Ciekawostki

Zadzwoniła do mnie sąsiadka i powiedziała, że ktoś zbiera owoce w naszym ogrodzie, a kiedy przyjechaliśmy, zastaliśmy poprzednich właścicieli, którzy zajmowali się naszym terenem: „A co, to my sami posadziliśmy te drzewa”

Kiedy zadzwoniła do mnie sąsiadka z działki, od razu poczułam, że coś jest nie tak. „Pani Anno, chyba ktoś jest u was na działce.

Widziałam, jak jacyś ludzie zbierają owoce z drzew. Myślałam, że może wynajęliście komuś, ale lepiej przyjedźcie i sprawdźcie” – powiedziała lekko zaniepokojonym tonem.

Nie czekając długo, zawołałam męża – Piotra – i pojechaliśmy. Od razu, jak tylko skręciliśmy na naszą drogę, poczułam, że serce bije mi szybciej.

Ta działka była dla nas czymś więcej niż tylko miejscem na weekendowy wypoczynek. Przez lata pracowaliśmy tam każdą wolną chwilę.

Sadzenie drzew, malowanie altanki, pielęgnacja trawnika – wszystko własnymi rękami.

Screen freepik

Kiedy podjechaliśmy pod bramę, zobaczyliśmy samochód, który od razu wydał mi się znajomy. Stary Opel, taki sam, jaki mieli poprzedni właściciele – państwo Kowalczykowie. Gdy wysiedliśmy, usłyszałam znajome głosy. „Piotr, to chyba oni…” – szepnęłam.

Na podwórku, pod naszymi jabłoniami, stała starsza kobieta z mężczyzną. W koszach leżały nasze jabłka, śliwki, nawet kilka gruszek.

Byli tak zajęci zbieraniem, że na początku nas nie zauważyli.

– Dzień dobry – powiedział Piotr chłodnym tonem, gdy podeszliśmy bliżej. – Co państwo tu robią?

Kobieta, pani Maria Kowalczyk, spojrzała na nas z lekkim zaskoczeniem, ale bez wstydu.

– My tylko po owoce, panie Piotrze – odpowiedziała spokojnie. – Przecież to my sadziliśmy te drzewa. One są nasze.

Zamurowało mnie. Spojrzałam na Piotra, który aż zbielał z gniewu. – Pani Mario, kupiliśmy tę działkę trzy lata temu. Wszystko, co tu jest, należy do nas – powiedział powoli, ale stanowczo.

– A drzewa? – zapytała kobieta, jakby nie słyszała. – Te jabłonie sadziliśmy z mężem dwadzieścia lat temu. One rosły, kiedy jeszcze was tu nie było. To nasze wspomnienia, nasz trud.

– Rozumiem – odpowiedział Piotr, wyraźnie próbując zachować spokój – ale teraz to my jesteśmy właścicielami. Niech pani to zrozumie.

Mężczyzna, jej mąż, spojrzał na nas z lekkim uśmiechem. – A co wam szkodzi? I tak spadną. My tylko trochę zebraliśmy.

– Chodzi o zasadę – powiedziałam. – Nikt nie ma prawa wchodzić tu bez pozwolenia.

Wtedy pani Maria wzruszyła ramionami. – Dla nas to zawsze będzie nasza ziemia – powiedziała cicho. – Wyście tylko kupili, ale nie
macie wspomnień. My je mamy.

Zrobiło mi się jej żal. Pamiętałam, jak opowiadała, że sadziła tu drzewa, gdy jej syn był jeszcze mały. Może dlatego tak trudno jej się z tym rozstać. Ale mimo współczucia wiedziałam, że nie możemy pozwolić, by ktoś naruszał naszą własność.

– Pani Mario, naprawdę rozumiem, ale proszę więcej tu nie przychodzić – powiedziałam łagodnie. – Jeśli pani chce, możemy pani dać trochę owoców. Ale nie w taki sposób.

Kobieta spuściła głowę, a jej mąż tylko machnął ręką. – Chodź, Marysiu – mruknął. – Widzisz, dla ludzi teraz wszystko to pieniądze, nie wspomnienia.

Gdy ich samochód odjechał, na działce zapadła cisza. Tylko wiatr szumiał w gałęziach, jakby przypominał o tym, jak kruche są nasze przywiązania. Stałam w miejscu, patrząc na jabłka, które zostały porozrzucane po trawie.

– Myślisz, że przesadziliśmy? – zapytałam Piotra.

– Nie – odpowiedział spokojnie. – Każdy ma prawo do swoich wspomnień, ale też każdy powinien znać granice.

Wieczorem, gdy siedzieliśmy już w altance, wciąż myślałam o tej scenie. O tym, jak łatwo ludzie przywiązują się do miejsc, jakby były częścią ich duszy. Dla nas ta działka była nowym początkiem. Dla nich – zamkniętym rozdziałem, którego nie potrafili odpuścić.

Może właśnie dlatego życie jest takie trudne – bo wciąż próbujemy trzymać się tego, co już dawno nie należy do nas.

Kiedy wróciłem do domu, usłyszałem rozmowę żony z teściową i wszystko stało się jasne: „Córko, on musi wszystko załatwić na ciebie, żeby w razie rozwodu zostało ci przynajmniej coś”

Syn uważa, że jestem darmową nianią, skoro jestem na emeryturze, ale to nieprawda: wychowałam swoje dzieci, a teraz chcę żyć dla siebie

Nie jestem już młodą dziewczyną i mam dorosłe dzieci, które sprzeciwiają się moim związkom z kimkolwiek. A mój narzeczony nalega na pieczątkę w paszporcie: nie wiem, czy warto zakochiwać się, czy posłuchać dzieci

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

Zazdroszczę mężowi, bo on ma prawdziwą rodzinę. A moja uważa, że powinnam oddać wyremontowane mieszkanie siostrze, ponieważ nie mieszkam w nim

Czasem łapię się na tym, że zazdroszczę własnemu mężowi. Nie pieniędzy, nie pracy, nawet nie…

16 godzin ago