screen Youtube
Zapakowałam samochodzik w papier prezentowy – czerwony, metalowy, z dużymi kołami.
Taki, o jaki prosił kiedyś w sklepie, kiedy spacerowaliśmy razem. Wtedy nie kupiłam, bo powiedziałam: „Następnym razem”. I oto przyniosłam — ten następny raz.
W pociągu było ciasno, ludzie kłócili się o klimatyzację, komuś było zimno, komuś duszno.
Siedziałam przy oknie, ściskając paczkę z samochodzikiem. Z jakiegoś powodu nie puszczałam jej. Chciałam, żeby się nie pogniotła.
Przyjechałam, zadzwoniłam. Córka otworzyła drzwi z miną, jakby nie czekała. Chociaż mówiła: „Przyjedź, mamo, oczywiście, będziemy się cieszyć”.
W mieszkaniu nowa kuchnia, wszystko lśni, podłoga taka, że boisz się na nią nadepnąć. Michał siedział przy stole w koszulce z jakimś superbohaterem, grał w coś na telefonie. Wyciągnęłam maszynę — ładnie zapakowaną, z kokardką.
— Mamo, Michał już się tym nie bawi — powiedziała córka cicho, prawie szeptem, ale z nutką, która wszystko zabija.
Uśmiechnęłam się, skinęłam głową, jakby nic się nie stało. A w środku coś pękło. Nie bolało, nie.
Po prostu zrozumiałam, że czas minął. Że nie zdążyłam. Że znowu się spóźniłam — z tym samochodem, z tym „następnym razem”.
Michał powiedział „dziękuję”, nawet nie patrząc, co jest w środku. A potem córka odłożyła pudełko gdzieś do szafy. „Potem komuś to damy, dobrze?” – uśmiechnęła się. Ponownie skinęłam głową. Milczałam.
Zjedliśmy ciasto. Wszyscy mówili, że jest pyszne. Tylko ja z jakiegoś powodu nie czułam smaku. Wypiliśmy herbatę. Zrobiliśmy zdjęcia.
Michał pobiegł dalej się bawić. Posiedziałam jeszcze trochę, rozmawialiśmy o pogodzie, o nowych oknach. A potem się zebrałam.
Na dworcu kupiłam sobie kawę. Stałam z nią na peronie i myślałam: może nie warto było kupować tego samochodu?
Może po prostu chciałam cofnąć choćby coś – lato, kiedy chodziłam z Michałem po kałużach i liczyliśmy samochody, których było więcej – czerwonych czy niebieskich. Wtedy też byłam trochę inna. Młodsza. Bardziej potrzebna.
Pociąg przyjechał z opóźnieniem. Usiadłam przy oknie, jak zawsze. Trzymałam w rękach torbę, w której nie było już maszynki. Została tam, w mieszkaniu z błyszczącymi kafelkami. I prawdopodobnie nie jest już potrzebna. Nikomu. Nawet mnie.
A ja z jakiegoś powodu nie mogę przestać myśleć: dlaczego wszyscy tak szybko dorastamy. I dlaczego na wszystkie ważne rzeczy zawsze trochę się spóźniamy.
— Dlaczego opuściłaś mnie dla Michała, skoro ze mną miałaś wszystko? — zapytał Marek, stojąc…
Kiedy po raz pierwszy przyjechaliśmy poznać rodziców męża, nie mogłam sobie nawet wyobrazić, że będą…
Nikt nie wie, że nasza idealna rodzina to tylko pozory. Od dawna wyglądało to, jakby…
Na zewnątrz mój mąż wygląda idealnie. Kiedy ktoś nas odwiedza, pokazuje się jako perfekcyjny ojciec…
Na początku wydawało mi się, że mój syn miał ogromne szczęście. Jego żona była tak…
Nigdy wcześniej nie odmówiłam mojej mamie. Nawet wtedy, gdy byłam zmęczona, nawet wtedy, gdy coś…