Teściowa ciągle prosi mojego męża, żeby coś robił w jej domu, ale zapomina, że on ma rodzinę: „On jest moim synem, więc będzie pomagał”

Nigdy nie miałam nic przeciwko temu, żeby mój mąż pomagał swojej mamie. Wręcz przeciwnie – zawsze uważałam, że to normalne i słuszne, kiedy syn opiekuje się starszą matką.

Ale z biegiem lat ta opieka zaczęła wyglądać inaczej. I już dawno przestała być zwykłą pomocą. Stała się uzależnieniem.

A także wygodą, z której teściowa korzysta tak, jakby miała do tego niewidzialne prawo.

Na początku były to drobiazgi: zawieź, odbierz, przynieś, kup. Potem zaczęły się remonty, malowanie ścian, wymiana rur, naprawa dachu, jakieś niekończące się drobiazgi związane z gospodarstwem domowym.

I to wszystko — w trybie pilnym. Wszystko — tylko on. Bo „tylko on robi to tak, jak trzeba”. Bo „to przecież jego dom, on tu dorastał”. Nieraz chciałam zapytać — a czy widzisz, że on ma teraz inny dom?

screen Youtube

Milczałam, kiedy w każdą sobotę znikał na pół dnia w jej domu. Kiedy wracał zmęczony, z siniakami na rękach i bólem pleców, a teściowa jeszcze zdążyła rzucić na pożegnanie:

„A jeszcze trzeba przybić półkę w spiżarni, nie zapomnij”. Milczałam, kiedy odkładaliśmy nasze plany, bo „trzeba pomóc mamie z drewnem”.

Kiedy wyjeżdżaliśmy na urlop dwa dni później, bo „mama musi kupić nowy kocioł, a boi się sama iść do sklepu”. Milczałam… A potem zrozumiałam: milczę zbyt długo. I przestali mnie słuchać.

Jesteśmy razem już 15 lat. Mamy dwoje dzieci. Nasz dom, pracę, kredyty, obowiązki. Ale kiedy ona dzwoni – wszystko zostaje wstrzymane.

Nie pyta, czy jest zajęty. Nie mówi „przepraszam, jeśli to niewygodne”. Po prostu mówi: „Przyjedź”. I mój mąż przyjeżdża.

I widzę, że nie chce jej urazić, bo jest matką. I widzę, jak trudno mu jest rozrywać się między dwoma ogniami. Ale czy to sprawiedliwe?

Nigdy nie wybaczono mi tego, że kiedyś powiedziałam: „A może wezwiesz hydraulika zamiast męża? On jest zmęczony”. Teściowa nadęła się jak dziecko.

Powiedziała, że jestem egoistką. Że oddała mu wszystko, a teraz ma prawo do pomocy. Że „jesteście jeszcze młodzi, zdążycie sobie pożyć”.

Nagle ogarnęło mnie zimno. Bo zrozumiałam – dla niej nie istnieję. Dla niej istnieje tylko syn, który należy do niej. Tak jak kiedyś, w dzieciństwie.

I nie chce widzieć, że on jest teraz mężczyzną, ojcem, częścią innej rodziny. Że nie jest tylko synem. I że ja nie jestem wrogiem.

Zmęczyło mnie bycie na drugim planie. Zmęczyło mnie słuchanie, jak obraża się, że nie przyjechał w niedzielę, bo był w parku z dziećmi.

Zmęczyły mnie frazy w stylu: „No przecież wiedziałaś, że jest dla mnie jedyny”. Jakbym go kradła. Jakbym nie miała prawa do męża, bo ktoś urodził go przede mną.

A najsmutniejsze jest to, że widzę, jak ta ciągła wewnętrzna walka niszczy nasze małżeństwo. Milczy, kiedy płaczę w nocy. Milczy, kiedy proszę, żeby choć raz odmówił. A to milczenie krzyczy głośniej niż kłótnie.

Nie wiem, jak postępować właściwie. Ale wiem na pewno — żadna matka nie ma prawa budować swojego szczęścia na ruinach życia swojego dorosłego syna.

I żadna kobieta nie powinna być wiecznie „druga” — po mamie, po obowiązkach, po wszystkim. Bo kiedy cały czas stawia się nas w kącie, pewnego dnia po prostu stamtąd odchodzimy.

Ja jeszcze nie odeszłam. Ale ten kąt stał się bardzo ciasny. I bardzo zimny.

Na emeryturze postanowiłam, że mam prawo pojechać na wakacje do Hiszpanii, ale mój syn miał inne zdanie

Oddałam córce mieszkanie, nie myśląc o sobie. A kiedy znalazłam prawdziwą miłość, ona mnie wyrzuciła: „Idź do niego, nie masz już córki”

Syn prosi mnie, żebym nie przyjeżdżała do nich ze swoim nowym partnerem, bo sąsiedzi tego nie zrozumieją, a ja jestem zakochana, mimo że mam 65 lat