Screen freepik
W ostatnim czasie stała się jakaś inna – ciągle gdzieś wychodzi, to z koleżankami, to na jakieś kursy.
Chciałam po prostu posiedzieć z nią, porozmawiać jak dawniej. Wypić herbatę w kuchni, pośmiać się, powspominać.
Kupiłam najlepszy tort w cukierni, ładnie go zapakowałam, nawet kwiaty zabrałam – mamy przecież lubią takie drobiazgi. I tak stoję przed jej drzwiami, naciskam dzwonek, serce bije mocniej.
Mama otworzyła niemal od razu. Miała na sobie lekką sukienkę, włosy ułożone, usta pomalowane. Wyglądała tak, jakby właśnie miała wychodzić, a nie przyjmować gości.
— Córciu? — zdziwiła się, jakby zobaczyła kogoś niespodziewanego.
— Tak, to ja! — uśmiechnęłam się. — Pomyślałam, że zrobię ci przyjemność. Przyniosłam twój ulubiony tort.
Podałam jej pudełko, ale mama nawet nie wyciągnęła ręki. Spojrzała tylko na zegarek, potem w lustro, poprawiła kolczyki i westchnęła:
— Och, córeczko… tak mi głupio… ale teraz nie mogę. Mam spotkanie.
— Spotkanie? — zapytałam. — Przecież ja tylko na chwilę, chciałam zobaczyć, jak się masz.
— Nie dziś, kochanie. Mam randkę.
Randkę. To słowo zabrzmiało jak coś zupełnie niepasującego. Randkę? Moja mama?
— Randkę? — powtórzyłam, nie dowierzając. — Mamo, żartujesz?
Mama roześmiała się lekko, tak jak kiedyś, gdy przyłapywałam ją na jedzeniu słodyczy przed kolacją.
— A dlaczego miałabym żartować? Jestem wciąż kobietą. Chcę z kimś porozmawiać, posiedzieć, pośmiać się.
Stałam z tym tortem w rękach, jak z kawałkiem wspomnień, które nagle przestały być potrzebne.
— Ale ty nigdy… — zaczęłam.
— Nigdy nie jest za późno — przerwała mi. — Wiesz, ile lat wszystko odkładałam? Praca, dom, ty, wnuki… Cały czas żyłam dla kogoś. A teraz chcę trochę dla siebie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony byłam dumna, że mama ma w sobie tyle energii, że nie zamyka się w samotności.
A z drugiej – coś we mnie pękło. Jakby ktoś powiedział mi, że już nie jestem jej najważniejsza.
— Myślałam, że napijemy się dziś razem herbaty — powiedziałam cicho.
Mama ujęła mnie za rękę.
— Innym razem, córeczko. Obiecuję. Zadzwonię.
Uśmiechnęła się tak, jak uśmiechają się kobiety, które znów chcą się komuś podobać. A potem zamknęła drzwi, zostawiając mnie na klatce schodowej z tortem, który nagle stracił sens.
Wracałam powoli do domu. W środku czułam dziwny żal, pomieszany ze zrozumieniem. Jedna część mnie była obrażona, druga — dumna.
Bo może właśnie tego jej zawsze życzyłam: żeby nie była tylko mamą, ale też kobietą, która ma swoje życie.
W domu postawiłam tort na stół, zdjęłam pudełko, ukroiłam kawałek. Jadłam i myślałam o niej. O tym, jak siedzi w kawiarni, śmieje się, może nawet lekko się rumieni. I nagle poczułam spokój.
Może właśnie na tym polega dorastanie — nauczyć się widzieć w swoich rodzicach ludzi, którzy też mają prawo do szczęścia.
Od tamtej pory już nie pytam, z kim spędza wieczory. Bo wiem, że każdy ma prawo do swojego małego szczęścia — nawet jeśli wygląda ono trochę inaczej, niż sobie wyobrażaliśmy.
Macocha… samo to słowo od zawsze brzmiało dla mnie chłodno. Nie tak jak „mama”. Mama…
Kiedy zdecydowaliśmy się zamieszkać z moją mamą, wydawało mi się, że to najlepsze rozwiązanie. Była…
Kiedy poznałam Marka, miałam trzydzieści lat. Właśnie wtedy kończył się trudny etap mojego życia –…
Tego wieczoru przygotowałam wszystko tak, jak kiedyś — jak w pierwszych latach naszego małżeństwa. Nakryłam…
Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz słyszałam w jej głosie prawdziwe ciepło. Chyba wtedy, gdy…
Kiedy zdecydowaliśmy się z Marcinem pobrać, myślałam, że to będzie najszczęśliwszy czas w moim życiu.…