„Oczywiście, synku, to przecież twój dom” – odpowiedziałam wtedy z uśmiechem. Przeszło mi przez głowę, że teraz w domu znów będą rozbrzmiewać kroki, śmiech, głosy.
Po tym, jak się ożenił i wyprowadził, zrobiło się zbyt cicho. Tęskniłam nawet za bałaganem, za tym, jak zostawiał filiżankę na stole, za drobiazgami, które kiedyś mnie irytowały. Wydawało mi się, że teraz będzie weselej.
Pierwsze dni rzeczywiście były ciepłe. Julia grzecznie pomagała w kuchni, syn nosił drewno, wszyscy jedliśmy razem kolację.
Patrzyłam na nich i cieszyłam się: piękna para, młodzi, zakochani. Myślałam: oto jest – kontynuacja życia, mój dom znów wypełnił się ciepłem.
Ale bardzo szybko to ciepło zaczęło znikać, jakby ktoś powoli zamykał drzwi między nami.
Pewnego wieczoru usłyszałam, jak Julia szepcze do syna: „Może powiedz mamie, żeby nie gotowała tak często barszczu, nie lubię go zbytnio”.
Wydawałoby się, że to drobiazg, ale w tej intonacji było coś, co boleśnie mnie zraniło. Następnego dnia przygotowałam inne danie. Zjedli w milczeniu, ale nawet nie podziękowali. I po raz pierwszy poczułam się jak gość we własnej kuchni.
Potem Julia zaczęła przestawiać rzeczy. Najpierw powiedziała: „Po prostu zrobię trochę wygodniej” — i przestawiła moje talerze, filiżanki, garnki. Potem zmieniła miejsce zasłon, a następnie powiedziała: „Ten stary dywan chyba już czas wyrzucić, prawda?”
Milczałam. Nie chciałam się kłócić. Wydawało mi się, że jeśli będę milczeć, będzie łatwiej. Ale było tylko trudniej.
Syn zdawał się tego nie zauważać. Był zajęty pracą, wracał późno, a kiedy pewnego wieczoru powiedziałam: „Synku, czuję się trochę nieswojo, czuję się jak obca”, tylko wzruszył ramionami: „Mamo, nie przesadzaj. Po prostu daj im trochę przestrzeni”.
Im… A komu da mi ją ja?
Minął miesiąc. Wstawałam wcześniej niż wszyscy, żeby po cichu przygotować sobie kawę i nie przeszkadzać.
Własny dom, który budowałam własnymi rękami, teraz wydawał mi się obcy. W każdym pokoju coś było nie tak: inne zapachy, inny porządek, nawet powietrze stało się inne. Zauważyłam, że chodzę na palcach, żeby podłogi nie skrzypiały.
Pewnego ranka zastałam Olę w moim pokoju. Stała przy szafie i trzymała moją starą suknię. „Przepraszam, chciałam tylko sprawdzić, czy nie oddać tej sukni komuś, bo jest już stara” – powiedziała.
W milczeniu wzięłam suknię z jej rąk. Ta suknia była z mojego ślubu. Nie nosiłam jej od dziesięcioleci, ale przypominała mi o czasach, kiedy byłam szczęśliwą kobietą, kiedy mój mąż był przy mnie, kiedy wszystko miało sens.
Wtedy zrozumiałam, że tracę nie tylko dom — tracę swoje miejsce we własnym życiu.
Tego samego wieczoru siedziałam w kuchni, kiedy wszedł syn.
„Mamo, razem z Julią zdecydowaliśmy… może lepiej wynajmiemy mieszkanie. Widzę, że jest ci z nami ciężko”.
Chciałam powiedzieć: „Tak, ciężko”, ale nie mogłam. Tylko skinęłam głową.
Objął mnie i powiedział: „Nie obrażaj się, po prostu chcemy mieć swoją przestrzeń”.
A ja pomyślałam: „Ja też chciałam mieć swoją…”
Kiedy odjechali, w domu znów zapanowała cisza. Ale teraz była to inna cisza. Spokojna. Poczułam ból, ale jednocześnie ulgę. Bo odzyskałam to, co straciłam — prawo do bycia sobą we własnym domu.
Teraz, kiedy gotuję barszcz, nikt nie mówi, że nie jest modny lub nie taki, jak powinien. A kiedy wieszam zasłony, nikt nie doradza mi innego koloru.
Znów jestem panią w swoim domu. I może to brzmi smutno, ale jest w tym też jasna strona: zrozumiałam, że miłość do dzieci nie oznacza rezygnacji z siebie.
Bo nawet matka ma prawo do swojego domu, do spokoju i ciszy, w której nie jest obca.
W końcu mieliśmy własne mieszkanie. Ten moment, kiedy stoisz na progu swojego domu, otwierasz okna,…
Zawsze wiedziałam, że mój syn dorośnie, znajdzie swoją drogę, swoich przyjaciół, swoją miłość. Ale nigdy…
Pamiętam ten wieczór, kiedy postanowiłam wyjechać za granicę do pracy. Miałam jedną myśl: zarobię pieniądze,…
Zawsze wierzyłam, że mama kocha nas tak samo — i mnie, i siostrę. Że jej…
Pamiętam ten dzień, kiedy po raz pierwszy poczułam, że nasze święta przestały być wspólne. Zimą,…
Kiedy zauważyłam, że w naszym domowym budżecie co miesiąc brakuje pieniędzy, początkowo pomyślałam, że to…