Cieszyłam się na jej wizytę, bo odkąd mam rodzinę, takie spokojne chwile zdarzają się coraz rzadziej.
Mama zawsze była osobą, która więcej słucha niż mówi, nigdy nie narzucała się z opiniami, nawet wtedy, gdy widziała, że nie wszystko w moim życiu wygląda tak, jak powinno.
Pewnego popołudnia wyszła na chwilę przed blok. Chciała zaczerpnąć powietrza, rozprostować nogi. Zatrzymała się na ławce i wtedy dosiadła się do niej sąsiadka. Mama nie wiedziała, kim jest, a sąsiadka nie wiedziała, z kim rozmawia. Zaczęło się niewinnie.
— Ładna dziś pogoda, w końcu można wyjść z domu — powiedziała sąsiadka.
— Tak, przyjemnie — odpowiedziała mama.
Rozmowa potoczyła się sama. O dzieciach, o blokach, o tym, kto tu mieszka od lat, a kto się niedawno wprowadził. W pewnym momencie sąsiadka zaczęła opowiadać o naszym mieszkaniu.
— Wie pani, u nas w bloku mieszka taki wspaniały mężczyzna, Michał — powiedziała z wyraźnym zachwytem. — Zawsze uprzejmy, kulturalny,
pracowity. Każdy go lubi.
Mama tylko skinęła głową, nie wiedząc jeszcze, dokąd ta rozmowa zmierza.
— Ale wie pani — ciągnęła sąsiadka — do dziś nie mogę zrozumieć, co on tylko znalazł w swojej żonie. Przecież ona całe dnie siedzi w domu. Ani jej nie widać, ani jej nie słychać.
Mama zamarła. Przez chwilę patrzyła na nią w ciszy, a potem spokojnie zapytała:
— A skąd pani wie, że ona tylko siedzi w domu?
Sąsiadka machnęła ręką.
— No bo przecież każdy widzi. Zawsze w mieszkaniu, z dziećmi. Taki facet, a taka żona.
Mama nie powiedziała wtedy, kim jest. Wstała po chwili i wróciła do mieszkania. Kiedy weszła, od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. Była cicha, zamyślona. Próbowała się uśmiechnąć, ale to nie był jej zwykły uśmiech.
— Mamo, wszystko w porządku? — zapytałam w końcu.
Usiadła przy stole i spojrzała na mnie uważnie.
— Muszę ci coś powiedzieć — zaczęła. — Ale nie chcę cię zdenerwować.
Opowiedziała mi całą rozmowę, słowo po słowie. Kiedy doszła do zdania o „siedzeniu w domu”, poczułam, jak coś we mnie się ściska.
— I co jej powiedziałaś? — zapytałam cicho.
— Nic — odpowiedziała. — Nie chciałam się tłumaczyć obcej kobiecie. Ale zabolało mnie to, że ktoś tak o tobie mówi.
Przez chwilę milczałyśmy obie. W końcu powiedziałam:
— Najgorsze jest to, mamo, że ona nie jest pierwsza, która tak myśli.
Mama spojrzała na mnie ze smutkiem.
— Ale wiesz, co jest najgorsze? — dodała. — Że ludzie widzą twojego męża, chwalą go, podziwiają, a ciebie nawet nie próbują poznać.
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Słowa sąsiadki wracały do mnie w myślach. „Całe dnie siedzi w domu”. Jakby to było wszystko, kim jestem. Jakby praca w domu, opieka nad dziećmi, odpowiedzialność za każdy dzień nie miały żadnej wartości.
Kilka dni później spotkałam tę sąsiadkę na klatce schodowej. Uśmiechnęła się do mnie.
— Dzień dobry — powiedziała. — Pani jest żoną Michała, prawda?
Odpowiedziałam spokojnie:
— Tak. A pani rozmawiała ostatnio z moją mamą.
Zawahała się.
— Z mamą?
— Tak — dodałam. — Tą, przy której mówiła pani, że całe dnie siedzę w domu.
Zrobiło jej się niezręcznie.
— Ja… ja nie wiedziałam…
— Wiem — przerwałam jej. — Ale następnym razem proszę mówić takie rzeczy ciszej. Albo wcale.
Nie przepraszała. Skinęła tylko głową i szybko odeszła. A ja po raz pierwszy od dawna poczułam, że odzyskałam głos.
Bo czasem wystarczy jedno zdanie, wypowiedziane przy niewłaściwej osobie, żeby zrozumieć, jak bardzo pozwalaliśmy innym nas oceniać.
I że milczenie nie zawsze jest oznaką spokoju — czasem jest tylko zgodą na to, żeby ktoś odebrał nam wartość.
Przez długi czas mieszkaliśmy z teściami i na początku naprawdę wierzyłam, że to tylko przejściowy…
Często pukała do moich drzwi. Zawsze nieśmiało, jakby przepraszała za sam fakt swojego istnienia. Najpierw…
Pracujemy razem. To brzmi dumnie, kiedy ktoś pyta, czym się zajmujemy. Wspólna firma, wspólne godziny,…
Zawsze byłam tą „rozsądną” córką. Tą, na którą można liczyć. Kiedy mama chorowała, to ja…
Przez całe życie byłam kobietą, która „daje radę”. Tak o mnie mówiono w rodzinie, w…
Przez całe życie powtarzałam sobie, że wszystko da się poukładać, jeśli tylko jest dobra wola.…