Sąsiadka powiedziała, że potrzebuje rzeczy dla swoich dzieci, więc postanowiłam jej pomóc: „No właśnie, tak je psujecie, brudzicie, a potem przynosicie mi, żeby nie wyrzucać”

Marię znam od dawna. No, jak znam, nie jesteśmy blisko, po prostu sąsiadki z klatki schodowej i tyle. Wiem, że ma czworo dzieci, a męża nie ma.

A raczej miała, ale około rok temu gdzieś zniknął. Może odszedł, może rozstali się w zgodzie. Ludzie dorośli, wszystko bywa. Ja sama jestem po drugim małżeństwie.

Pewnego razu wracam z pracy i widzę na drzwiach ogłoszenie, że Maria potrzebuje rzeczy dla dzieci. Jest gotowa przyjąć każdą pomoc i z góry dziękuje wszystkim, którzy odpowiedzą na jej prośbę.

Mam dwoje dzieci, dziewczynkę i chłopca. Nie mają zbyt dużej garderoby, ale jest kilka rzeczy, które wyszły z użycia: kilka kurtek, dresy, spódniczki, kombinezony.

Rzeczy są czyste, miejscami cerowane, ale nadają się do noszenia w domu. Zebrałam to wszystko do dwóch toreb, kupiłam cukierki i zaniosłam Marii. Ona od razu, przy drzwiach, zaczęła wyjmować i oglądać rzeczy, kręcić nosem i marszczyć brwi.

screen Youtube

Poczułam się tak niezręcznie, że chciało mi się zapaść pod ziemię. Zaczęłam gorączkowo przypominać sobie, skąd to mogła mieć. Może córka upadła na trawie, kiedy jechaliśmy do babci na wieś.

Uśmiechnęłam się i rozłożyłam ręce, mając nadzieję, że teraz przestanie grzebać w torebkach i będę mogła odejść.

Ale Maria nie miała zamiaru przerywać swojej zabawy. Teraz kręciła w rękach kurtkę syna i pytała, dlaczego nie ma zamka w kieszeni.

Wzruszyłam ramionami, bo jeśli coś się zepsuło, oddawałam to do szwalni. A kiedy syn wyrósł z kurtki, nie chciałam już wydawać pieniędzy.

Wtedy sąsiadka powiedziała coś, co po prostu mnie zaskoczyło: „Nie chciałaś wydawać pieniędzy, a ja muszę, tak? Jakbym miała miliony. Wiesz co, żyję z zasiłku na dzieci, i tak mi ciężko. A teraz jeszcze muszę nosić swoje grosze do pralni”.

Absurdalność sytuacji zaczęła mnie niepokoić i zaproponowałam jej, że sama to naprawię. Z całego serca zaproponowałam jej ubrania i nie twierdzę, że nadają się na paradę.

Ale ja też mam dwoje dzieci i wiem, jak dobrze jest mieć ubrania na zmianę. Na przykład do zabawy na podwórku. Zabrudzą się, podrą i nie szkoda.

Dlatego sąsiadka stwierdziła, że zużywamy i niszczymy ubrania, a potem oddajemy jej, żeby nie wyrzucać.

Szczerze mówiąc, po prostu oniemiałam! Dobrowolnie przyniosła całkiem dobre, solidne rzeczy, no może tu i tam trzeba coś podszyć, ale czy to takie ważne?

To nie są szmaty, nie są to łachmany. A ja stoję i wysłuchuję obelg od osoby, której chciałam pomóc.

Prawda jest taka, jak mówią ludzie: „Nie czyń dobra, bo zło ci się stanie”. W milczeniu wzięłam od Marii ubrania i zaczęłam składać je do torby. Patrzyła na mnie ze zdziwieniem i zapytała, dlaczego najpierw przyniosłam, a potem zabieram.

Aż mnie zatrzęsło. Ale mimo wszystko powstrzymałam się, nic jej nie powiedziałam, włożyłam jej do rąk torby z ubraniami i cukierkami, odwróciłam się i wyszłam.

A kiedy zeszłam na swoje piętro, usłyszałam słowo, które poleciało za moimi plecami. I nie było to „dziękuję”. Maria krzyknęła za mną „Hańba” i zamknęła drzwi.

Opowiedziałam o wszystkim mężowi, bo nie mogłam nie podzielić się wrażeniami z zachowania Marii. A mąż powiedział mi, że jestem po prostu naiwna, ale na pewno nie chamka.

Nawiasem mówiąc, dzieci Marii nosiły ubrania mojego syna i córki przez bardzo długi czas. Nie wiem jednak, czy na kurtce była naszyta kieszeń, czy jednak nie.

Córka i zięć powiedzieli, że w moim wieku nie ma już miejsca na miłość. Dlatego milczałam o swoim ukochanym

Julia postanowiła oddać mężowi wszystko i opuścić go, ponieważ nie pracuje, a nie można przecież zabrać mu wszystkiego i pozostawić go z niczym

Nie żyje babcia Aleksandra Barona. Słynna aktorka miała 93 lata