci ta siostra?

Żyj swoim życiem i nie przejmuj się”. Wtedy zrozumiałam, że w naszej rodzinie od dawna coś było nie tak, ale nikt nie miał odwagi mi tego powiedzieć.

Kiedy dorosłam, zebrałam się na odwagę i zapytałam mamę wprost: „Dlaczego my z siostrą stałyśmy się sobie tak dalekie?”

Wzruszyła ramionami: „Macie inne charaktery. Komu potrzebne jest to ciągłe spoufalanie? Niech każda żyje, jak chce”. Ale w jej oczach mignęło coś, co mnie zaniepokoiło — cień strachu albo może winy.

I nagle przypomniałam sobie wszystkie momenty, w których celowo nas ze sobą porównywała, podsycała drobne nieporozumienia, ustawiały nas jakby po przeciwnych stronach.

Z czasem złożył mi się całkiem inny obraz: mama nie chciała, żebyśmy były blisko. Nie wiedziałam dlaczego. Ale wkładała mi do głowy myśli, które odcinały mnie od najbliższej mi osoby.

Kiedy to zrozumiałam, zabolało tak mocno, że trudno było oddychać. Dopiero wtedy zobaczyłam, jak moje dzieciństwo było utkane z cudzych słów, cudzych lęków i cudzych decyzji.

Siostra w tym czasie żyła swoim życiem. Rozmawiałyśmy rzadko, z jakichś formalnych okazji. Nikt nie mówił o przeszłości. Nikt nie mówił prawdy. Obie miałyśmy swoje rany.

I choć wychowałyśmy się w jednym domu, stałyśmy się jakby z dwóch różnych światów.

Pewnego dnia odważyłam się napisać do niej długą wiadomość. Bez pretensji, bez wyrzutów — po prostu tak, jak czułam: „Brakuje mi ciebie.

Nie wiem, dlaczego stałyśmy się sobie tak dalekie, ale chciałabym to zmienić”. Odpowiedź nie przyszła od razu.

Minęło kilka godzin, potem kilka dni. A kiedy w końcu napisała, płakałam. „Mnie też ciebie brakuje. Zawsze czekałam, aż wrócisz”.

I wtedy zrozumiałam, że mama mogła nami sterować, ale nie mogła zniszczyć więzi krwi. Nie stałyśmy się od razu bliskie — to nie bajka. Ale zaczęłyśmy budować wszystko od nowa. Powoli, niepewnie, ale szczerze.

Z mamą też porozmawiałam. Spokojnie. Bez złości. Powiedziałam: „Jestem dorosła. I chcę sama decydować, z kim chcę mieć bliski kontakt”.

Odwróciła wzrok, powiedziała tylko: „Rób, jak uważasz”. A ja zobaczyłam w jej twarzy coś jeszcze — świadomość, że traci kontrolę, którą miała przez lata.

Dziś wiem jedno: zgodna rodzina nie zawsze jest tą, w której się urodziłaś. Czasem trzeba stworzyć ją na nowo — z tych, którzy chcą cię słyszeć, widzieć i być przy tobie nie z obowiązku, ale z miłości.

A jeśli udało mi się odzyskać siostrę — to znaczy, że mam szansę zbudować właśnie taką rodzinę, o jakiej kiedyś marzyłam.

Mój mąż i ja zawsze marzyliśmy o domu na wsi i już prawie go mieliśmy, ale wtedy pojawiła się mama męża i powiedziała, że musi zrobić remont i nie ma już możliwości odkładać tego na później. Byłam przeciwna, ale Marcin powiedział, że poczekamy, a jego mama nie

Teściowa od dawna nie odwiedzała nas, nawet swoich wnuków, których rzekomo kocha. I tu, bez uprzedzenia, przyjechała do nas, a ja usłyszałam jej rozmowę z mężem: „Po co jej dwa mieszkania, moja córka nie ma gdzie mieszkać, a twoja żona myśli tylko o sobie”

Teściowa od dawna nie odwiedzała nas, nawet swoich wnuków, których rzekomo kocha. I tu, bez uprzedzenia, przyjechała do nas, a ja usłyszałam jej rozmowę z mężem: „Po co jej dwa mieszkania, moja córka nie ma gdzie mieszkać, a twoja żona myśli tylko o sobie”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts