Screen IStockphoto
Tak przynajmniej myślałem o sobie, zanim w naszym życiu na dobre pojawiła się Marta — przyjaciółka mojej żony.
Lara zna ją od lat. Jeszcze z czasów studiów. Zawsze były „jak siostry”, przynajmniej tak to wyglądało z boku.
Marta była tą samotną, tą, której „nigdy się nie ułożyło”, tą, którą trzeba było zapraszać na święta, żeby nie siedziała sama.
— Ona nikogo nie ma, wiesz — mówiła Lara. — Dobrze, że chociaż z nami może wypić kawę.
Na początku nie zwracałem na Martę większej uwagi. Była miła, rozmowna, czasem za bardzo wchodziła w słowo, ale nic poza tym. Dopiero z czasem zacząłem zauważać drobiazgi. Spojrzenia trochę dłuższe niż powinny. Komplementy, które nie były do końca niewinne.
— Masz dziś bardzo męski głos — rzuciła kiedyś, kiedy Lara wyszła do sklepu.
Uśmiechnąłem się nerwowo. Uznałem, że przesadzam. Przecież to tylko koleżanka mojej żony.
Lara pracuje dużo. Wraca późno, często zmęczona, rozdrażniona. Kolacje jemy w ciszy albo przy włączonym telewizorze. Czasem mam wrażenie, że bardziej żyjemy obok siebie niż razem. Ale nigdy nie powiedziałbym, że jest złą żoną. Po prostu… inną, niż kiedyś.
Marta zaczęła wpadać częściej. Zawsze „przypadkiem”, zawsze „na chwilę”.
— Lara mówiła, że i tak będziesz sam, to pomyślałam, że zajrzę — tłumaczyła się, zdejmując płaszcz.
Zaczęła porównywać. Niby żartem, niby mimochodem.
— Ja to bym nie mogła tak wracać późno i zostawiać męża głodnego.
— Lara nigdy nie lubiła gotować, prawda?
Nie odpowiadałem. Coś we mnie zaczęło się buntować, ale jednocześnie… czułem się zauważony. Dawno nikt nie mówił o mnie w ten sposób.
Wczoraj wydarzyło się coś, czego nie potrafię wyrzucić z głowy.
Lara była w pracy. Ja miałem dzień wolny. Około południa zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłem — stała Marta. Ubrana inaczej niż zwykle. Zbyt elegancko jak na „szybką kawę”.
— Mogę wejść? — zapytała, patrząc mi prosto w oczy. — Muszę z kimś porozmawiać.
Usiadła w kuchni. Rozglądała się, jakby była u siebie.
— Wiesz, zazdroszczę Larze — zaczęła. — Ma wszystko i nawet tego nie docenia.
— O czym ty mówisz? — zapytałem, czując niepokój.
— O tobie — odpowiedziała bez wahania. — Jesteś dobrym mężczyzną. Spokojnym. Ciepłym. A ona? Ona nawet zupy nie umie ugotować.
Zamarłem.
— Nie powinnaś tak mówić — powiedziałem cicho. — To moja żona.
Marta uśmiechnęła się smutno.
— Właśnie dlatego mówię. Bo nie docenia, co ma. A ja widzę. I wiem, że bardziej do ciebie pasuję niż ona.
Wstała. Zbliżyła się o krok za blisko.
— Gdybyś był ze mną, wszystko wyglądałoby inaczej — wyszeptała. — Dom. Ciepło. Kolacje. Prawdziwe partnerstwo.
Czułem, jak serce bije mi w uszach.
— Wyjdź — powiedziałem. — Natychmiast.
Nie obraziła się. Nie krzyczała. Wzięła torebkę i spokojnie założyła płaszcz.
— Pomyśl o tym — rzuciła na odchodne. — I nie mów Larze. Nie chcę jej ranić.
Kiedy zamknąłem drzwi, długo stałem oparty o ścianę. Czułem się brudny. Jakbym zrobił coś złego, chociaż nic się nie wydarzyło.
Wieczorem Lara wróciła zmęczona.
— Zjesz coś? — zapytała.
— Nie jestem głodny — odpowiedziałem.
Spojrzała na mnie uważnie.
— Coś się stało?
Chciałem powiedzieć prawdę. Wszystko. Ale zobaczyłem jej twarz — zmęczoną, obcą, jakbyśmy mówili różnymi językami.
— Nic — skłamałem.
W nocy nie spałem. Myślałem o słowach Marty. O tym, co mnie w nich zabolało najbardziej — że w jakimś sensie były prawdziwe. Nie o
gotowaniu. O dystansie. O tym, że przestaliśmy być dla siebie ważni.
Dziś rano dostałem wiadomość od Marty:
„Nie chciałam cię postawić w trudnej sytuacji. Po prostu uznałam, że zasługujesz na coś więcej.”
Usunąłem ją. Ale słowa zostały.
Nie wiem, co zrobić. Powiedzieć Larze i zniszczyć jej przyjaźń? Milczeć i udawać, że nic się nie stało? A może to nie Marta jest
problemem, tylko my — ja i Lara — którzy od dawna żyjemy jak współlokatorzy?
Jedno wiem na pewno: granica została przekroczona. I nawet jeśli fizycznie do niczego nie doszło, coś w naszym małżeństwie pękło.
Najgorsze jest to, że po raz pierwszy od dawna ktoś spojrzał na mnie i powiedział: „pasujesz”.
I boję się, że to uczucie zostanie ze mną na długo.
A teraz sam nie wiem, kogo bardziej się boję — Marty, Lary… czy siebie.
Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni ktoś zapytał mnie, czy ja w ogóle jestem szczęśliwa.…
Nie pamiętam momentu, w którym mogłabym powiedzieć, że mój mąż mnie kochał. Byliśmy razem, mieszkaliśmy…
Nigdy nie byliśmy naprawdę blisko. Nie tak, jak sobie wyobrażałam, kiedy wychodziłam za mąż. Wtedy…
Dwa lata temu przeszliśmy na emeryturę. Pamiętam ten dzień bardzo wyraźnie. Wyszedłem z pracy z…
Nigdy nie myślałam, że będę jedną z tych matek, które dowiadują się o ślubie własnego…
Nigdy nie myślałam, że będę jedną z tych matek, które dowiadują się o ślubie własnego…