Jedna kobieta dożyła pięćdziesięciu pięciu lat. Szacowny wiek, prawie podeszły. Pracowała jako pielęgniarka w szpitalu dziecięcym i bardzo kochała dzieci.
Nie miała własnych dzieci. Takie było życie. Nigdy nie spotkała swojego mężczyzny.
I nikogo nie szukała. Była cichą, zamkniętą w sobie kobietą, nie bystrą, zwyczajną. Mieszkała w małym miasteczku.
Była samotną kobietą. Kochała młodego mężczyznę, Wojciecha. Bardzo go kochała. Ale była skromna i nie mówiła o swoich uczuciach. Wojciech studiował, potem wyjechał na praktyki.
Nigdy nie wrócił. Uratował swoich towarzyszy w wypadku, ale zginął. Jego rodzice otrzymali nagrodę.
Maria została z wieczną miłością i tęsknotą. Nie mogła zapomnieć o Wojciechu.
Może między nimi by się nie ułożyło? Może on jej nie kochał? Nie wiedziała. Spotkali się, usiedli na ławce w parku, spacerowali i rozmawiali.
Chociaż Wojciech nie był rozmowny. Czarne brwi, brązowe oczy. Wysoki, barczysty… Czy taki facet potrzebuje Marii? Ale spojrzał na nią ciepło, wziął za rękę, pocałował na pożegnanie.
A jej serce tonęło z miłości. A listy od Wojciecha, krótkie, dyskretne, zachowała wszystkie. Chociaż nie było w nich nic o miłości.
Po prostu ciepłe listy, banalne, jak naśladownictwo. Wielu ludzi tak wtedy pisało. A on zamierzał wrócić. Nie było sensu pisać czegokolwiek w listach…
Maria nigdy nikomu nie opowiedziała tej historii miłosnej. Nie było o czym opowiadać. Nie było nic.
Z wyjątkiem miłości. I ta miłość żyła w jej sercu przez trzydzieści pięć lat. Maria wciąż chodzi na cmentarz, by opiekować się grobem Wojciecha. Jego rodzice już dawno odeszli… A ją dręczy myśl, że jego życie zostało zmarnowane.
A co czuł Wojciech, ukochany Wojciech, czy była w nim, choć kropla miłości? Z jakiegoś powodu wydawał się ważny. Nawet jeśli dana osoba odeszła. Ale miłość pozostała…
Maria wróciła do domu ze zmiany, chciała napić się herbaty, była bardzo zmęczona. Dawała z siebie wszystko, żyła pracą… I wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Weszła kobieta, również w wieku kilkunastu lat. Była z domu naprzeciwko. Mieszkała tu jako dziecko, tak. Wyjechała do stolicy. A teraz przyjechała z mężem pochować ojca. Moja mama już odeszła.
I ta kobieta mówi, wyciągając kopertę, że jest w niej list i nie mogła się powstrzymać, żeby mi go nie dać. Na zaklejonej kopercie jest znaczek. List został wysłany ponad trzydzieści lat temu.
Ale został przyniesiony do sąsiedniego domu, a oni nie zauważyli litery „A”, budynku „A”. List został wniesiony do mieszkania. Tam zobaczyli, że to cudzy list, należał do Marii i najwyraźniej chcieli go oddać, ale list wpadł między szafę w korytarzu a ścianę. Zsunął się z szafki nocnej w korytarzu.
I zapomnieli o nim. Ludzie zapominają o cudzych listach. A koperta leżała przez tyle lat za nieporęczną starą szafą, która dopiero teraz została zdemontowana. A tam był list…
Maria otworzyła kopertę, która była lekko pożółkła. Na kartce papieru z marginesami Wojciech napisał odręcznie o miłości. „Kocham Cię, Mario. Całym sercem i ponad życie. Wyjdź za mnie, kiedy wrócę. Albo przyjdź do mnie sama. Tu jest dobrze. Pogoda jest bezchmurna, dostaniemy mieszkanie. Proszę, zastanów się i daj mi odpowiedź. Bardzo cię kocham, Mario”.
Maria zamarła ze szczęścia. Zrozumiała dziwne uczucie, którego doświadczała przez te wszystkie lata — była jak wdowa, która straciła ukochanego męża. Jakby była mężatką. Tylko nie ma nikogo innego na tym świecie… Wojciech ją kochał. I kochał ją, kiedy wysłał jej list. Tylko że ten list zaginął. Ale to on go wysłał. To on wysłał list…
A Maria cichutko płakała, jak to skromni ludzie mają w zwyczaju. Po cichu. Bardzo cicho. Łzy spłynęły jej po twarzy. I powiedziała sąsiadce, że wszystko jest w porządku. Teraz wszystko jest w porządku. Wszystko jest teraz jasne.
Sąsiadka też płakała. Ponieważ była to wspaniała scena, mimo że nie działo się nic szczególnego. Wielka moc miłości zamanifestowała się. Miłość i wierność, miłość na całe życie — to się rzadko zdarza w ziemskim życiu. Owdowiała dziewczyna — taka właśnie była Maria. Wzajemnie kochana, pożądana, ceniona, wybrana… Owdowiała panna młoda.
Tajemnica losu otworzyła się jak koperta z listem. A z koperty wylała się miłość, zachowana przez ponad trzydzieści lat…
A w nocy przyszedł we śnie Wojciech — młody, przystojny, miły. Kazał zająć się dziećmi. Powiedział: „Zajmij się dziećmi, Mario! Niech żyją dobrze. I dbaj o siebie. Kiedy nadejdzie czas, przyjdziesz do mnie. Tu jest dobrze. Pogoda jest bezchmurna. Ale na razie zajmij się dziećmi, moja droga, słodka, ukochana!”.
I Maria poszła do pracy, aby zająć się dziećmi. To były jej dzieci. „No, przynajmniej trochę”, powtarzała sobie słowa z listu, który zaginął. Ale i tak przyszedł. I tak powinno być: miłość nie znika. A listy prędzej czy później przychodzą. I te zagubione. I sekrety zostają ujawnione.