Przyjechałam do córki na wesele dzień przed uroczystością, jej nie było, ale zastałam pana młodego rozmawiającego przez telefon z jakąś kobietą i dobrze, że wpadłam: „Poczekaj, za miesiąc jedziemy na wakacje za granicę”

Przyjechałam do mojej córki dzień przed jej ślubem. Byłam zmęczona podróżą, ale szczęśliwa. Cały czas myślałam o tym, jak to będzie – moja mała dziewczynka w białej sukni, w ramionach mężczyzny, którego wybrała.

Czekałam na ten moment od lat. Wysiadłam z autobusu, kupiłam bukiet białych róż i pojechałam prosto do jej mieszkania.

Drzwi były uchylone. Nie chciałam wchodzić bez pukania, ale w środku usłyszałam głos. Męski. Zatrzymałam się, już miałam zapukać, kiedy dotarły do mnie słowa, które zmroziły mi krew w żyłach.

– „Kochanie, jeszcze tylko jutro i będę miał to wszystko z głowy. Miesiąc, dwa – pojedziemy za granicę, jak obiecałem. Tylko wytrzymaj…”

Stałam jak sparaliżowana. To był głos Pawła – narzeczonego mojej córki, Kasi. Nie pomyliłabym się. Wiedziałam, że to on. Znałam ten ton, ten miękki sposób mówienia, który tak oczarował moją córkę.

Nie wiem, jak długo tam stałam. Może minutę, może pięć. Słyszałam jeszcze, jak mówił:

– „Nie dzwoń jutro. Wiesz, że będzie dużo ludzi, nie mogę ryzykować.”

A potem krótki śmiech.

Weszłam do środka jak w transie. Telefon wypadł mu z ręki, kiedy mnie zobaczył. Zbladł, jakby zobaczył ducha.

– „O, pani Mario… nie wiedziałem, że pani już przyjechała.”

Nie odpowiedziałam. Wzięłam torbę, postawiłam ją przy drzwiach. W salonie panował porządek, tylko na stole leżał flakon z różami – takimi samymi, jakie trzymałam w ręku.

– „Gdzie Kasia?” – zapytałam.

– „Pojechała z przyjaciółką do fryzjera, zaraz wróci.”

– „A ty?”

– „Zostałem, żeby posprzątać.”

Patrzyłam na niego i czułam, jak w środku coś we mnie pęka. Chciałam krzyczeć, zapytać, kim jest ta kobieta, ale zamiast tego usiadłam. Mój głos brzmiał obco.

– „Wiesz, Pawle, w życiu różne rzeczy się słyszy. Ale to, co usłyszałam przed chwilą, nie przystoi mężczyźnie, który jutro ma stanąć przy ołtarzu.”

Milczał. Patrzył gdzieś w podłogę, bawił się obrączką, którą pewnie już miał gotową. Po chwili wyszeptał:

– „To nic nie znaczy. Była trudna sytuacja, nie chciałem… to się samo stało.”

Te słowa zabrzmiały jak kiepskie usprawiedliwienie. Nie odpowiedziałam. Wiedziałam tylko jedno – nie mogę tego ukryć przed córką. Nie
mogę pozwolić, by wyszła za człowieka, który jeszcze dzień przed ślubem planuje wakacje z kimś innym.

Kiedy Kasia wróciła, przytuliła mnie mocno. Pachniała nowym szamponem, miała w oczach radość i spokój. Tak bardzo nie chciałam jej tego zabierać.

– „Mamo, jak dobrze, że jesteś! Wszystko gotowe. Tylko Paweł coś milczy od rana, chyba się denerwuje.”

Screen YT

Uśmiechnęłam się blado.

– „Musimy porozmawiać, córeczko.”

To była najtrudniejsza rozmowa w moim życiu. Siedziałyśmy do późna, a ja widziałam, jak z każdą minutą z jej twarzy znika uśmiech, jak serce jej się łamie, tak jak kiedyś moje.

Ślub się nie odbył. Nazajutrz Kasia zadzwoniła do gości i wszystko odwołała. Były łzy, gniew, pytania. Ale był też spokój – ten,
który przychodzi, gdy wiesz, że uniknęłaś jeszcze większego bólu.

Dziś minęło kilka miesięcy. Córka wróciła do pracy, uśmiecha się znowu, choć czasem w jej oczach widzę cień. Paweł wyjechał za granicę, nikt nie wie, z kim.

A ja? Wciąż pamiętam ten moment przy drzwiach, to jedno zdanie, które wszystko zmieniło. I wiem, że los czasem naprawdę daje nam szansę, by wejść w nieodpowiednim momencie – po to, by uratować kogoś, kogo kochamy.

Kiedy opiekowałam się mamą męża, on romansował z moją najbliższą przyjaciółką. Teraz nie mam przyjaciółki

Przyjechałam na urodziny synowej, przywiozłam jej mnóstwo pysznych rzeczy, ale kiedy weszłam do mieszkania, ona i syn głośno o czymś rozmawiali: „Po co ona tu jest, zaprosiłam koleżanki, a twoja mama będzie zbędna”

Mówiłam mamie, żeby nie zakochiwała się w wieku 60 lat, ale ona mnie nie posłuchała: „Lepiej zajmij się wnukami niż obcym mężczyzną, a o miłości w twoim wieku jest już za późno myśleć”