Ciekawostki

Uwielbiam gotować i często organizuję spotkania z moimi przyjaciółkami, ale mój mąż tego nie lubi i długo nie mogłam zrozumieć dlaczego, aż przypadkiem usłyszałam jego rozmowę z mamą: „Ona jest ogólnie leniwa, nic nie robi, tylko przyjmuje gości, taka żona nie jest ci potrzebna”

Uwielbiam gotować. To nie jest hobby, którym się chwalę, ani sposób na imponowanie innym. To mój rytuał, mój sposób na porządkowanie myśli i okazywanie troski.

Od kiedy pamiętam, kuchnia była dla mnie miejscem, w którym wszystko miało sens. Zapachy, kolejność ruchów, czas.

Dlatego tak naturalne było dla mnie zapraszanie przyjaciółek, wspólne rozmowy przy stole, śmiech, który rozlewał się po mieszkaniu razem z herbatą i domowym ciastem.

Mój mąż nigdy tego nie lubił. Na początku mówił, że jest zmęczony po pracy, że woli ciszę, że spotkania go rozpraszają. Przyjmowałam to ze zrozumieniem.

Starałam się organizować wszystko tak, żeby mu nie przeszkadzać, kończyć wcześniej, sprzątać dokładniej niż zwykle. Wydawało mi się, że problem leży gdzieś obok mnie, że to kwestia charakteru, różnic między nami, które po prostu trzeba zaakceptować.

Screen istockphoto

Z czasem jednak zaczęłam czuć, że w jego niechęci jest coś więcej. Jakiś cień, którego nie potrafiłam nazwać. Kiedy planowałam kolejne spotkanie, jego twarz stawała się napięta.

Czasem wychodził do innego pokoju, czasem wracał później do domu. Nigdy nie powiedział wprost, co mu przeszkadza. A ja, zamiast pytać, coraz częściej tłumaczyłam siebie w myślach.

Pewnego wieczoru wróciłam wcześniej do domu. Deszcz zmusił mnie do zmiany planów, a klucze zabrzęczały ciszej, niż się spodziewałam.

Usłyszałam jego głos z kuchni. Rozmawiał przez telefon, nie zauważył mnie. Zatrzymałam się w przedpokoju, bez konkretnego powodu. Po prostu stałam. I wtedy usłyszałam słowa, które wszystko poukładały w jedną, bolesną całość.

Mówił do swojej mamy. Ton miał swobodny, jakby opowiadał o czymś zupełnie zwyczajnym. Narzekał. Na mnie, na dom, na to, że znów będą goście.

A potem padło zdanie, które przecięło mnie na pół: „Ona jest ogólnie leniwa, nic nie robi, tylko przyjmuje gości, taka żona nie jest ci potrzebna”.

Nie pamiętam, ile minut stałam bez ruchu. Czułam, jakby ktoś nagle zabrał mi grunt spod nóg. Leniwa. Ja, która planowała zakupy, gotowała, sprzątała, pamiętała o urodzinach, terminach, rachunkach.

Ja, która dbała o relacje, bo wierzyła, że dom to nie tylko ściany, ale ludzie. Nagle wszystko, co było dla mnie ważne, zostało nazwane wadą.

Nie weszłam do kuchni. Wyszłam tak cicho, jak przyszłam. Usiadłam na ławce przed blokiem, mokra od deszczu, z myślami głośniejszymi niż ulica.

Zrozumiałam wtedy, że jego niechęć nie dotyczyła spotkań. Dotyczyła mnie. A raczej obrazu mnie, który ktoś inny mu od lat podsuwał.

W kolejnych dniach patrzyłam na niego inaczej. Słuchałam uważniej, ważyłam słowa. Zauważyłam, jak często powtarza cudze opinie, jak łatwo przychodzi mu umniejszanie tego, co dla mnie ważne.

Nie było krzyków, awantur, dramatycznych scen. Była codzienność, w której powoli gasło poczucie bycia wystarczającą.

Kiedy znów zaproponowałam spotkanie z przyjaciółkami, spojrzał na mnie z irytacją. Tym razem jednak nie przeprosiłam.

Nie tłumaczyłam się. Powiedziałam spokojnie, że to część mojego życia i że nie zamierzam z niej rezygnować. Zdziwił się. Może dlatego, że po raz pierwszy nie cofnęłam się o krok.

Dziś nadal gotuję. Nadal zapraszam ludzi, którzy chcą być przy moim stole. Ale już wiem, że problem nigdy nie był w garnkach ani w śmiechu w kuchni.

Problem był w tym, że ktoś uznał, iż ma prawo zdefiniować mnie cudzymi słowami. A ja zbyt długo pozwalałam, by te słowa brzmiały jak prawda.

W odwiedzinach u rodziców była nawet moja siostra, z którą od dawna nie miałam kontaktu. A wszystko przez mieszkanie taty, które dostałem ja, i usłyszałam rozmowę, po której nie chcę już rozmawiać nawet z mamą: „Córeczko, ja też rozumiem, że ona zawsze dostała wszystko, co najlepsze, ale to ty zasłużyłaś na to”

Wczoraj znalazłam u męża paragony ze sklepów, do których nie chodzę. Okazało się, że to teściowa przygotowuje się do świąt na nasz koszt, a jej syn nie ma nic przeciwko sprawianiu mamie przyjemności

Od dłużego czasu wraz z Marcinem pomagamy jego mamie: po pierwszym telefonie jedziemy do niej i przywozimy wszystko, o co poprosi. Tym razem powiedziała, że musi zrobić remont przed urodzinami, ponieważ przyjadą goście, ale nie zapytała nas, czy mamy taką możliwość

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

Moja wielodzietna i samotna sąsiadka ciągle dzwoni do mojego męża i prosi o pomoc. Rozumiem to, ale pewnego dnia wróciłam do domu, a ona przygotowywała u nas herbatę, co mnie zaniepokoiło

Nigdy nie uważałam się za zazdrosną kobietę. Zawsze powtarzałam sobie, że zaufanie to fundament małżeństwa,…

3 godziny ago