Dzieci później kilka dni pytały, dlaczego babcia tak szybko wyjechała, a ja odpowiadałam spokojnie, jak zawsze, nie chcąc mówić tego, co naprawdę myślę. A mąż tylko powtarzał: „Ona taka już jest. Nie umie okazywać uczuć”.
A potem — pewnego sobotniego poranka — usłyszałam stukot kół walizki w przedpokoju. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją. Bez uprzedzenia, bez telefonu, bez zwykłego „czy jesteście w domu?”
Stała z walizką, z miną, którą znałam aż za dobrze: coś między niezadowoleniem a gotowością do kłótni.
— O, jesteś — rzuciła, nawet się nie witając. — Gdzie mój syn?
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo już przeszła obok mnie — tak, jakby mieszkała tutaj od zawsze. Weszła do jego pokoju, zamknęła za sobą drzwi, a ja poczułam, że serce zaczyna bić szybciej.
Jeśli teściowa przyjeżdża bez zapowiedzi, to nigdy nie jest przypadek. To zawsze znaczy, że ma plan. A jej plany nigdy nie wróżyły niczego dobrego.
Sprzątałam naczynia w kuchni, kiedy usłyszałam jej ściszony, ale ostry głos.
— Po co jej dwa mieszkania? — powiedziała. — Moja córka nie ma gdzie mieszkać, a twoja żona myśli tylko o sobie.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Dwa mieszkania? Tak, dostałam mieszkanie po babci. Długo zastanawialiśmy się, co z nim zrobić. Ale nigdy nikomu nie dawałam prawa decydować o nim za mnie. A już na pewno nie teściowej. I na pewno nie w taki sposób.
— Mamo, nie zaczynaj — usłyszałam głos męża. Zmęczony, spokojny, ale stanowczy. — To jej spadek. Jej sprawa. Nikt nikomu nic nie jest winien.
— Spadek! — prychnęła. — A moja córka? Twoja siostra? Ona to co, nie człowiek? Wstyd mi za was. Żyjecie w dwóch mieszkaniach, a ona tuła się po wynajmowanych kątach!
Zamknęłam oczy na sekundę. Tyle emocji, tyle wyrzutów — i to wszystko kierowane nie do osoby, której dotyczą, tylko za moimi plecami.
Jakby mnie nie było. Jakby moje życie było jakimś wspólnym zasobem, którym każdy może dysponować.
Wyszłam z kuchni, nie podnosząc głosu, ale jasno pokazując, że jestem obecna.
— Jeśli masz coś do powiedzenia o mnie, możesz to powiedzieć wprost — odezwałam się spokojnie. — Nie lubię podsłuchiwać, ale skoro rozmawiacie o mnie, mam prawo tego słuchać.
Teściowa odwróciła się gwałtownie.
— Powiedziałam tylko prawdę. Nie powinnaś trzymać dwóch mieszkań, kiedy w rodzinie są ludzie w potrzebie.
— W mojej rodzinie? — zapytałam. — Moja rodzina to mój mąż i moje dzieci. A mieszkanie, które dostałam po babci, jest moją własnością i moją decyzją.
— No widzisz! — podniosła głos. — Tylko o sobie!
Mąż wstał. Znam go na tyle dobrze, że widziałam: miał dość.
— Mamo, starczy. Nie będziemy nikomu oddawać mieszkania. To nasza sprawa. I proszę cię — przestań atakować moją żonę.
Teściowa wywróciła oczami.
— Zrobił się z ciebie mięczak. Ona tobą rządzi.
— Nikt mną nie rządzi — odpowiedział twardo. — Po prostu chronię swoją rodzinę. I jeśli przyszłaś tu po to, żeby obrażać moją żonę, możesz się zbierać.
Zapadła cisza. Ciężka, gęsta, jakby powietrze nagle zgęstniało. Teściowa popatrzyła na niego, potem na mnie. W jej oczach widać było zaskoczenie — nie przywykła, że ktoś jej się sprzeciwia.
Zamknęła walizkę, chwyciła ją za rączkę i przeszła do drzwi.
— Chciałam tylko sprawiedliwości — rzuciła oschle. — Ale widzę, że tutaj jej nie ma.
I wyszła.
Mąż podszedł do mnie i objął, nie mówiąc ani słowa. A ja poczułam, jak napięcie wreszcie odpuszcza.
— Przepraszam… — wyszeptał. — Powinienem był dawno temu postawić granice.
A ja zrozumiałam: granice — nie o chłód, nie o obrazę, nie o niechęć do komunikowania się. Granice — to miłość do siebie. I do własnej rodziny. I prawo do spokoju, którego nikt nie ma prawa odbierać.
Tego wieczoru po raz pierwszy poczułam, że naprawdę jestem u siebie.
Zawsze marzyliśmy z Marcinem o własnym domku za miastem — cichym, z drewnianym tarasem, żeby…
Kiedy rodzice dowiedzieli się, że mój mąż odziedziczył mieszkanie po swoich krewnych, nawet nie próbowali…
Kiedy odeszła moja babcia, miałam wrażenie, że wraz z nią zniknęła część mojego dzieciństwa. Jej…
Nigdy nie myślałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Mój poranek zaczął się jak zawsze:…
Przyzwyczaiłam się już do życia w nieustannym pośpiechu, w którym dzień zlewa się z dniem,…
Już od dawna nie poznaję życia, w którym żyję. Czasem mam wrażenie, że to wszystko…