Screen freepik
Kiedyś żyłam dla wszystkich: dla męża, który zawsze miał sprawy ważniejsze od moich, dla dzieci, dla domu, dla pracy.
I oto, kiedy w końcu w domu zapanowała cisza, kiedy nie trzeba się spieszyć, kiedy można się zatrzymać i odetchnąć — zakochałam się.
Tak, mając sześćdziesiąt lat. I to nie w byle kogo, ale w mężczyznę, który patrzy na mnie tak, jak nikt wcześniej nie patrzył.
Poznaliśmy się zupełnie przypadkowo — w kolejce do apteki. Stał za mną i żartował, że z naszymi lekami możemy już otworzyć wspólną aptekę.
Uśmiechnęłam się — i wydaje mi się, że właśnie wtedy coś się we mnie zmieniło. Zagadaliśmy. Potem poprosił mnie o numer telefonu.
A potem było już wszystko — spacery, kawa na ławce, kartki, które zostawiał w mojej skrzynce pocztowej, jak kiedyś w młodości.
Nie powiedziałam nikomu. Może bałam się potępienia. Bo co powiedzą ludzie? A co powie mój syn, który przyzwyczaił się widzieć we mnie tylko „mamę”, a nie kobietę?
Ale pewnego dnia zdecydowałam się. Siedzieliśmy w kuchni, nalałam mu herbaty i drżącym głosem powiedziałam:
— Synu, mam kogoś.
Był zaskoczony, a potem się roześmiał.
— Mamo, w twoim wieku? Żartujesz?
— Nie — odpowiedziałam spokojnie. — Po raz pierwszy od wielu lat nie żartuję.
Długo milczał, a potem powiedział:
— Może po prostu czujesz się samotna? Czy nie lepiej byłoby pojechać do nas, pobyć z wnukami? Teraz jest wiosna, trzeba sadzić ogród.
Słuchałam i rozumiałam — on nie rozumie. Nie chce widzieć we mnie osoby, która wciąż jest zdolna do miłości. Dla niego jestem babcią, mamą, gospodynią, ale nie kobietą.
Po tej rozmowie długo płakałam. Nie z powodu jego słów, ale z powodu tego, jak wiele lat żyłam tak, jak on mi teraz proponuje: „z pożytkiem”. Ogród, kuchnia, dzieci, obowiązki. Ale gdzie w tym wszystkim jestem ja?
On, ten mężczyzna z apteki, przyjechał następnego dnia.
„Dlaczego jesteś smutna?” – zapytał.
Wzruszyłam ramionami.
„Syn mówi, że jest już za późno, żebym kochała”.
Wziął mnie za rękę i cicho powiedział:
„Nigdy nie jest za późno, żeby kochać. To jedyna rzecz, dla której warto żyć”.
I uwierzyłam. Bo w jego oczach był spokój. W jego głosie była czułość. Nie obiecał mi niczego, nie mówił o przyszłości. Po prostu był
przy mnie. I to wystarczyło.
Czasami wydaje mi się, że ludzie starzeją się nie dlatego, że mają wiele lat, ale dlatego, że przestają wierzyć w szczęście.
Tak jakby życie było czymś, co już się wydarzyło, a nie dzieje się w każdej chwili. Nie chcę taka być. Chcę cieszyć się poranną kawą, wiosennym powietrzem, jego dzwonkiem. Chcę żyć, póki mogę.
Syn nadal nie rozumie. Mówi:
— Mamo, w twoim wieku trzeba myśleć o zdrowiu, a nie o uczuciach.
A ja odpowiadam:
— To właśnie dzięki uczuciom czuję się zdrowa.
Bo miłość nie ma nic wspólnego z wiekiem. Ma coś wspólnego z życiem.
I jeśli los przeznaczył mi jeszcze raz poczuć, jak serce bije szybciej, gdy słyszę znajomy głos — to jestem za to wdzięczna. Nie
Bogu, nie losowi, ale sobie samej, że w końcu pozwoliłam sobie być żywą.
Mówi się, że późna miłość jest jak jesienne słońce: ciepła, ale krótka. Być może tak jest. Ale nawet najkrótszy promień jest wart tysiąca zimnych dni.
Teraz, kiedy patrzę na siebie w lustrze, nie widzę „babci”. Widzę kobietę, która przeszła przez lata milczenia, obowiązków i zmęczenia — i mimo to nie straciła zdolności do kochania.
A wiecie, co jest najciekawsze?
W końcu zrozumiałam, że życie nie zaczyna się od nowa. Po prostu trwa dalej — jeśli mu na to pozwolisz.
Przyjechałam do matki po latach ciszy. Na stole stało jej zdjęcie z obcym mężczyzną i obrączki
To była zwykła sobota. Ja prałam firanki, Adam mył podłogę w kuchni — wszystko jak…
Przygotowywaliśmy się przez cały tydzień. Upiekłam jej ulubiony tort — ten sam, który robiłam, kiedy…
Przyjechałam do matki po latach ciszy. Nie wiedziałam, jak mnie przyjmie. Czy w ogóle otworzy…
Przyszłam trochę wcześniej. Tak po prostu — żeby pomóc, żeby nie było jej ciężko. Pomyślałam,…
Nigdy nie myślałam, że na starość będę musiała liczyć grosze. Kiedyś pracowałam od rana do…
Zawsze marzyłem o synu. Nie o samochodzie, nie o domu nad jeziorem, nawet nie o…