Ciekawostki

Rodzice męża oddali nam swój stary samochód, a jego siostrze mieszkanie. Teraz oczekują, że to właśnie my będziemy się nimi opiekować

Kiedy rodzice mojego męża powiedzieli, że chcą „rozdać wszystko za życia”, nawet się ucieszyłam. Pomyślałam, że to mądre – załatwić wszystko wcześniej, zanim pojawią się kłótnie o spadek.

Żyliśmy wtedy z Pawłem skromnie, ale uczciwie – oboje pracowaliśmy, spłacaliśmy kredyt za mieszkanie, odkładaliśmy, jak mogliśmy.

A jego siostra, Marta, była po rozwodzie, z dzieckiem, mieszkała w wynajętym lokalu.

Szczerze się ucieszyłam, gdy usłyszałam, że chcą jej pomóc.

– Zdecydowaliśmy, że damy Marcie nasze dwupokojowe mieszkanie – powiedziała teściowa podczas niedzielnego obiadu. – Sama z dzieckiem, ciężko jej. A wam, dzieci, oddamy nasz stary samochód. Nie nowy, ale sprawny.

Screen freepik

Uśmiechnęłam się, choć coś we mnie drgnęło. Nie dlatego, że chciałam to mieszkanie. Po prostu pomyślałam: „Mieszkanie i samochód to nie do końca to samo”. Ale nic nie powiedziałam, żeby nie psuć nastroju. Paweł też tylko skinął głową:

– Jak uważacie, mamo. I tak już nam wiele razy pomogliście.

Tego wieczoru wracaliśmy do domu właśnie tym samochodem – starym, ale zadbanym, pachniał jeszcze perfumami teściowej. Spojrzałam na
Pawła, był zadowolony, nawet trochę dumny.

– No, przynajmniej będziemy mieli czym wozić dzieci – zażartował.

Uśmiechnęłam się, ale w środku czułam lekkie ukłucie. Jakby ktoś między nami i nimi postawił niewidzialną granicę.

Minął rok. Samochód faktycznie nam się przydał – dowoziliśmy dzieci do szkoły, jeździliśmy na działkę, do rodziców Pawła.

A Marta mieszkała w swoim nowym mieszkaniu – remont, nowe meble, zdjęcia w rodzinnym czacie. Teściowa za każdym razem pisała komentarze: „Jak pięknie! W końcu na swoim!”

Nie zazdrościłam. Ale kiedyś, podczas jednej z rozmów, teściowa powiedziała:

– Dobrze, że jesteście blisko, dzieci. Z ojcem spokojni jesteśmy – nie zostawicie nas samych, prawda?

– No pewnie, mamo – odpowiedział Paweł. – Jesteśmy przecież obok.

Screen YT

Nie wytrzymałam:

– A Marta? Ona też mieszka blisko.

Teściowa uśmiechnęła się tak jakoś dziwnie:

– Marta ma swoje życie, pracę, dziecko… A wy – wy jesteście tacy odpowiedzialni.

Te słowa zapamiętałam. Bo właśnie wtedy zrozumiałam, że różnica między mieszkaniem a samochodem to nie tylko kwestia wartości, ale
oczekiwań.

Kiedy teść złamał nogę, zaczęliśmy bywać u nich coraz częściej – zakupy, lekarz, drobiazgi. Nie narzekaliśmy, w końcu rodzina to rodzina. Potem teść wrócił do zdrowia, ale „potrzeby” wcale się nie skończyły.

Pewnego wieczoru teściowa zadzwoniła do Pawła.

– Synku, może byście się wprowadzili do nas na jakiś czas? Starzejemy się, ciężko nam. Marta ma tyle na głowie, sama mówiła, że nie ma czasu. A wy – blisko, macie samochód, wygodnie wam będzie.

Screen YT

Paweł długo milczał. Potem tylko powiedział:

– Pomyślimy, mamo.

Kiedy odłożył telefon, aż mi się zagotowało.

– Czyli przez to, że dostaliśmy samochód, teraz mamy obowiązek się nimi zajmować?

– Nie, po prostu im trudno, trzeba pomagać – odpowiedział spokojnie.

– A Marta? Ona nie musi? Przecież to też jej rodzice!

Wzruszył ramionami:

– Może im z nami po prostu łatwiej.

Nie odpowiedziałam. Ale w środku we mnie wrzało. Nie o pomoc chodziło – pomagałam zawsze. Chodziło o to, że my byliśmy „oczywistością”, a ona „zajętą córką”.

Mijały miesiące. Każdy weekend – zakupy, sprzątanie, pomoc w ogrodzie. Marta rzadko się pojawiała, a w sieci wrzucała zdjęcia z wyjazdów z podpisem: „Naładowałam baterie!”

W końcu nie wytrzymałam.

– Wiesz, Paweł, oni już chyba postanowili, że to my będziemy się nimi opiekować.

– Ale to moi rodzice… – odpowiedział cicho.

– I Marty też. Tylko że jej dali mieszkanie, a nam obowiązek.

Słowa zawisły między nami jak cień.

Zimą teściowa zachorowała. Leżała z gorączką, więc oczywiście się nią zajmowaliśmy. Marta przyjechała raz – z owocami – i szybko pojechała. A my zostaliśmy. Tej nocy teściowa spojrzała na mnie i powiedziała:

– Dobrze, że jesteście. Z ojcem często mówimy, że Bóg wszystko mądrze poukładał. Marta – zabiegana, a wy – nasz spokój.

Uśmiechnęła się, a mnie ścisnęło w środku. Bo po raz pierwszy pomyślałam, że oni naprawdę w to wierzą. Że dla nich to sprawiedliwe.

Wtedy zrozumiałam – niektórzy dostają prezenty, inni zobowiązania. My dostaliśmy samochód, który już dawno się zepsuł, ale obowiązek został.

Kiedyś powiedziałam Pawłowi, że jestem zmęczona, że chciałabym jeden weekend tylko dla nas. Obraził się:

– Jak możesz tak mówić? To moi rodzice!

– Wiem. Ale może czasem warto przypomnieć, że mają też córkę. Bo pomaganie nie powinno oznaczać rezygnacji z siebie.

Nie odpowiedział. Ale widziałam po jego oczach, że coś do niego dotarło.

Od tamtej pory nauczyłam się stawiać granice. Kiedy teściowa znów poprosiła, żeby ktoś został u nich na tydzień, powiedziałam spokojnie:

– Mamo, pomożemy, jak trzeba, ale przecież jest jeszcze Marta. Ona też może znaleźć chwilę.

Zrobiła obrażoną minę, ale nic nie powiedziała.

Teraz pomagamy wtedy, kiedy naprawdę trzeba. Bez poczucia winy, bez złości. Bo zrozumiałam, że dobroć nie polega na tym, by pozwalać się wykorzystywać.

A najciekawsze jest to, że po kilku miesiącach sama Marta zadzwoniła. Powiedziała, że mama prosiła, żeby częściej wpadała. I że chyba miała rację. Uśmiechnęłam się wtedy pierwszy raz od dawna.

Bo może sprawiedliwość w rodzinie nie polega na równych prezentach, tylko na tym, żeby każdy w końcu zrozumiał, co naprawdę jest jego obowiązkiem.

A kiedy patrzę dziś na ten stary samochód pod blokiem, myślę nie o tym, że już nie jeździ. Myślę o tym, że właśnie on nauczył mnie najważniejszego: że granice w miłości są po to, by się nie zatracić, pomagając innym.

Mama przyjechała do nas z wizytą i powiedziała, że chce, żebyśmy zrobili jej remont. Kiedy zaczęliśmy o tym rozmawiać z mężem, powiedział, że najpierw zrobimy remont u teściowej, a potem u niej

Kiedy jedliśmy z mężem kolację, zadzwonił telefon i postanowiłam mu go podać. Dzwoniła jakaś Natalia. A potem znalazłam w jego kieszeniach notatki od niej: „Powiem wszystko twojej żonie, jeśli nie przyjdziesz”

Mój mąż był zajęty pracami domowymi, kiedy zadzwonił jego telefon, więc odebrałam połączenie: „Kochanie, będę na ciebie długo czekać, przecież obiecałeś”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

W wieku 65 lat zdecydowałam się wyjść za mąż, ale dzieci nawet nie przyszły na wesele. Teraz nie wiem, czy postąpiłam słusznie, chociaż uważam, że też mam prawo do szczęścia

Mam sześćdziesiąt pięć lat. Kiedy to mówię, ludzie zwykle się uśmiechają, mówiąc: „Eee tam, jeszcze…

2 godziny ago