Tego dnia postanowiłam wrócić z pracy wcześniej. W głowie miałam prosty plan: zrobić kolację, zapalić świece, po prostu spędzić razem spokojny wieczór.
Ostatnio z Piotrem mijaliśmy się jak obcy — on wracał późno, zmęczony, prawie nic nie mówił. Myślałam, że to tylko praca, stres, zmęczenie.
Kiedy otworzyłam drzwi, w mieszkaniu panowała cisza. Czułam zapach kawy i słyszałam cichy szum telewizora w salonie.
— Piotrze, jestem w domu! — zawołałam z uśmiechem.
Nie odpowiedział od razu. Zdjęłam płaszcz, odłożyłam torebkę i weszłam do pokoju. I wtedy to zobaczyłam — na fotelu leżał ogromny bukiet róż, przewiązany satynową wstążką. Obok koperta.
Na niej, kobiecym charakterem pisma, było napisane: „Wszystkiego najlepszego, kochana.”
Zamarłam. Dziś nie są moje urodziny. Nie ma żadnego święta. Po prostu zwykła środa.
— Co to jest? — zapytałam spokojnie, choć serce biło mi jak szalone.
Piotr wszedł do pokoju z kubkiem w ręku.
— A to… — zaczął, ale jego wzrok na moment się wymknął. — To chyba jakaś pomyłka.
— Pomyłka? — powtórzyłam powoli. — Często robisz „pomyłki”, kupując bukiet z kartką „kochana”?
Zaśmiał się nerwowo.
— No przestań, może sprzedawczyni źle wsadziła kartkę, nie wiem.
Usiadłam na sofie, trzymając kwiaty w dłoniach. Pachniały delikatnie, słodko, jak wczesną wiosną. Ale ten zapach mnie dusił.
— Masz kogoś? — spytałam cicho.
Podniósł głos:
— Znowu to samo! Nie mogę kupić ci kwiatów, żebyś od razu nie szukała winy?
— Dla mnie? — spojrzałam mu prosto w oczy. — I z napisem „kochana”?

Zamilkł. Cisza zrobiła się ciężka, nieprzyjemna. Zegar tykał na ścianie, jakby odliczał sekundy do końca czegoś ważnego.
Odłożyłam bukiet i otworzyłam kopertę. W środku była kartka — błyszcząca, trochę tandetna, z napisem: „Natalio, jesteś najlepszym, co
mnie w życiu spotkało. Kocham cię bez granic.”
Świat mi się na chwilę zatrzymał. Nie czułam gniewu. Raczej pustkę. Jakby ktoś wyrwał ze mnie coś, co trzymało mnie przy życiu.
— Kim jest Natalia? — zapytałam, choć już wiedziałam, że nie chcę znać odpowiedzi.
Patrzył w okno. Długo milczał, a potem powiedział tylko:
— To koleżanka z pracy.
— Koleżanka? — uśmiechnęłam się gorzko. — Z takimi słowami?
Nie powiedział nic więcej.
Wzięłam bukiet i wyniosłam go na balkon. Nie chciałam go w domu. Niech pachnie chłodem, a nie kłamstwem.
Zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam w kuchni. Patrzyłam przez okno, jak dzieci bawią się na podwórku, jak starsza sąsiadka podlewa
kwiaty. Życie toczyło się dalej. Tylko moje jakby się zatrzymało.
W nocy nie mogłam zasnąć. Piotr próbował tłumaczyć, przysięgał, że to nic nie znaczy. Ale za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam te słowa: „Kochana, wszystkiego najlepszego.” I czułam, że już nic nie będzie tak samo.
Rano spakowałam torbę. Bez kłótni, bez łez. Tylko spokojnie powiedziałam:
— Piotrze, nie mam do ciebie żalu. Ale muszę żyć tam, gdzie nie ma kłamstwa.

Stał w progu i patrzył na mnie.
— To tylko pomyłka, Anno — wyszeptał.
Uśmiechnęłam się smutno.
— Nie, Piotrze. Pomyłką było wierzyć, że kwiaty bez serca są dowodem miłości.
Minęło już kilka miesięcy. Nie szukam winnych, nie zadaję pytań. Uczę się znowu żyć — spokojnie, bez złudzeń. I wiem jedno: jeśli
kiedyś ktoś przyniesie mi kwiaty, niech to będzie bez kartki, bez słów. Wystarczy, że będzie prawdziwie.
