Ciekawostki

Wraz z mężem długo marzyliśmy o własnym domku letniskowym z ogrodem i domkiem, a kiedy w końcu wszystko było gotowe, wyruszyliśmy, aby zebrać plony i zauważyliśmy, że połowa z nich zniknęła. Okazało się, że poprzedni właściciele postanowili zabrać swoje

Kiedy wreszcie kupiliśmy działkę, nie mogliśmy uwierzyć, że to naprawdę nasze. Przez lata z mężem, Piotrem, marzyliśmy o miejscu, gdzie będzie można odetchnąć od miasta, wypić poranną kawę pod jabłonią i patrzeć, jak dojrzewają pomidory.

Zbieraliśmy pieniądze, oszczędzaliśmy, odkładaliśmy każdą złotówkę. I oto stało się — mały domek z werandą, kilka drzew owocowych i ogródek, który obiecaliśmy sobie pielęgnować z miłością.

Pierwsze lato było jak sen. Jeździliśmy tam prawie co weekend. Sadziłam kwiaty, Piotr naprawiał płot, a wieczorami siedzieliśmy przy grillu, ciesząc się ciszą. „To nasze miejsce na ziemi” — mówił z dumą.

Kiedy jesienią wróciliśmy, by zebrać pierwszy prawdziwy plon, coś było nie tak. Już z drogi zobaczyłam, że jabłka zniknęły z drzew, a grządki wyglądały, jakby ktoś je przekopał.

Poczułam, jak serce mi przyspiesza. „Może to złodzieje?” — wyszeptałam. Piotr tylko zmarszczył brwi i ruszył w stronę ogródka.

Screen freepik

Nie musieliśmy długo czekać na odpowiedź. Zza krzaków wyszła starsza kobieta. W rękach trzymała kosz pełen naszych jabłek. Spojrzała na nas bez cienia zdziwienia.

— Dzień dobry — powiedziała spokojnie. — To nasze.

Patrzyłam na nią, nie rozumiejąc.

— Jak to „wasze”? — zapytałam. — Kupiliśmy tę działkę w zeszłym roku.

— Ale my ją sadziliśmy. To były nasze drzewa. Nasz ogród. Nie mogliśmy tak po prostu zostawić wszystkiego — odpowiedziała kobieta,
jakby tłumaczyła coś oczywistego.

Z domu wyszedł mężczyzna, pewnie jej mąż. Miał w rękach worek ziemniaków.

— Przecież nie kradniemy, tylko zabieramy swoje — dodał.

Piotr stanął obok mnie, zaciskając pięści.

— Państwo sprzedali tę działkę. Wszystko, co na niej było, przeszło na naszą własność.

— Własność? — kobieta uśmiechnęła się gorzko. — Papier to nie wszystko, młody człowieku.

Przez chwilę panowała cisza. Czułam, jak złość miesza się we mnie z żalem. Nie wiedziałam, co powiedzieć. W ich oczach było coś
więcej niż upór — była tęsknota. Może dla nich ta ziemia znaczyła coś, czego nie mogliśmy zrozumieć.

Tego dnia nie zebraliśmy ani jednego jabłka. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w milczeniu. Dopiero w domu Piotr powiedział:

— Wiesz, może im zostawmy część. Niech przychodzą. Nie chcę wojny o kilka jabłek.

I tak zrobiliśmy. Kiedy następnej wiosny wróciliśmy, zauważyliśmy, że ktoś uporządkował rabaty, przyciął krzewy. W kącie leżał koszyk z karteczką: Dziękujemy. Maria i Stanisław.

Od tamtej pory dzielimy się tą ziemią — trochę naszą, trochę ich. Czasem spotykamy się przy ognisku, a ja myślę, że może właśnie tak powinno być. Ziemia nie należy tylko do tych, którzy mają akt własności. Czasem należy też do tych, którzy włożyli w nią serce.

Kiedy mąż wrócił do domu z pracy, od razu poszedł odpocząć. Chciałam zaproponować mu kolację, ale rozmawiał z kimś: „Nie dzwoń do mnie tak często, jestem w domu, do zobaczenia jutro, kochanie”

Kiedy wraz z mężem przyjechaliśmy do domku letniskowego, aby zebrać jabłka, nie było ich tam. Sąsiadka powiedziała, że moja mama przyjechała i zabrała wszystko: „Mogła przynajmniej zapytać, to przecież nasze jabłka”

Córka zaprosiła mnie na urodziny zięcia i nie przyjechałam z pustymi rękami. A kiedy weszłam do mieszkania, usłyszałam, jak rozmawiał z kimś: „Spotkamy się wieczorem, może nawet zostanę u ciebie, powiem żonie, że idę do pracy”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts