Screen IStockphoto
A jeśli dom jest spokojny, to wszystko inne nie ma znaczenia. Tak mi mówiono. Tak żyłam. Tak oddychałam — ostrożnie, żeby nikogo nie zdenerwować.
Poznałam Marka, gdy miałam dwadzieścia trzy lata. Był starszy, zdecydowany, wiedział, czego chce. Już na początku mówił:
— Ja nie lubię chaosu. Lubię, kiedy wszystko jest poukładane.
Wtedy wydawało mi się to oznaką dojrzałości. Dziś wiem, że był to pierwszy sygnał. Ale kto w młodości słucha sygnałów?
Na początku kontrola była subtelna.
— Po co dzwonisz do siostry tak często? — pytał. — Przecież masz mnie.
— Mama znowu coś wymyśla — wzdychał. — Nie rozumie, że teraz masz własną rodzinę.
Chciałam, żeby był dumny. Chciałam, żeby mówił: „Dobrze, że jesteś taka rozsądna”. Więc ograniczałam rozmowy. Przekładałam wizyty.
Odwoływałam spotkania.
— Nie pojadę w tym miesiącu — mówiłam do mamy. — Marek ma dużo pracy.
Z czasem przestałam mówić „Marek ma”. Zaczęłam mówić „nie mogę”.
On decydował, w co się ubiorę.
— Ta sukienka jest zbyt krótka.
— W tym wyglądasz tanio.
— Po co ci makijaż, skoro idziesz tylko do sklepu?
Mówił to spokojnie, bez krzyku. A ja myślałam, że spokój oznacza rację.
— Dobrze — odpowiadałam. — Masz rację.
Gdy dostałam propozycję lepszej pracy, skrzywił się.
— A kto będzie dbał o dom?
— Przecież to tylko etat, Marek.
— Właśnie. Etaty są dla ludzi bez ambicji rodzinnych.
Odmówiłam. Tłumaczyłam sobie, że jeszcze zdążę. Że teraz ważniejsze jest „my”.
„My” szybko zamieniło się w „on”.
Z czasem zapomniałam, kiedy ostatnio coś było moje. Moja decyzja. Moje zdanie. Moje „nie”. Gdy próbowałam je wypowiedzieć, Marek
uśmiechał się z politowaniem.
— Znowu dramatyzujesz.
— Kto jak nie ja wie, co jest dla ciebie dobre?
Najbardziej bolało to, że zaczęłam w to wierzyć.
Na rodzinnych spotkaniach siedziałam cicho. Gdy ktoś pytał, czemu tak rzadko dzwonię, Marek odpowiadał za mnie:
— Ona nie ma głowy do takich rzeczy. Ja się wszystkim zajmuję.
I wszyscy się uśmiechali. A ja siedziałam obok i myślałam, że może rzeczywiście bez niego bym sobie nie poradziła.
Pewnego dnia zadzwoniła moja siostra.
— Co się z tobą dzieje? — zapytała. — Jakbyś zniknęła.
Chciałam powiedzieć prawdę. Że codziennie mierzę słowa. Że boję się ciszy w domu bardziej niż krzyku. Że nie pamiętam, kiedy ostatnio
się śmiałam. Ale powiedziałam tylko:
— Wszystko w porządku. Jestem zajęta.
Wieczorem Marek zapytał:
— Kto dzwonił?
— Siostra.
— Znowu? Po co ci ona?
Nie odpowiedziałam. I wtedy powiedział coś, co otworzyło mi oczy, choć jeszcze nie wiedziałam, że to moment graniczny.
— Gdybyś mnie słuchała od początku, byłoby ci w życiu łatwiej.
„Gdybyś mnie słuchała”. A przecież słuchałam zawsze.
Przełom przyszedł niespodziewanie. Zwykły dzień. Zwykła kłótnia o drobiazg — o to, że kupiłam inny chleb niż zwykle.
— Nie myślisz — powiedział chłodno. — Z tobą zawsze trzeba wszystko sprawdzać.
Spojrzałam na niego i nagle poczułam pustkę. Nie złość. Nie żal. Pustkę. Jakby ktoś zgasił światło w środku mnie.
— Marek — powiedziałam cicho — a kiedy ostatnio zapytałeś mnie, czego ja chcę?
Roześmiał się.
— Teraz nie jest czas na takie rozmowy.
Ale ja wiedziałam, że jeśli nie teraz, to nigdy.
Tej nocy nie spałam. Przypominałam sobie siebie sprzed lat. Dziewczynę, która miała plany. Która śmiała się głośno. Która kochała
swoją rodzinę i nie musiała nikogo przepraszać za to, kim jest.
Rano powiedziałam:
— Chcę pojechać do mamy. Sama.
Spojrzał na mnie jak na obcą.
— Zwariowałaś?
— Nie — odpowiedziałam. — Po prostu przypomniałam sobie, że istnieję.
Nie krzyczał. To było najdziwniejsze.
— Zobaczysz, że beze mnie sobie nie poradzisz — powiedział spokojnie.
Być może. Ale pierwszy raz od lat wiedziałam, że chcę spróbować.
Dziś rozumiem jedno: straciłam siebie nie w jednym momencie, ale powoli, każdego dnia, kiedy mówiłam „dobrze”, choć czułam „nie”.
Kiedy wybierałam spokój zamiast prawdy. Kiedy byłam posłuszna zamiast żywa.
I choć boję się przyszłości, wiem jedno — bardziej boję się życia, w którym znów o sobie zapomnę.
Kiedy do naszego domu przychodzi teściowa, mój mąż zmienia się nie do poznania. Jakby ktoś…
Zostawiłem żonę dla kobiety młodszej ode mnie o dwadzieścia lat i przez długi czas byłem…
Jesteśmy razem od dwudziestu lat. Kiedy mówię tą cyfrę na głos, brzmi jak coś solidnego,…
Nigdy nie sądziłam, że można się poczuć upokorzonym przez coś tak banalnego jak stare rzeczy.…
Nigdy nie uważałem się za faceta, który zdradza. Zawsze mówiłem, że jeśli w małżeństwie coś…
Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni ktoś zapytał mnie, czy ja w ogóle jestem szczęśliwa.…