Ryszard nie mógł spać. Nagle pomyślał, że jego była żona, którą opuścił pięć lat wcześniej, byłaby szczęśliwa, gdyby do niej wrócił.
Dlaczego tak pomyślał? Nie jest to jasne. Może powodem było to, że był nieszczęśliwy z kobietą, dla której opuścił swoją rodzinę? A może był inny powód?
Ale sam Ryszard nie zastanawiał się zbytnio nad powodami. Cóż, ciągnęło go i ciągnęło, więc o czym tu jeszcze myśleć. Uznał więc, że skoro on ją pociąga, to ona musi pociągać jego! Dlaczego nie?
Przypomniał sobie, jaka była jego była żona – piękna, inteligentna, spokojna. Pamiętał, jak dobrze się z nią bawił, jaka była beztroska, jak wiele mu wybaczyła. Ale przywołując dobre wspomnienia, Ryszard chciał być obiektywny.
Próbował więc przypomnieć sobie coś złego na jej temat, ale to nie działało. I bez względu na to, co pamiętał, okazało się, że nie było w niej nic złego, a tylko dobro. Ryszard był nawet zaskoczony tą okolicznością.
Nagle zaczął się zastanawiać, dlaczego nagle zamienił tak idealną pod każdym względem kobietę na kłótliwą, chciwą, niegrzeczną i zazdrosną kobietę, z którą żył przez ostatnie pięć lat.
Ryszard uznał, że musiało to być krótkotrwałe załamanie psychiczne, nic więcej. Więc odszedł. I jak ona go wtedy przytuliła, jak płakała, ile dobrych słów powiedziała, żeby nie odchodził, żeby z nią został. Wybaczyła mu wszystko, byle by tylko jej nie zostawił.
Przypominając sobie tę trudną scenę sprzed pięciu lat, Ryszard zaczął nawet płakać.
Ryszard cierpiał przez tydzień po tamtej nocy, rozpamiętując przeszłość. W końcu nie mógł już tego znieść. Ale jak mógł? Był pewien, że oni czekają na niego, czekają na niego! Co więcej, sam chciał tam wrócić.
W niedzielę rano Ryszard powiedział żonie, że ma sprawy i nie będzie go cały dzień. Żona z kolei powiedziała mu bardzo poważnie, że nawet jeśli go nie będzie, to wcale jej to nie zmartwi.
I Ryszard zrozumiał, że może wyjechać kiedykolwiek, gdziekolwiek i na jak długo chce. I nawet nie musiał nikomu o tym mówić, bo nikogo to nie interesowało.
Ryszard kupił tort i bukiet mieczyków i pojechał do Oliwii, swojej byłej żony. Nie uprzedził jej o swoim przyjeździe. Po co, przecież wszystko było jasne. Przez całą drogę wyobrażał sobie, jakie to będzie cudowne spotkanie pod każdym względem.
Zdaniem Ryszarda pięć lat to nie jest długo, jeśli jest miłość. Najważniejszą rzeczą, o której Ryszard przekonał się, gdy rzucał się i przewracał bezsennymi nocami i wspominał przeszłość, było to, że nadal kochał swoją byłą żonę, a ona nadal go kochała.
A prawdziwa miłość, zdaniem Ryszarda, jest w stanie przetrwać jeszcze więcej prób. „A pięć lat to co? To dużo. Tak…”
Oliwia otworzyła drzwi i zapytała mężczyznę w pomiętym i brudnym garniturze, który w drżących dłoniach trzymał pudełko i dziwne kwiaty, czego chce.
Nie rozpoznała stojącego przed nią mężczyzny jako swojego byłego męża. A Ryszard uśmiechał się, trzymając w jednej ręce pudełko, a w drugiej bukiet pomiętych mieczyków.
Oliwia nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Cóż, ten człowiek był taki zabawny. Ale zaraz pomyślała, że to nie tak, wzięła się w garść i spoważniała.
Oliwię można zrozumieć. Styl życia, jaki Ryszard prowadził w ostatnich latach, bardzo zmienił jego wygląd. Bardzo, i to nie na lepsze. Faktem jest, że po rozstaniu z Oliwią Ryszard zaczął dużo pić. To zdecydowanie wpłynęło na jego wygląd.
Ryszard natomiast od razu rozpoznał swoją byłą żonę. Zauważył, że stała się jeszcze piękniejsza i że nie na próżno tu przyjechał. Był tak szczęśliwy, że postanowił powiedzieć jej wszystko, o czym myślał. Słowa wylewały się z niego niekończącym się strumieniem.
Ryszard mówił dalej i dalej, ale Oliwia nie mogła zrozumieć jego słów. Winą był oczywiście jego styl życia, który z pewnością miał wpływ na jego zdolność wyrażania myśli w jasnym języku. A jego myśli, które próbował wyrazić, nie były zbyt dobre.
Ale było ich wiele, ponieważ uczucia były przytłaczające. Jego myśli były pomieszane, a język poplątany. I oczywiście Oliwia nie mogła nic zrozumieć. Jedno było dla niej jasne: jej dziadek musiał pomylić adres i zawędrował w niewłaściwe miejsce.
A Ryszard nagle sam przestał cokolwiek rozumieć. Nagle stało się to dla niego bardzo trudne. Zdał sobie sprawę, że nie może teraz niczego wyjaśnić. Nagle poczuł się bardzo smutny i chciał wyjść.
I wtedy wyszedł inny mężczyzna. Ryszard usłyszał, jak Oliwia nazywa tego mężczyznę „ukochanym”. Wyjaśniła swojemu ukochanemu, że starzec musiał się zgubić i poprosiła go, aby zaprowadził go do windy.
Jej ukochany właśnie to zrobił. Pomógł staruszkowi. Zjechał nawet z nim windą i pomógł Ryszardowi wyjść z budynku.
Przez całą drogę z mieszkania do wyjścia Ryszard żarliwie tłumaczył mężczyźnie, że nadal kocha Oliwię i chciałby się z nią spotkać i poważnie porozmawiać.
Ale mężczyzna był dziwny. Nie rozumiał nic z tego, co mówił Ryszard, więc nic mu nie powiedział, poza radą, żeby mniej pił.
Kiedy Ryszard wszedł do metra, nie miał już w rękach ani mieczyków, ani pudełka z ciastkami. Musiał je upuścić gdzieś po drodze.
Nie mam nic przeciwko pomaganiu synowi, ale nie synowej, która nie docenia moich wysiłków