Screen freepik
Nie chodziło nawet o pieniądze — bardziej o poczucie, że ktoś widzi, jak się staram.
A może… może odrobinę chodziło też o to, że babcia zawsze mówiła: „Zosia, ty jesteś moim oczkiem w głowie. Kiedyś wszystko będzie twoje”.
I ja w to wierzyłam. A może po prostu chciałam wierzyć.
Moja babcia, Helena, była kobietą upartą, twardą jak skała, ale ze mną miękła. Może dlatego to ja biegałam do niej po szkole, to ja nosiłam zakupy, dbałam o leki, robiłam pranie i sprzątałam kuchnię, chociaż czasem miałam wrażenie, że sprzątam po kimś, kto wcale tego nie potrzebuje, tylko chce mieć mnie obok.
Kiedy zachorowała, naturalne było dla mnie, że będę przy niej codziennie. Moja mama, Ewa, zawsze trzymała pewien dystans.
„Twoja babcia nie jest taka święta, jak ci się wydaje” — mówiła. A ja przewracałam oczami, bo uważałam, że mama po prostu przesadza i że to babcia ją skrzywdziła, a nie odwrotnie.
Lata mijały. Zmieniałam pracę, przeprowadzałam się, próbowałam układać sobie życie, ale cały czas miałam poczucie, że muszę być blisko babci. A ona wciąż powtarzała:
— „Zosiu, ty jedna o mnie pamiętasz. Reszta żyje własnym życiem.”
I zawsze, gdy to mówiła, byłam pewna, że moje poświęcenie ma sens.
Kiedy babcia zaczęła tracić pamięć, już właściwie mieszkałam u niej na pół etatu. Mama wpadała rzadko i tylko wtedy, gdy trzeba było coś podpisać albo załatwić urzędowe sprawy. A ja… ja po prostu byłam.
Pewnego dnia babcia powiedziała mi:
— „Zosiu, w testamencie wszystko będzie twoje. Mieszkanie, oszczędności, wszystko. Bo to ty przy mnie jesteś.”
Nie powiem, zrobiło mi się ciepło. Poczułam, że jestem doceniona. Że moje życie, choć pełne wyrzeczeń, przyniosło jakiś sens.
Ale potem nadszedł dzień, którego nie zapomnę.
Babcia zmarła spokojnie, we śnie. Pamiętam, że trzymałam ją za rękę, a ona była taka lekka, jakby już dawno przygotowała się do odejścia. Siedziałam przy niej i płakałam, ale to nie był rozpaczliwy płacz — raczej ciche pożegnanie.
Kilka dni później mama zaprosiła mnie do siebie, mówiąc, że musimy omówić sprawy po śmierci babci. Weszłam do jej mieszkania i od progu poczułam chłód.
Mama siedziała przy stole, miała przed sobą dokumenty. Poprosiła, żebym usiadła. Jej twarz była poważna, ale spokojna. Wzięła głęboki oddech.
— „Zosiu, musisz wiedzieć jedną rzecz. Babcia zmieniła testament.”
Zamarłam.
— „Co znaczy zmieniła? Kiedy?” — zapytałam, czując, jak drży mi głos.
Mama przesunęła w moją stronę kartkę.
— „Rok temu. Podpisała wszystko u notariusza. Mieszkanie przechodzi na mnie.”
Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie wierzyłam. Nie potrafiłam.
— „Przecież babcia mówiła… obiecała…”
Mama patrzyła na mnie bez emocji.
— „Zosiu, to była jej decyzja. I jej prawo.”
Nie pamiętam, jak wyszłam z jej mieszkania. Jak stanęłam na klatce schodowej, jak oddychałam. W głowie miałam tylko jedno: „Rok temu…
a ja wtedy już robiłam dla niej wszystko. Dlaczego?”
Kilka dni później poszłam do notariusza, by potwierdzić, czy to naprawdę prawda. I było. Pieczątki, podpisy, daty. Wszystko nienaruszone. Zero wątpliwości.
Moja babcia — ta sama, której przez lata oddawałam swoje życie — postanowiła zostawić wszystko mojej mamie. Nie mnie.
Przez wiele dni płakałam. Czułam się zdradzona, oszukana, naiwna. Czułam, że całe moje życie było jakąś pomyłką, nieporozumieniem.
Dopiero po czasie dotarło do mnie, że babcia… po prostu bała się oddać mieszkanie wnuczce. Bała się ludzkich gadek. Bała się, że mama poczuje się pominięta, że między nami wybuchnie wojna. A może mama namówiła ją do zmiany? Tego nigdy się nie dowiem.
Dzisiaj dalej mieszkam w wynajmowanym pokoju, spłacam swoje rachunki i uczę się mówić sobie, że zrobiłam dla babci tyle, ile mogłam.
Że to była miłość, a miłość nie powinna oczekiwać nagrody.
A jednak… gdy mijam jej blok, gdy patrzę na okna, w których kiedyś czekała na mnie z herbatą, coś we mnie pęka.
Bo prawda jest taka, że całe życie wierzyłam, że dobro wraca. Ale czasem dobro wraca nie tam, gdzie powinno — tylko tam, gdzie ktoś
tak postanowił.
I najtrudniejsze w całej tej historii jest to, że muszę nauczyć się żyć z tym, że choć byłam „najbliżej”, zostałam z niczym.
Tylko wspomnienia mi zostały. I chyba… chyba muszę nauczyć się, że czasem to jedyne, co naprawdę nasze.
Nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała napisać coś takiego, ale chyba w każdej historii przychodzi…
Czasem myślę, że największym błędem mojego życia było to, że zawsze stawiałam siebie na ostatnim…
Mieszkaliśmy z Igorem skromnie, ale – jak mi się wydawało – uczciwie i naprawdę. Kiedy…
Życie nauczyło mnie milczeć częściej, niż mówić, i patrzeć głębiej, niż inni potrafili sobie wyobrazić.…
Może tak właśnie miało być — morze, słone powietrze, ciepły wiatr, który jakby wymiatał z…
Długo milczałam, połykając jedną urazę za drugą, przekonując siebie, że mama może jest zmęczona, roztargniona,…