Ciekawostki

Pomimo swoich 65 lat nie czuję się stara. Wręcz przeciwnie, poznałam wspaniałego mężczyznę i nasz związek jest poważny. A dzieci nie mogą się doczekać mojego mieszkania

Kiedyś myślałam, że po sześćdziesiątce życie powoli się kończy. Że człowiek ma już tylko wspomnienia, telewizor, kapcie i ciepły koc.

A jednak dziś wiem, że życie potrafi zaskoczyć nawet wtedy, gdy wydaje się, że już wszystko się przeżyło.

Mam 65 lat. Przeszłam swoje – małżeństwo, choroby, samotne wieczory. Od śmierci męża minęło dziesięć lat. Myślałam, że już nigdy nie poczuję niczego podobnego do miłości.

Dzieci mówiły, że „mama powinna odpocząć, żyć spokojnie”. Tylko co to znaczy – spokojnie? Dla mnie to brzmiało jak „poczekaj, aż zgaśnie światło”.

Wszystko zmieniło się, gdy poznałam Marka. Spotkaliśmy się przypadkiem – w aptece. Stał za mną w kolejce, zaproponował, że poda mi torebkę, która spadła.

Screen freepik

Uśmiechnął się, a ja poczułam coś, czego nie czułam od dawna – ciepło, życzliwość, jakby ktoś naprawdę mnie zauważył.

Od tamtej pory zaczęliśmy się spotykać. Kawa, spacer, kino. Marek miał w sobie spokój i humor, którego tak brakowało mi w życiu.

Rozmawialiśmy godzinami, śmialiśmy się jak nastolatkowie. Wreszcie czułam się znów kobietą – nie babcią, nie wdową, nie kimś „po
życiu”.

„Mamo, w twoim wieku to nie wypada”, powiedziała córka, kiedy mimochodem wspomniałam o Marku.

„A co nie wypada? Czuć, że się żyje?” zapytałam spokojnie.

„Nie o to chodzi, mamo. Po prostu… ludzie będą gadać.”

Uśmiechnęłam się gorzko. „Ludzie gadali, kiedy byłam wdową. Gadali, że jestem smutna. Teraz gadają, że się uśmiecham. Więc niech gadają dalej.”

Syn też nie był zachwycony. „Mamo, a skąd ty go znasz? Co on chce? Pewnie chodzi mu o pieniądze albo mieszkanie.”

Te słowa zabolały. Przecież to moje dzieci. Wychowałam ich, dawałam wszystko, co mogłam. A teraz patrzą na mnie jak na naiwną staruszkę.

Kiedy powiedziałam, że Marek czasem zostaje u mnie na noc, w oczach córki zobaczyłam gniew. „Naprawdę, mamo? Myślałam, że masz więcej godności.”

Wtedy nie wytrzymałam. „Godności? A co z moim prawem do szczęścia? Czy ono skończyło się razem z twoim ojcem?”

Przez kilka dni nie odzywali się do mnie. W domu panowała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa. Marek chciał przyjść, ale odmówiłam. Musiałam wszystko przemyśleć.

Wieczorem usiadłam w fotelu, spojrzałam na zdjęcia dzieci z dzieciństwa i pomyślałam: jak to się dzieje, że dorosłe dzieci potrafią zapomnieć, że ich matka też ma serce? Że wciąż czuje, tęskni, marzy?

Kiedyś wszystko im dawałam – czas, pieniądze, zdrowie. Teraz wystarczył jeden mężczyzna, by zobaczyli we mnie zagrożenie dla… ich przyszłego spadku.

Kilka dni później córka przyszła do mnie. Z uśmiechem, ale tym sztucznym, który znałam od dziecka.

„Mamo, my z bratem rozmawialiśmy… I jeśli naprawdę zależy ci na tym Marku, to może… spisz testament, żeby było jasno. Nie chcemy później problemów.”

Zamarłam. Patrzyłam na nią długo, nie mogąc wydobyć słowa. „Czy ty naprawdę przyszłaś tu po to, żeby zapytać o mieszkanie?” – zapytałam w końcu.

„Nie, mamo! Po prostu chcemy, żebyś była spokojna.”

„Nie, dziecko. Ty chcesz, żebym to ty była spokojna o siebie. Nie o mnie.”

Kiedy wyszła, długo siedziałam w ciszy. Czułam ból, ale też coś jeszcze – jasność. Po raz pierwszy od lat wiedziałam, że muszę zacząć żyć dla siebie, nie dla innych.

Następnego dnia spakowałam walizkę i pojechałam z Markiem nad morze. Spacerowaliśmy po plaży, trzymając się za ręce jak młodzi ludzie. Marek spojrzał na mnie i powiedział: „Masz w sobie tyle życia, że świat przy tobie młodnieje.”

Roześmiałam się. „A dzieci mówią, że już stara jestem.”

„To nie starość. To doświadczenie. I odwaga, żeby jeszcze raz spróbować.”

Kiedy wróciłam, dzieci patrzyły na mnie inaczej – może zaskoczone, może trochę zawstydzone. „Mamo, może przesadziliśmy” – przyznała córka.

„Nie, nie przesadziliście. Po prostu zapomnieliście, że ja też jestem człowiekiem.”

Dziś wiem, że wiek to tylko liczba. Starzeje się ciało, ale nie serce.

A mieszkanie? Niech się nim martwią później. Teraz ja mam życie do przeżycia.

Bo czasem największy prezent, jaki można sobie dać po sześćdziesiątce, to pozwolić sobie na szczęście – mimo wszystkiego i
wszystkich.

Często odwiedzają nas krewni żony i długo nic jej nie mówiłem, ale kiedy po raz kolejny przyjechała jej siostra, nie milczałem i ona wszystko usłyszała: „Twoi krewni przyjeżdżają na gotowe, nie będę ich karmić”

Po rozwodzie z mężem dzieci stanęły po jego stronie i przestały się ze mną komunikować z powodu mojej miłości do innego mężczyzny. Myślałam, że nie postąpią tak wobec mnie: „Nie mamy już mamy”

Nie minął nawet rok odkąd mój mąż mnie zdradził i zamieszkał z moją najlepszą przyjaciółką. A wczoraj pojawił się u moich drzwi, jakby nic się nie stało, i poprosił o powrót

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

W dniu swoich urodzin otrzymałam wiadomość od męża i zrozumiałam, że zdecydował się odejść ode mnie do innej kobiety: „Znalazłem prawdziwą miłość, przepraszam”

To była sobota, mój pięćdziesiąty urodzinowy poranek. Wstałam wcześniej niż zwykle, choć nie spałam prawie…

1 godzinę ago

Całe życie poświęciłam mojemu mężowi, a on zamienił mnie na młodszą piękność: „Dopiero teraz zrozumiałam, że zostawił mnie jak niepotrzebną rzecz”

Zawsze wierzyłam, że prawdziwa miłość to wtedy, gdy dwoje ludzi idzie przez życie razem, wspiera…

2 godziny ago

Po 60 latach, kiedy zostałam sama i myślałam, że straciłam sens życia. Wtedy spotkałam Marcina i zakochałam się, ale dzieci są przeciwne naszemu związkowi

Po sześćdziesiątce wydawało mi się, że wszystko, co najlepsze, mam już za sobą. Mieszkałam sama…

6 godzin ago