Screen freepik
Nie planowaliśmy tego weekendu spędzić na działce. Po prostu mieliśmy za dużo spraw na głowie, a w ogrodzie po sezonie i tak niewiele było do zrobienia. Ale telefon od sąsiadki wybił mnie z rytmu dnia.
– Pani Anno, coś się dzieje u was na działce – powiedziała zdenerwowana. – Ogrodzenie… zniknęło. Po prostu go nie ma!
Zamarłam. „Zniknął”? Jak to zniknął? Jeszcze tydzień temu wszystko było w porządku. Drewniane, wysokie ogrodzenie, które mój mąż zbił własnoręcznie, żeby mieć trochę prywatności od drogi.
Wzięłam kurtkę, klucze i powiedziałam do męża:
– Jedziemy. Natychmiast.
Droga wydawała się dłuższa niż zwykle. Serce biło mi coraz szybciej – nie dlatego, że chodziło o same ogrodzenie, ale o poczucie, że ktoś po prostu wszedł na nasze miejsce, naszą przestrzeń.
Kiedy dojechaliśmy, zrozumiałam, że sąsiadka wcale nie przesadzała. Na granicy działki – gdzie jeszcze niedawno stało ogrodzenie – rozciągał się pusty pas ziemi, tylko resztki desek i kilka zardzewiałych gwoździ leżało w trawie.
I wtedy ich zobaczyłam. Starsze małżeństwo. Ona w beżowym płaszczu, on w czapce z daszkiem i roboczych rękawiczkach. Stali przy
naszej furtce, jakby wszystko było w porządku.
– Dzień dobry, czy to państwo zabrali ogrodzenie? – zapytałam z niedowierzaniem.
Kobieta spojrzała na mnie chłodno.
– To był nasze ogrodzenie – odpowiedziała bez cienia wahania. – Mój mąż go stawiał. Więc zabraliśmy.
– Ale… sprzedali państwo tę działkę trzy lata temu – powiedział mój mąż spokojnie, choć widziałam, jak napina szczękę. – Od tamtej pory wszystko tutaj jest nasze, włącznie z ogrodzeniem.
Starszy mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
– Ogrodzenie jest mój. Ja go postawiłem. Nikt mi za niego nie zapłacił.
Patrzyłam na nich i nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
– Proszę pana, ale to nie tak działa. Sprzedali państwo całą nieruchomość, z ogrodzeniem, drzewami, wszystkim. Nie można po latach przyjechać i zabrać sobie części działki.
– Można, jeśli to własność moralna – wtrąciła kobieta z dziwnym uśmiechem.
Poczułam, jak złość we mnie rośnie. Ale mąż tylko westchnął.
– Proszę zapakować te deski z powrotem. Albo wzywam policję.
Starszy pan przez chwilę patrzył na ziemię, potem na żonę. Ona odwróciła wzrok. I wtedy zrozumiałam, że to nie chodzi o pieniądze ani o ogrodzenie. To była jakaś ich wewnętrzna wojna z przeszłością – z miejscem, z którym nie umieli się pożegnać.
– Myśmy tu przeżyli dwadzieścia lat – powiedział nagle mężczyzna cicho. – Te ogrodzenie postawiłem sam, żeby odgrodzić się od świata. A teraz wszystko zniknęło. My, nasz dom, nasz ogród.
Na chwilę zapadła cisza. Poczucie złości ustąpiło miejsca czemuś innemu – współczuciu. Wiedziałam, że dla nich to miejsce to nie tylko ziemia i deski. To wspomnienia, których nie potrafili zostawić.
– Wie pan – powiedziałam łagodniej – my tu też zaczynamy swoją historię. Ale obiecuję, że o państwa nie zapomnimy. Niech te ogrodzenie zostanie symbolem tego, co było.
Mężczyzna spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Jego żona zacisnęła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale w końcu tylko skinęła głową.
– Dobrze. Niech już stoi.
Wsiedli do starego auta i odjechali powoli, jakby żegnali się drugi raz.
Kiedy zostałam sama, usiadłam na kamieniu i spojrzałam na puste miejsce po ogrodzeniu. Nagle zrozumiałam, że w życiu są rzeczy, których nie można tak po prostu „sprzedać”. Wspomnienia nie mają księgi wieczystej.
Mój mąż położył mi rękę na ramieniu.
– Postawimy nowy – powiedział.
– Tak – uśmiechnęłam się. – Ale ten stary… niech zostanie w naszej pamięci.
Moja mama ma pewną cechę – nigdy nie uprzedza, kiedy zamierza przyjechać. Po prostu pewnego…
Jechaliśmy na działkę do jego rodziców już kolejny raz tego lata. Zawsze się zgadzałam —…
Kiedy kończy się czterdzieści dziewięć lat, człowiek zaczyna myśleć, że wszystko już zna – życie,…
Przyjechałam do mojej córki dzień przed jej ślubem. Byłam zmęczona podróżą, ale szczęśliwa. Cały czas…
Kiedy opiekowałam się matką mojego męża, on bawił się w miłość z moją najbliższą przyjaciółką.…
Przyjechałam na urodziny synowej, z torbami pełnymi smakołyków. Upiekłam jej ulubione ciasto z malinami, zrobiłam…