Screen youtube
Zawsze powtarzałam: „Kiedy dorośniesz, będziesz miał swoją rodzinę, a ja będę się tylko cieszyć”. I oto dorósł.
Przystojny, mądry, dobry chłopak. Marzył o zostaniu prawnikiem — został. Ożenił się. Z Lisą. Ładną dziewczyną z miasta, z charakterem.
Od razu ją zaakceptowałam. Chociaż czułam, że jest wobec mnie nieco oschła. Ale nie każda synowa otwiera się od razu. Cierpliwie czekałam.
Dałam jej prezenty. Nie wtrącałam się. Starałam się być „wygodną” teściową — taką, o której nie plotkują.
Przez pierwsze miesiące po ślubie syn nadal dzwonił — raz w tygodniu, a czasem nawet częściej. Czasami przyjeżdżał.
Ale z czasem te telefony stały się rzadsze, a wizyty — jeszcze rzadsze. Nie chciałam się narzucać.
Rozumiałam: nowe życie, młodzi muszą budować wszystko sami. Ale serce mi się ściskało, kiedy gotowałam jego ulubiony barszcz, a potem zamrażałam, bo nikt nie przyjechał.
A potem pewnego razu sama zadzwoniłam. Tak po prostu, żeby usłyszeć jego głos.
— Cześć, synku, jak się masz?
— Mamo, mam swoje życie. Daj nam żyć.
To nie była złość. To było coś gorszego — obojętność. Zimna, pewna siebie, odcięta fraza. Jakby między nami postawiono ścianę, a on poprosił, żeby więcej nie pukać.
Odłożyłam słuchawkę i przez kilka minut po prostu siedziałam. Nawet nie płakałam — łzy utknęły mi gdzieś w gardle. A potem poszłam podlać kwiaty na parapecie. Bo trzeba było coś robić.
Przeglądałam w głowie wszystkie lata — jak sama go wychowywałam, jak nosiłam na rękach, kiedy chorował, jak razem odrabialiśmy zadania domowe, jak oszczędzałam na sobie, żeby kupić mu ładny płaszcz.
Jak uciekł ze szkoły, żeby przebiec przez pół miasta i złożyć mi życzenia urodzinowe z bukietem mleczy.
Gdzie to wszystko się podziało? Czy jedna kobieta mogła wszystko zniweczyć? Czy on po prostu dorósł i zapomniał?
Próbowałam znaleźć usprawiedliwienie: może jest przemęczony, może ona jest zazdrosna. Ale w każdym z tych „może” pozostawałam zbędna. Cieniem.
Nie dzwoniłam więcej. Nie dlatego, że się obraziłam. Po prostu nie chciałam być tą, która zakłóca ich spokój. Minął miesiąc, drugi, trzeci.
Sąsiedzi pytali: „Dawno nie widzieliśmy twojego syna”. A ja odpowiadałam: „Jest bardzo zajęty, młodzież jest teraz taka, praca, dom, wszystko jak u wszystkich…”
Nauczyłam się żyć bez niego. Nawet nie czekać. Na początku bardzo mnie to bolało. Potem trochę mniej. Potem po prostu wstawałam rano, robiłam kawę, szłam do parku, czytałam książki, rozmawiałam z przyjaciółką o pomidorach i dżemach.
A pewnego razu, prawie po roku, zadzwonił. Jego głos drżał. Pokłócili się. Ona poczuła się duszno. Spakowała rzeczy. A on został sam.
I teraz — pamiętał, jak gotuję barszcz. Jak prasowałam mu koszule. Jak czekałam przy wejściu, kiedy się spóźniał. Jak kochałam — bezwarunkowo, do końca.
I mogłam powiedzieć: „Za późno, synku”. Mogłam rzucić słuchawkę, tak jak on wtedy. Ale powiedziałam: — Przyjedź. Ugotowałam barszcz.
Bo matczyne serce nie zna zwrotu „daj nam żyć”. Albo żyje, albo nie. A jeśli już kocha, to na zawsze.
To była zwykła sobota. Ja prałam firanki, Adam mył podłogę w kuchni — wszystko jak…
Przygotowywaliśmy się przez cały tydzień. Upiekłam jej ulubiony tort — ten sam, który robiłam, kiedy…
Mam sześćdziesiąt lat. Kiedyś wydawało mi się to starością, a teraz po raz pierwszy czuję,…
Przyjechałam do matki po latach ciszy. Nie wiedziałam, jak mnie przyjmie. Czy w ogóle otworzy…
Przyszłam trochę wcześniej. Tak po prostu — żeby pomóc, żeby nie było jej ciężko. Pomyślałam,…
Nigdy nie myślałam, że na starość będę musiała liczyć grosze. Kiedyś pracowałam od rana do…