Tegoroczne Boże Narodzenie miało być inne. Tak sobie przynajmniej wmawiałam, stojąc w kuchni nad garnkiem z barszczem i sprawdzając po raz dziesiąty, czy wszystko jest gotowe.
Chciałam spokoju, zwyczajnego ciepła, rozmów bez pretensji. Tylko tyle. Nie prezentów, nie idealnej atmosfery z reklam, ale jednego wieczoru bez napięcia. Jakże naiwna byłam.
Już od rana czułam, że coś wisi w powietrzu. Mama dzwoniła częściej niż zwykle, dopytywała, o której dokładnie przyjedziemy, czy na pewno zdążymy, czy „mój mąż znów czegoś nie wymyślił”.
Siostra nie odzywała się wcale. To było dziwne, bo zazwyczaj to ona bombardowała mnie wiadomościami.
Przyjechaliśmy punktualnie. Drzwi otworzyła mama, uśmiechnięta, ale tym swoim uśmiechem, który bardziej przypomina maskę niż radość.
— No wreszcie — powiedziała. — Już myślałam, że znowu coś wypadło.
— Przecież mówiłam, że będziemy — odpowiedziałam, zdejmując płaszcz.
W salonie siedziała siostra. Spojrzała na mnie krótko, bez uśmiechu.
— Cześć — rzuciła chłodno.
Usiedliśmy do stołu. Opłatek, życzenia, wszystko jak zawsze, tylko słowa jakieś puste, wypowiadane automatycznie.
Mama krzątała się nerwowo, siostra milczała coraz bardziej demonstracyjnie. Mój mąż próbował rozładować atmosferę żartem, ale nikt się nie zaśmiał.
— No dobrze — odezwała się w końcu siostra, odkładając widelec. — Skoro już tu jesteśmy wszyscy, to może w końcu porozmawiamy
szczerze.
Serce mi przyspieszyło. Znałam ten ton.
— O czym? — zapytałam ostrożnie.
— O tym, że odkąd wyszłaś za mąż, nie masz dla mnie czasu — powiedziała wprost. — Dla ciebie na pierwszym miejscu jest on. Zawsze on.
— To nieprawda — zaprzeczyłam automatycznie. — Pracuję, mam swoje życie, ale przecież…
— Właśnie — przerwała mi. — Masz swoje życie. A ja? A mama?
Spojrzałam na mamę, szukając wsparcia. Ona tylko westchnęła.
— Muszę się z nią zgodzić — powiedziała cicho. — Zmieniłaś się. Kiedyś byłaś częściej, dzwoniłaś, interesowałaś się.
— Mamo… — zaczęłam, ale głos mi zadrżał. — Przecież dzwonię. Nie co dzień, ale…
— Nie tak jak kiedyś — odpowiedziała. — Teraz wszystko kręci się wokół twojego męża.
Mój mąż spuścił wzrok.
— Nie chcę być powodem kłótni — powiedział. — Jeśli trzeba, mogę wyjść.
— Nie, zostań — powiedziała siostra. — To właśnie o to chodzi. Zawsze jesteś. Zawsze między nami.
Poczułam, jak narasta we mnie złość.
— Czy wy w ogóle słyszycie, co mówicie? — zapytałam. — Jestem dorosła. Mam męża. To normalne, że on jest ważny.
— Ważniejszy niż rodzina? — zapytała siostra.
— To nie jest konkurs — odpowiedziałam. — Miłość nie działa na zasadzie „albo–albo”.
Mama pokręciła głową.
— Kiedyś mówiłaś mi wszystko. Teraz dowiaduję się o twoim życiu ostatnia.
— Bo za każdym razem, gdy coś mówię, słyszę, że robię źle — wyrwało mi się. — Że za rzadko przychodzę, że za mało dzwonię, że
wybrałam nie takiego mężczyznę.
Zapadła cisza.
— My tylko chcemy być dla ciebie ważne — powiedziała siostra, już ciszej. — A ty ciągle jesteś zajęta.
— Jestem zmęczona — odpowiedziałam. — Pracą, obowiązkami, próbą bycia dobrą córką, dobrą siostrą i dobrą żoną jednocześnie.
Mama otarła oczy serwetką.
— Czyli teraz my jesteśmy problemem?
— Nie — powiedziałam. — Problemem jest to, że nie widzicie mnie taką, jaka jestem teraz, tylko tę sprzed lat. Dziewczynę, która
zawsze była dostępna.
Mój mąż położył mi rękę na kolanie. Ten gest dodał mi odwagi.
— Kocham was — powiedziałam. — Ale nie mogę udawać, że moje życie się nie zmieniło. Nie chcę wybierać między wami a nim.
— A my czujemy się odstawione — odpowiedziała siostra.
— Może dlatego, że nie pytacie, jak ja się czuję — powiedziałam cicho. — Tylko czego wam brakuje.
Nikt się nie odezwał. Wigilia, która miała być spokojna, zamieniła się w rozliczenie całego mojego dorosłego życia. Zrozumiałam wtedy coś bardzo bolesnego: dla nich zawsze będę tą, która „odeszła”, nawet jeśli wciąż wracam.
Wyjechaliśmy wcześniej. W samochodzie długo milczeliśmy.
— Przepraszam — powiedziałam w końcu do męża.
— Za co? — zapytał.
— Że znowu ktoś próbuje postawić cię przeciwko mojej rodzinie.
— To nie twoja wina — odpowiedział. — Ale musisz zdecydować, jak chcesz żyć.
Te słowa wracały do mnie przez całą noc. Zrozumiałam, że nie da się zadowolić wszystkich. Że dla jednych zawsze będę egoistką, bo
wybrałam własne życie.
Tegoroczne Boże Narodzenie nie było szczęśliwe. Ale było szczere. A może właśnie od takich świąt zaczyna się dorosłość.
