Ciekawostki

Wyjeżdżałem w podróż służbową i poprosiłem żonę, aby zabrała mamę od siostry do nas, ponieważ w jej wsi nie ma warunków do spędzenia zimy. A kiedy przyjechałem, mamy nie było: „Powiedziała, że ma dużo spraw i nie chce tu ze mną siedzieć”

Wyjeżdżałem w podróż służbową i poprosiłem żonę, aby zabrała mamę od mojej siostry do nas, bo w jej wsi naprawdę nie było warunków do spędzenia zimy.

Stary dom, piec, który kopcił jak lokomotywa, zimne ściany i dach łata na łacie.

Zawsze powtarzałem, że choć mama jest uparta i twierdzi, że „jej nic nie potrzeba”, to jednak nie pozwolę jej marznąć ani chorować.

W końcu została sama po śmierci taty, a jej emerytura starcza ledwo na rachunki. Dlatego liczyłem, że ta zima będzie dla niej prostsza — pod naszym dachem, z ciepłem, obiadem i spokojem.

Zadzwoniłem do żony dzień przed wyjazdem. „Kochanie, proszę, jedź po mamę. Niech u nas zostanie chociaż do wiosny”. A ona przytaknęła spokojnie, nawet miękko.

„Oczywiście, nie martw się, zajmę się wszystkim”. I ja uwierzyłem, że tak będzie. Myślałem, że to pierwszy raz od dawna, gdy naprawdę ją o coś proszę — i że zostanę wysłuchany.

Wyjechałem na tydzień. Intensywna praca, długie rozmowy, prezentacje… ale serce miałem spokojne, bo byłem pewien, że mama już u nas siedzi na kanapie i ogląda swoje ulubione serie, a żona częstuje ją herbatą z cytryną.

Znałem ich relacje — może nie były ciepłe jak ogień, ale nie były też złe. Po prostu dwie kobiety, które nigdy nie miały okazji naprawdę się zaprzyjaźnić. Myślałem, że może ten czas wspólnego mieszkania to zmieni.

Kiedy wróciłem do domu, pierwsze, co zauważyłem, to cisza. Taka nienaturalna. Jakby ściany czekały, aż zadam pytanie, którego unikały cały tydzień. Zdjąłem kurtkę i od razu zapytałem:

– Gdzie jest mama?

Żona spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem, ale bez nerwów.

– Wyjechała. Powiedziała, że ma dużo swoich spraw i nie chce tu ze mną siedzieć.

Poczułem, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło.

– Jak to „wyjechała”? – zapytałem jeszcze raz, bo te słowa po prostu nie mieściły mi się w głowie.

Żona wzruszyła ramionami.

– Sama tak powiedziała. Spakowała się i wyszła. Podziękowała za gościnę i tyle.

Ale ja znałem swoją mamę. Odkąd przekroczyła siedemdziesiątkę, każda zmiana miejsca była dla niej wyzwaniem.

Zawsze dziękowała sto razy, przepraszała za wszystko, a już na pewno nie wychodziła z domu tak, jakby paliło jej się pod nogami. Coś mi nie pasowało.

Bardzo nie pasowało.

Po godzinie zadzwoniłem do siostry.

– Jest u ciebie mama?

– Tak, wróciła trzy dni temu – odpowiedziała, wyraźnie zdenerwowana. – I nie wyglądała na szczęśliwą. W ogóle nie chciała mówić, dlaczego wyjechała od was. Powiedziała tylko, że „nie chciała już przeszkadzać”.

Te słowa uderzyły we mnie jak kamień. Moja mama NIGDY nie powiedziałaby tego bez powodu. NIGDY.

Wróciłem do salonu, gdzie żona siedziała z telefonem w ręku i przewijała coś bez emocji.

– Dlaczego mama wróciła do siostry? – zapytałem. – Co się stało?

Wzrok żony na chwilę uciekł.

– Przecież powiedziałam ci. Sama tak zdecydowała.

Wtedy zauważyłem coś jeszcze. W kącie pokoju, przy kanapie, leżał koc mojej mamy. Ten, który zawsze zabierała ze sobą, bo „plecy już nie te”. Jakim cudem zostawiła koc, bez którego nigdzie się nie ruszała?

Coś mi pękło.

– Anka – powiedziałem powoli. – Proszę, powiedz prawdę. Co powiedziałaś mamie?

Milczała tak długo, że słyszałem własny puls. Potem westchnęła, jakby to ona była ofiarą.

– Ona… zaczęła się wtrącać. Mówiła, gdzie co powinno leżeć, sugerowała, jak mam gotować. Nie chciałam kłótni, ale… Przesadzała.

Powiedziałam jej tylko, że jeśli ma tyle uwag, to może lepiej będzie jej u siostry. Nic więcej.

– Nic więcej? – zapytałem, choć wiedziałem już, że to nieprawda.

– No… powiedziałam też, że nie jestem jej służącą. I że nie będę cały dzień latać koło niej. Ale to nie był atak! – dodała szybko. –

Ona po prostu… zrobiła z igły widły. Spakowała się i poszła. Chciałam dobrze.

Te słowa zabrzmiały tak pusto, że aż zabolały.

Moja mama, która nigdy nikogo nie chciała obciążać, która przynosiła własną herbatę „żeby nie zużywać waszej”, moja mama została tak potraktowana. Sama wyszła w zimie, wróciła przez pół województwa, żeby tylko nikomu nie przeszkadzać.

A żona, zamiast przyznać się od razu, udawała, że to „decyzja mamy”.

Tej nocy długo nie spałem. Patrzyłem w sufit i próbowałem sobie wyobrazić wyraz twarzy mamy, kiedy usłyszała słowa, które ją zraniły.

Widziałem ją w myślach z tym małym plecakiem, w cienkim płaszczu, idącą z przystanku zziębniętą i smutną.

Następnego dnia pojechałem do niej. Siedziała w kuchni siostry, owinięta swoim kocem — tym samym, którego rzekomo zapomniała u nas.

– Synku – powiedziała, gdy mnie zobaczyła. – Wszystko dobrze. Twoja żona ma swoje życie, nie będę jej przeszkadzać.

I wtedy zrozumiałem, jak wielką krzywdę jej wyrządzono, skoro nawet teraz broniła kogoś, kto potraktował ją jak ciężar.

Do domu wróciłem późno. Żona czekała w salonie.

– I co? – zapytała. – Mama znowu na mnie narzekała?

– Nie – odpowiedziałem. – Nawet teraz cię broni.

A potem dodałem:

– Ale ja już wiem, jak było naprawdę.

Żona zbladła, jakby ktoś zgasił w niej światło.

– Przesadzasz…

Ale tym razem to ja wzruszyłem ramionami.

– Może. Ale tej zimy mama będzie u siostry. I nie dlatego, że „tak chciała”.

W mojej głowie zaświtała myśl, że czasem prawda ujawnia się nie w słowach, lecz w tym, co ktoś próbuje ukryć.

A najgorsze w tej historii było to, że moja mama nie powiedziała mi ani jednego złego słowa o mojej żonie.

Bo takie mają serca kobiety, które całe życie bardziej myślą o innych niż o sobie.

Mama powiedziała, że znalazła mi godną żonę, nie taką, jakiej chciałem, i tłumaczy to tym, że Kasia nie pasuje do mnie: „Nie potrzebujemy darmozjada ze wsi, a Lara jest prawdziwym skarbem i ma mieszkanie w centrum miasta”

Wczoraj mama zaprosiła nas na swoje urodziny, a ja poinformowałam o tym męża, co nie bardzo go ucieszyło. A kiedy przyszliśmy i wszyscy zasiedliśmy już do stołu, mama powiedziała: „Dobrze, że zostawiłam Annie mieszkanie, bo inaczej ona i jej mąż mieszkaliby na ulicy”

Nigdy nie miałyśmy ciepłych relacji z teściową, a kiedy pewnego razu przyszła do nas z wizytą, a męża nie było w domu, powiedziała mi: „Nie licz na moje mieszkanie, zostawię je synowi, a nie tobie”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

Moja wielodzietna i samotna sąsiadka ciągle dzwoni do mojego męża i prosi o pomoc. Rozumiem to, ale pewnego dnia wróciłam do domu, a ona przygotowywała u nas herbatę, co mnie zaniepokoiło

Nigdy nie uważałam się za zazdrosną kobietę. Zawsze powtarzałam sobie, że zaufanie to fundament małżeństwa,…

3 godziny ago