Marcin i ja jesteśmy małżeństwem od dwudziestu lat. I przez piętnaście lat była to idealna rodzina. Byłam zadowolona ze wszystkiego.
Nie było momentów, w których chciałam odejść lub się rozwieść. A teraz, gdy mam czterdzieści dwa lata, znajduję się w dzikiej sytuacji. Dosłownie chcę uciec od mojego męża.
Rzecz w tym, że przez te wszystkie lata mieszkaliśmy z Marcinem w naszym mieszkaniu. Zaczęliśmy od jednopokojowego mieszkania, które odziedziczyłam, a potem zaciągnęliśmy kredyt hipoteczny i powiększyliśmy się do pełnoprawnego trzypokojowego mieszkania.
Teraz wszystkie długi zostały już dawno spłacone. Dzieci są mniej lub bardziej samodzielne. Zdecydowanie nie zamierzam ponownie iść na urlop macierzyński. Wydaje się, że nadszedł najbardziej stabilny czas. Mogę coś zaplanować i przez jakiś czas żyć pełnią życia.
Z takimi myślami dwa lata temu postanowiliśmy sprzedać nasze mieszkanie i kupić dom. Z jakiegoś powodu mój mąż i ja zawsze chcieliśmy mieszkać w prywatnym domu.
Być, jak to mówią, naszymi własnymi szefami, być cicho i nie słyszeć sąsiadów tak bardzo, jak w standardowym domu z płyty.
Znaleźliśmy wspaniałą działkę z solidnym dwupiętrowym domem. Można posadzić ogród warzywny i są drzewa owocowe.
A poprzednia właścicielka miała dużo róż, które nam zostawiła. Zajęliśmy dom latem. Kiedy zobaczyłam tę wspaniałość, od razu się zakochałam.
Oczywiście po ogłoszeniu naszego zakupu wszyscy krewni musieli zostać oprowadzeni. Nasi krewni zaczęli nas często odwiedzać. Jako pierwsi przyjechali rodzice mojego męża.
Bardzo im się tu podobało. Okolica jest piękna, lokalizacja dobra, a węzeł komunikacyjny dogodny.
Zaledwie kilka tygodni później moi teściowie również postanowili nas uszczęśliwić. Natknęli się na ogłoszenie o sprzedaży działki obok nas. Okazało się, że po naszej przeprowadzce poważnie myśleli o przeprowadzce bliżej nas.
Zaczęliśmy o tym rozmawiać. Myślałam jednak, że są po prostu uprzejmi i mówią, że bardzo im się tu podoba.
Przypomnę, że w tamtym czasie znaliśmy się z moimi teściami od ponad piętnastu lat. Przez te wszystkie lata nigdy się nie pokłóciliśmy. Nigdy nie wtrącali się do naszej rodziny. Oczywiście nie pomagali zbyt wiele, ale też nigdy się nie wtrącali.
Żyliśmy obok siebie przez piętnaście lat. A potem moi teściowie w końcu kupili tę działkę naprzeciwko nas i moje życie zamieniło się w piekło. Nawet nie wyobrażałam sobie, że wszystko tak bardzo się zmieni.
Teściowa i teść zaczęli kontrolować mojego męża. Mój mąż nigdy wcześniej nie był widziany z takim gadem przy swoich rodzicach. A teraz wybucha i ucieka na każde zawołanie mamy.
Dom zamienił się w przejście. Moja teściowa w każdej chwili może pojawić się jak diabeł z tabakierki. Stoję w kuchni i gotuję.
Odwróciłam naleśnik, spojrzałam w bok, a ona już była przede mną! Nie wiem, jak się tam dostała i to tak bezszelestnie.
Doszło do zabawnego punktu. Nie mogę nawet umyć się w spokoju ani pójść do toalety. Gdy tylko zamykam drzwi do łazienki, słyszę, jak ktoś woła mnie z drzwi na dole.
To moja teściowa przyszła coś pożyczyć, coś obejrzeć, o coś zapytać. Cokolwiek, najważniejsze, że regularnie.
Zaczęła też ciągle czepiać się mojej córki. Albo źle się ubiera, albo nosi makijaż. W tym roku moja córka powiedziała, że kończy dziewiątą klasę i pójdzie uczyć się gdzieś indziej, z dala od babci.
Wytrzymałam tak długo, jak mogłam. A teraz myślę, że muszę uciec od tego koszmaru. Moja córka i tak dostanie się na uniwersytet.
Muszę też wyjechać do innego miasta i poszukać tam pracy. A potem zabrać dzieci do siebie. Wiele razy próbowałam rozmawiać z mężem.
Jakoś wytłumaczyć mu, że nie możemy tak żyć. Że dzieci od nas uciekną, a ja sama chcę stąd uciec. Ale on tylko powtarza, że „to są moi rodzice, jak mogę ich zostawić”.
Prawdopodobnie dużo łatwiej jest mu zostawić nas. W tym tygodniu wysłałam swoje CV do firmy w innym mieście. Znajdę tam pracę i ucieknę od takich krewnych.