Sąsiadka często prosi mnie, żebym zaopiekowała się jej córką, a ja nigdy nie odmawiam. Ale kiedy to ja potrzebowałam pomocy, ona zniknęła.
Zawsze uważałam, że między sąsiadami powinny panować dobre stosunki. Mieszkamy w tym samym budynku, widzimy się codziennie, dzielimy się drobnymi radościami i problemami.
Ona jest młodą mamą, sama wychowuje córkę i często nie zdąży ze wszystkim. To trzeba pobiec do przychodni, to do sklepu, to załatwić sprawy związane z pracą.
I prawie zawsze słyszałam jej prośbę: „Gala, proszę, zaopiekuj się małą, to tylko chwilka”.
Nigdy nie odmawiałam. Brałam dziecko do siebie, karmiłam, bawiłam, zabierałam na podwórko. Szczerze mówiąc, pokochałam tę dziewczynkę jak własną wnuczkę.
Siedziała obok mnie w kuchni, rysowała flamastrami, a ja czułam się potrzebna. Moje dzieci są już dorosłe, wnuki mieszkają daleko, więc było to nawet przyjemne.
„Bardzo mi pomagasz, bez ciebie nie dałabym rady” – mówiła sąsiadka. Uśmiechała się, czasami przynosiła cukierki lub jabłka „do herbaty”.
Ale nigdy nie oczekiwałam od niej niczego w zamian. Pomagałam, bo tak podpowiadało mi serce.
le pewnego dnia to ja potrzebowałam pomocy. Zachorowałam — miałam wysoką temperaturę, osłabienie, nie miałam nawet siły pójść do sklepu. Zadzwoniłam do sąsiadki i poprosiłam: „Proszę, skocz po chleb i lekarstwa, dam ci pieniądze”. W słuchawce usłyszałam krótkie:
„Przepraszam, nie mogę teraz. Mam sprawy”. Pomyślałam, że może to naprawdę coś ważnego.
Ale minął dzień, drugi, trzeci — a ona nawet nie zapytała, jak się czuję. Wychodziła na podwórko, śmiała się z kimś przez telefon, załatwiała swoje sprawy, a o mnie nawet nie wspomniała.
„Czy to możliwe?” – myślałam, leżąc z gorączką. „Tyle razy jej pomagałam, nigdy nie odmówiłam. A kiedy po raz pierwszy sama potrzebowałam pomocy – zniknęła”.
Kiedy trochę doszłam do siebie i ponownie wyszłam na podwórko, sąsiadka przywitała mnie tak, jakby nic się nie stało:
„Gala, czujesz się już lepiej? Dobrze, że wyzdrowiałaś. Słuchaj, czy mogłabyś jutro popilnować moją córkę, bo muszę iść do pracy?”
Czułam, jakby coś we mnie pękło. Patrzyłam na nią i nie rozpoznawałam jej. Po raz pierwszy w życiu chciałam powiedzieć „nie”.
„Wiesz, nie mogę już więcej — odpowiedziałam spokojnie. — Widziałaś, jak źle mi było, a nawet nie przyniosłaś chleba. Nie żywię urazy, ale chyba czas, żebyś sama sobie radziła”.
Wymamrotała coś w stylu „no dobrze” i odwróciła się. A ja zrozumiałam: nie można cały czas poświęcać się ludziom, którzy traktują twoją pomoc jako coś oczywistego. Bo prawdziwe wsparcie sprawdza się wtedy, gdy potrzebujesz go nie ktoś inny, ale ty sama.
I teraz, kiedy słyszę: „Pomóż mi, proszę”, zawsze przypominam sobie te dni mojej choroby i cichej samotności.
Pomagać jest dobrze, ale jeszcze lepiej jest wiedzieć, że obok ciebie jest osoba, która nie zniknie w trudnej chwili.