Moja córka powiedziała mi bez ogródek, że ma teraz nowe życie, do którego jej syn nie pasuje. I nie obchodzi jej, co się z nim stanie.
Wciąż nie mogę dojść do siebie po tej rozmowie i zrozumieć, co powinnam teraz zrobić. Oczywiście nie porzucę wnuka, ale nie jestem w stanie zapewnić mu wszystkiego.
A mojej córki to nie obchodzi. Chociaż zdawałam sobie z tego sprawę już wcześniej, kiedy przez cały rok nie mogła do nas przyjechać, nie dzwoniła, nie interesowała się dzieckiem, to przynajmniej przysyłała pieniądze.
Córka urodziła przedwcześnie, w wieku dziewiętnastu lat. Mieszkała w akademiku na uniwersytecie w innym mieście, więc dowiedziałam się o jej ciąży, kiedy już przyjechała rodzić.
Nie miałam słów, by wyrazić burzę emocji, którą wtedy przeżywałam. Zainwestowałam tyle energii w studia, a teraz wszystko poszło na marne.
Ale co zrobić, córka urodziła, ja pomagałam, utrzymywałam nas wszystkich, bo córka nie chciała rozmawiać o ojcu wnuka, mówiąc, że to nie moja sprawa.
Dwa lata później już się z tym pogodziłam. Pomyślałam: „Cóż, co teraz zrobimy, wykształcimy ją, wychowamy, jak inaczej? Pół roku później mój wnuk został zapisany do przedszkola, a córka zaczęła szukać pracy.
Nie udało jej się, próbowała przez dwa miesiące, a potem zdecydowała się pojechać do stolicy, gdzie pracowała jej przyjaciółka, więc zaproponowano jej pracę.
Na początku powiedzieli, że będzie pracować przez miesiąc, ale moja córka wyjechała i po trzech miesiącach wróciła tylko na tydzień.
Wyjaśniła, że zarabia pieniądze, potrzebuje własnego mieszkania i chce żyć. Dlaczego miałaby rozdzielać swoje dziecko i siebie takimi rozstaniami?
Przysłała mi pieniądze, ale miałam wątpliwości co do wyrywania sobie duszy, bo nie zauważyłam u córki jakichś szczególnych przeżyć emocjonalnych związanych z rozstaniami z synem.
Ale nie mogłam jej ostro udowodnić swoich racji, więc znowu wyjechała. Potem wróciła sześć miesięcy później i nie sposób było rozpoznać, jak się zmieniła.
Inaczej się ubierała, zmieniła fryzurę. Powiedziała, że zmieniła pracę i teraz będzie zarabiać na własne mieszkanie, dopóki nie będzie miała dokąd zabrać syna. Ale on nawet jej nie poznał.
Znowu wyjechała i to był koniec, przez dwa lata widziałam tylko przelewy od niej na wnuka, prawie do mnie nie dzwoniła, zabraniała mi dzwonić, bo podobno ciężko pracuje.
Ale wciąż miałam nadzieję, że wkrótce się opamięta i zabierze dziecko do siebie. Nie jest dobrze, żeby dziecko żyło bez matki, kiedy jest szansa na normalną rodzinę, choćby niepełną.
Ale w ciągu ostatniego roku córka coraz mniej mówiła o zabraniu syna, a potem kwoty, które wysyłała, stały się znacznie mniejsze. A ostatnio wysłała mi zdjęcie dziecka i pogratulowała narodzin wnuczki. Okazało się, że związała się tam z mężczyzną i urodziła dziecko.
Trudno mi było znaleźć słowa, próbowałam ją zapytać, jak się ma jej syn. A ona powiedziała, że jej syn już się do mnie przyzwyczaił, więc niech zostanie ze mną. Mężczyzna nie potrzebuje cudzego dziecka, a ona nie ma czasu się nim zajmować, ma dziecko w ramionach.
Przy okazji, nie może jeszcze wysyłać żadnych pieniędzy, jest na urlopie macierzyńskim, żebym wiedział.
Zaczęłam się oburzać, że tak się nie robi, co to za postawa i dlaczego mam wychowywać wnuka, skoro moja matka jeszcze żyje, ja też nie jestem żelazna.
Córka obojętnie zasugerowała mi, że skoro jest mi ciężko, to mogę go oddać do domu dziecka. Wciąż trawię to, co usłyszałam.
Nie rozumiem, jak mogłam wychować takiego potwora, jak mogę teraz spojrzeć mojemu wnukowi w oczy? Coś trzeba zrobić, ale nie wiem co.