Screen IStockphoto
Tak, jakby to było jedyne zadanie kobiety po pięćdziesiątce. Jakby moje życie skończyło się w momencie, gdy ona dorosła i założyła własną rodzinę.
— Mamo, po co ci to wszystko? — powiedziała ostatnio, stojąc w przedpokoju i nerwowo poprawiając pasek od torebki. — W twoim wieku ludzie już nie szukają szczęścia. Powinnaś myśleć o wnukach.
Słuchałam jej i czułam, jak coś we mnie pęka. Bo mówiła dokładnie tym samym tonem, jakim przez całe życie mówił do mnie jej ojciec.
Tonem człowieka, który wie lepiej. Który uważa, że kobieta powinna znać swoje miejsce.
— A kto myślał o mnie, kiedy ja byłam młodsza? — zapytałam cicho. — Kiedy wychowywałam ciebie praktycznie sama?
Westchnęła.
— Znowu zaczynasz… Tata pracował, starał się.
Pracował. Tak, pracował. I przy okazji przez prawie całe życie miał kochanki. Jedną po drugiej. O niektórych dowiadywałam się przypadkiem, o innych wiedzieli wszyscy dookoła, tylko nie ja — albo udawali, że nie wiedzą.
Wracał późno, pachnący obcymi perfumami, a kiedy pytałam, uśmiechał się ironicznie.
— Przesadzasz — mówił. — Wymyślasz sobie problemy.
A ja wtedy siedziałam w kuchni, między zlewem a lodówką, dokładnie tam, gdzie podobno było moje miejsce, i zastanawiałam się, co ze
mną jest nie tak. Dlaczego dla innych miał czas, uśmiech i energię, a dla mnie tylko zmęczenie i pretensje.
— Nie chciałam rozwodu — powiedziałam córce. — Zostałam, bo miałam dziecko. Bo bałam się zostać sama.
— I widzisz? — odpowiedziała szybko. — Jakoś przeżyłaś.
Jakoś. To słowo boli najbardziej. Bo „jakoś” to nie jest życie. To jest przetrwanie.
Kilka miesięcy temu poznałam kogoś. Nic wielkiego, żadna bajka z filmu. Zwykły mężczyzna, który zapytał, jak się czuję, i naprawdę chciał usłyszeć odpowiedź.
Który zapamiętał, jaką kawę piję, i nie patrzył na zegarek, kiedy mówiłam. Poczułam się… widziana. Po raz pierwszy od lat.
Kiedy córka się o tym dowiedziała, wybuchła.
— To wstyd! — powiedziała. — Co ludzie powiedzą? Babcia z chłopakiem!
— A co mnie obchodzi, co powiedzą ludzie? — zapytałam. — Gdzie byli ci ludzie, kiedy twój ojciec wracał do domu nad ranem?
— To było dawno — ucięła. — Teraz jesteś matką i babcią.
— A kiedy jestem kobietą? — zapytałam. — Albo już nie wolno?
Zamilkła. Spojrzała na mnie tak, jakby pierwszy raz zobaczyła we mnie nie tylko funkcję, ale człowieka. I chyba to ją najbardziej zdenerwowało.
Kilka dni później zadzwoniła.
— Mamo, mogłabyś jutro zostać z dziećmi? — zapytała bez wstępu. — Mam swoje sprawy.
— Nie mogę — odpowiedziałam spokojnie. — Mam plany.
— Jakie znowu plany? — parsknęła. — Przecież jesteś sama.
— Nie jestem sama — powiedziałam. — I nawet jeśli, to też mam prawo do swoich spraw.
Zapadła cisza.
— Egoistka — rzuciła w końcu. — Zawsze taka byłaś.
To zabolało bardziej, niż się spodziewałam. Bo przez całe życie byłam wszystkim, tylko nie egoistką. Byłam tą, która rezygnowała. Z
marzeń, z ambicji, z siebie. Byłam tą, która czekała, wybaczała i tłumaczyła cudze zachowania.
Wieczorem długo siedziałam przy oknie. Myślałam o latach, które minęły. O weekendach spędzonych samotnie. O świętach, kiedy udawałam, że wszystko jest w porządku.
I nagle zrozumiałam, że jeśli teraz znów się cofnę, znów kogoś posłucham kosztem siebie — to już nigdy nie będę miała odwagi.
Następnego dnia córka przyszła sama.
— Przesadziłam — powiedziała niechętnie. — Po prostu… boję się, że się zranisz.
Uśmiechnęłam się smutno.
— Ja raniłam się przez całe życie — odpowiedziałam. — Teraz chcę spróbować inaczej.
— A wnuki? — zapytała.
— Zawsze będą częścią mojego życia — powiedziałam. — Ale nie jedyną.
Nie wiem, czy mnie zrozumiała. Może jeszcze nie teraz. Ale wiem jedno: nie chcę już siedzieć cicho. Nie chcę być tłem w cudzym życiu.
Mam prawo być szczęśliwa, nawet jeśli komuś to nie pasuje. Nawet jeśli komuś jest wygodniej, żebym była tylko babcią od obowiązków.
Bo przez lata byłam żoną, dla której nie było czasu. Teraz nie zamierzam być matką, dla której też go nie ma — tylko dlatego, że wybrała siebie.
Mam 40 lat i po raz pierwszy zaszłam w ciążę. Nigdy wcześniej nie myślałam, że…
Przez całe życie żyłam z myślą, że matka powinna myśleć o dziecku bardziej niż o…
Od miesięcy czekałam na ten wyjazd. Nie dlatego, że góry są magiczne albo że Nowy…
Jutro Boże Narodzenie. Jeszcze kilka lat temu to zdanie brzmiało jak obietnica ciepła, zapachu barszczu…
Robiłam wszystko dla dzieci. Naprawdę wszystko. Całe moje życie było podporządkowane im, ich potrzebom, ich…
Tegoroczne Boże Narodzenie miało być inne. Tak sobie przynajmniej wmawiałam, stojąc w kuchni nad garnkiem…