Długo się zastanawiałam, czy w ogóle zaprosić rodziców męża do restauracji. W końcu zdecydowałam: niech będzie.
W końcu czas mija, relacje trzeba podtrzymywać, nawet jeśli kiedyś były zepsute.
Zarezerwowałam stolik, przemyślałam wszystko w najdrobniejszych szczegółach, ale w głębi duszy nie czułam szczerej chęci, żeby ich zobaczyć. I dokładnie wiedziałam, dlaczego.
Kiedy wraz z Andrzejem zdecydowaliśmy się wziąć ślub, jego rodzice byli kategorycznie przeciwni.
„Ona nie jest dla ciebie” – pamiętam te słowa jakby to było dzisiaj. Mówili je otwarcie, patrząc mi prosto w oczy.
„Jeszcze tego pożałujesz – mówiła teściowa – zasługujesz na kogoś lepszego”. Milczałam wtedy, chociaż każde słowo raniło mnie.
Chciałam krzyczeć: „Dlaczego mnie tak nienawidzicie? Czy zrobiłam coś złego?” Ale milczałam. Wiedziałam, że najważniejsze jest to, że Andrzej wybrał mnie.
Minęło wiele lat. Razem przeszliśmy przez trudności, podnosiliśmy się i upadaliśmy, ale przetrwaliśmy.
A teraz oni, ci sami ludzie, którzy kiedyś nie chcieli nawet widzieć mnie obok swojego syna, siedzą w restauracji przy moim stoliku.
Uśmiechają się, udają, że wszystko jest w porządku, że przeszłość nigdy nie miała miejsca. Ale ja pamiętam. Pamiętam każde ich spojrzenie pełne wyższości, każde słowo, które mnie poniżało.
Kelnerka przyniosła menu, spokojnie zamówiłam dania. I wtedy to się zaczęło. „Może nam coś podetniesz?” – powiedziała teściowa, jakby to było coś zupełnie zwyczajnego.
Uśmiechnęłam się, ale w środku zagotowało się we mnie. „Przepraszam, ale jesteśmy w restauracji. Są tu kelnerzy. Ja też chcę odpocząć” – odpowiedziałam spokojnie.
Spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Pewnie oczekiwali, że jak zwykle będę się cicho dostosowywać. Ale tym razem nie miałam ochoty nikomu służyć.
Mój mąż zauważył napięcie. Wziął mnie za rękę i powiedział cicho: „Nie zwracaj uwagi. Po prostu bądź sobą”. Te słowa mnie uratowały.
Zrozumiałam bowiem, że wszystko, co robię, nie robię dla ich aprobaty. Robię to dla siebie, dla naszej rodziny, którą razem zbudowaliśmy.
Podczas kolacji kilkakrotnie próbowali wspominać przeszłość, ale ja zmieniałam temat. Nie chciałam już więcej poruszać starych ran.
Niech myślą, co chcą. Najważniejsze, że nie jestem już tą dziewczyną, której kiedyś nie akceptowali. Stałam się kobietą, która może powiedzieć: „Nie. Ja też mam prawo do szacunku”.
I wiecie co? Wyszłam z restauracji z poczuciem ulgi. Tak, przeszłości nie da się zmienić. Ale teraz umiem stawiać granice. I nigdy więcej nie pozwolę, aby mnie poniżano tam, gdzie mam prawo być szczęśliwa.