screen Youtube
Bo jeśli trafi do takiej rodziny, to całe życie będzie jadł takie niedojadki, którymi poczęstowali nas przyszli swatani! Zrobię wszystko, żeby zmienił zdanie.
Mój mąż i ja jesteśmy zwykłą rodziną. Mieszkamy w centrum miasta, mamy domek letniskowy, gdzie uprawiamy trochę warzyw i odpoczywamy.
Pracuję jako nauczycielka, a mój mąż jest kierownikiem działu w służbie państwowej.
Nigdy nie żyliśmy w luksusie, ale zawsze staraliśmy się, aby w domu było przytulnie, aby dzieci dorastały w miłości i niczego im nie brakowało.
Mamy dwoje dzieci: starszą córkę Olę i syna Andrzeja. Różnica wieku między nimi wynosi trzy lata, oboje są już dorośli.
Córka jest mężatką i mieszka z mężem w Niemczech. Wyjechali kiedyś do pracy zarobkowej i zostali tam, niedaleko Berlina.
Syn Andrzej również mieszka teraz osobno, wynajmuje mieszkanie i pracuje w dobrej firmie. Oboje nasze dzieci mają wyższe wykształcenie, znają język angielski. Jesteśmy z nich dumni, nie ma co ukrywać.
Zawsze uczyłam córkę, jak być dobrą gospodynią, a teraz jej mąż i teściowie nieustannie ją chwalą.
Razem z Olą uwielbiałyśmy gotować: nauczyła się ode mnie robić gołąbki, pierogi, galaretkę, kotlety, a barszcz i zupy to dla niej żaden problem.
Andrzej też nie pozostaje w tyle: z łatwością przygotuje pyszny makaron lub jajecznicę, a szaszłyki z ojcem na ogniu to ich popisowe danie!
Ale nasz Andrzej znalazł się w sytuacji, której nie mogłam sobie nawet wyobrazić. Ma 28 lat i postanowił się ożenić.
Wszystko z Karoliną potoczyło się tak szybko, że ledwo zdążyliśmy zorientować się, co się dzieje. Na początku cieszyliśmy się: dziewczyna jest miła, Andrzej dosłownie promieniał szczęściem.
Ale kilka dni temu pojechaliśmy z mężem do przyszłych teściów. Do tej pory nie możemy się otrząsnąć z tego, jak nas tam przyjęto.
Nie przyjechaliśmy z pustymi rękami: przywieźliśmy szampana, tort. A nas poczęstowano… makaronem instant, którego nie ma nawet w pobliżu naszego domu.
Każdemu na talerz położono po brychecie tego makaronu, zalało wrzątkiem i przykryło talerzami, żeby „dobrze się zaparzyło”. Na stole stało jeszcze kilka sałatek w plastikowych pojemnikach z supermarketu. I to wszystko! To właśnie „zjedliśmy”.
Swatowie mają też dużego psa, labradora. Ten pies siedział z nami przy stole i jadł z miski, do której swatka włożyła mu konserwy.
Razem z mężem ledwo się powstrzymywaliśmy. Takt nie pozwalał nam nic powiedzieć, ale po prostu odliczaliśmy minuty do momentu, kiedy będziemy mogli wyjść.
Teraz radzimy się z mężem i zastanawiamy, co zrobić. Z synem jeszcze nie rozmawialiśmy. Nie wiemy, jak mu wyjaśnić, że to małżeństwo może być wielkim błędem.
Bo jeśli swatowie mają taki poziom życia, to co czeka naszego Andrzeja? Czy nie mam racji, martwiąc się o jego przyszłość?
Alan powiedział to prawie spokojnie. Jak coś, co już dawno dojrzało w nim, a teraz…
Przyjechałam do córki na urodziny wnuka. Michał skończył dziewięć lat. Wstałam rano, upiekłam ciasto z…
Mój mąż prosi mnie, abym przyjęła do naszego domu jego córkę z pierwszego małżeństwa. Ma…
„Mamo, nie mogę codziennie do ciebie przyjeżdżać. Mam własną rodzinę…” Te słowa Ola wypowiedziała kiedyś…
Od ponad 15 lat mieszkamy z mężem osobno. Już dawno wyjechałam do pracy, ponieważ wychowywanie…
Na tym filmie przedstawiono zabawną sytuację, w której znajduje się wiele zwierząt domowych, które otrzymują…