Z mamą nigdy nie mogłyśmy się dogadać i wszystko, co robiłam, było nie tak, a z siostrą wszystko było w porządku. Ale jeśli mama gdzieś potrzebuje pomocy, to prosi mnie, a nie ją

Od zawsze miałam wrażenie, że w moim domu byłyśmy jak dwie zupełnie różne książki postawione obok siebie na jednej półce — niby należałyśmy do tej samej rodziny, ale każda była napisana innym językiem. Mama i ja.

Dwie kobiety, które powinny być sobie najbliższe, a jednak potrafiły rozmijać się w najprostszych sprawach.

Pamiętam, jak wracałam ze szkoły dumna z dobrej oceny z matematyki, a mama tylko rzuciła chłodno: „Mogłaś mieć więcej, skoro tak dobrze ci idzie”.

Kiedy piekłam ciasto na urodziny taty, usłyszałam: „Za dużo cukru, po co tak słodzisz?” Gdy ubrałam się na rodzinne spotkanie, spojrzała krytycznie: „Ta sukienka cię poszerza”. Cokolwiek robiłam — zawsze było to „nie tak”.

Za to moja siostra, młodsza o trzy lata, była jej oczkiem w głowie. „Jaka śliczna”, „jaka zdolna”, „jaka mądra”.

Mama potrafiła opowiadać o niej godzinami każdej koleżance, a gdy ja coś mówiłam, odpowiadała tylko: „Tak, tak, dobrze”. Z biegiem lat przyzwyczaiłam się, że to nie ja jestem tą „idealną”. Nie bolało już tak bardzo, choć czasami czułam, że coś we mnie pęka.

Kiedy dorosłyśmy, różnice stały się jeszcze wyraźniejsze. Siostra wyszła za mąż, wyjechała do większego miasta i — jak to często bywa — z czasem pojawiła się rzadziej w rodzinnym domu.

Mama jednak nadal mówiła o niej w samych superlatywach. Ja natomiast, choć mieszkałam bliżej, choć przyjeżdżałam częściej, choć dzwoniłam regularnie — wciąż słyszałam tylko uwagi.

„Mogłabyś częściej wpadać”, mówiła, kiedy byłam u niej trzeci raz w tygodniu.

„Znowu kupiłaś niewłaściwy chleb”, narzekała, gdy przyniosłam to, o co prosiła.

„Po co tyle wydajesz?”, pytała, kiedy przywoziłam jej lekarstwa, warzywa i owoce.

A potem, któregoś popołudnia, wydarzyło się coś, co przez długi czas nie dawało mi spokoju. Zadzwoniła mama.

— Córciu, mogłabyś pojechać ze mną do lekarza? — spytała tym dziwnie miękkim, zmartwionym głosem, którego prawie nie pamiętałam z dzieciństwa.

— A siostra nie może? — zapytałam bez cienia złośliwości. Po prostu chciałam zrozumieć.

— Ona jest zajęta. Ty zawsze masz czas.

Te słowa brzmiały jak pochwała, ale tak naprawdę były ciężarem. Jakby mama przyzwyczaiła się, że ja jestem „tą, która zawsze zrobi”, że mnie można poprosić o wszystko, bo ja i tak nie odmówię.

A siostra — no cóż, ona była tą „lepszą”, dla której mama miała czułość, a dla mnie — obowiązki.

Pojechałam. Jak zawsze. Choć w drodze zastanawiałam się, dlaczego mama nigdy nie widzi tego, ile robię. Dlaczego nigdy nie powie
zwykłego „dziękuję”. Dlaczego od lat ciągle jestem niewystarczająca.

W poczekalni siedziałam obok niej i nagle mama spojrzała na mnie inaczej. Zmęczonym, trochę kruchym wzrokiem.

— Dobrze, że jesteś — szepnęła.

Te trzy słowa tak mnie zaskoczyły, że przez chwilę nie potrafiłam odpowiedzieć. Jakby przez sekundę pękła skorupa, którą mama nosiła przez całe życie — ta surowość, ta wymagająca postawa, ta wieczna krytyka.

A potem wszystko wróciło do normy. Po wizycie mama znowu miała uwagi, znowu mówiła, że szybciej mogłam chodzić, że następ razem trzeba inaczej, że siostra „to by zrobiła inaczej”.

Ale tamte trzy słowa zostały we mnie.

Minęły tygodnie. Mama znów dzwoniła — po pomoc, po zakupy, po to, żeby załatwić dokumenty, opłacić rachunki, coś przynieść, coś zawieźć. Siostra, mimo że „ta idealna”, wciąż była za daleko, zbyt zajęta lub po prostu zbyt wygodna.

I czasem, kiedy wracam z torbami cięższymi niż powinnam dźwigać, kiedy mama narzeka, że pomidory były lepsze u innego sprzedawcy, mówię sobie w myślach:

„Dlaczego zawsze ja?”

A potem przypominam sobie ten dzień w poczekalni. Ten jej głos. Tę chwilę, kiedy wreszcie zobaczyłam w niej nie surową matkę, ale starszą kobietę, która nie umie prosić, nie umie okazywać uczuć, nie umie chwalić — bo sama pewnie nigdy tego nie dostała.

Może właśnie dlatego prosiła mnie, a nie siostrę. Może przy mnie czuje się bezpiecznie. Może wie, że ja jej nie odmówię. Może widzi we mnie coś, czego nigdy nie potrafiła powiedzieć na głos.

Nie jestem pewna. Ale wiem jedno — czasami najtrudniejsze relacje są właśnie tymi, które najwięcej nas uczą. I choć wciąż boli mnie, że mama zawsze miała dla mnie więcej wymagań niż czułości, to jednak… kiedy dzwoni i słyszę w słuchawce jej drżący głos, nie potrafię się odwrócić.

Bo mimo wszystko — jestem jej córką. Tą, która zawsze przyjedzie.

Dla mojego męża prace domowe to nic, uważa, że i tak nigdy nie ma porządku. Dlatego pojechałam na tydzień do mamy, a po 3 dniach zadzwonił: „Jeszcze długo będziesz, kto będzie gotował i sprzątał”

Moja teściowa jest bardzo oszczędną osobą, oddaje swoją emeryturę mojej siostrze, a mnie prosi, żebym przywoziła jej produkty spożywcze. Kiedy mój mąż się o tym dowiedział, powiedział, że jego mama też ma niewielką emeryturę, więc teraz będziemy wozić produkty również jej

Moja teściowa jest bardzo oszczędną osobą, oddaje swoją emeryturę mojej siostrze, a mnie prosi, żebym przywoziła jej produkty spożywcze. Kiedy mój mąż się o tym dowiedział, powiedział, że jego mama też ma niewielką emeryturę, więc teraz będziemy wozić produkty również jej