Ciekawostki

Po rozwodzie z mężem dzieci stanęły po jego stronie i przestały się ze mną komunikować z powodu mojej miłości do innego mężczyzny. Myślałam, że nie postąpią tak wobec mnie: „Nie mamy już mamy”

Kiedy podpisywałam papiery rozwodowe, ręce mi drżały, ale w głowie panował dziwny spokój.

Jakby wszystko już się wydarzyło dawno temu, a teraz tylko stawiałam ostatnią kropkę w zdaniu, które straciło sens.

Patrzyłam na mojego byłego męża – człowieka, z którym przeżyłam ponad dwadzieścia lat, wychowałam dwoje dzieci, dzieliłam codzienność, łzy, śmiech i ciszę.

Teraz siedział naprzeciwko mnie jak ktoś obcy. I może właśnie to bolało najbardziej – ta obcość, która przyszła tak niepostrzeżenie.

Nie rozwiedliśmy się z powodu kłótni czy zdrady. Po prostu… zgasło. Życie nas rozdzieliło, jak nurt rzeki, który z czasem płynie dwiema odnogami. Ale prawdziwy ból przyszedł później – wtedy, gdy dzieci przestały odbierać telefony.

Screen freepik

„Mamo, nie rozumiem cię”, powiedziała córka przez telefon. „Tata cierpi, a ty… ty już masz kogoś innego? Jak mogłaś tak szybko?”

Nie miałam słów. Bo jak wytłumaczyć, że nie chodziło o „szybko” – tylko o to, że po latach pustki znalazłam kogoś, kto znowu sprawił, że chciało mi się rano wstawać? Że czułam się widziana, potrzebna, żywa?

Kiedy poznałam Marka, nie szukałam miłości. Przyszedł niespodziewanie – tak, jak przychodzi wiosna po długiej zimie. Spotkaliśmy się na wystawie malarstwa.

On też był po rozwodzie, cichy, spokojny, z oczami, w których widać było doświadczenie. Rozmawialiśmy wtedy chyba dwie godziny o sztuce, o życiu, o tym, jak trudno zaczynać od nowa. Nie było między nami żadnego flirtu – tylko dziwne, ciepłe zrozumienie.

A potem zaczęliśmy spotykać się częściej. Kawa, spacer, kino. Zaczęłam znów się uśmiechać.

„Mamo, to nie jest czas na nowe związki”, mówił syn, kiedy się dowiedział.

„A kiedy będzie ten czas?”, zapytałam.

„Nie wiem. Ale nie teraz. Nie po tacie”.

I wtedy usłyszałam coś, co złamało mi serce: „Nie mamy już mamy”.

Te słowa dźwięczały mi w uszach tygodniami. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść. Wpatrywałam się w stare zdjęcia, w te wszystkie uśmiechy, które kiedyś były prawdziwe.

Próbowałam pisać, dzwonić, tłumaczyć, ale milczeli. Blokowali mnie na komunikatorach. W święta przychodzili tylko do ojca. Czułam się jak ktoś, kto został wymazany z własnej rodziny.

Marek widział, że cierpię. Nigdy nie naciskał. Siadał obok mnie, trzymał za rękę i mówił cicho: „Daj im czas. Dzieci często widzą tylko to, co chcą widzieć”.

„Ale ja ich wychowałam inaczej…”, szeptałam.

„Wychowałaś ich z sercem. I to serce jeszcze w nich jest. Muszą je tylko odnaleźć”.

Z czasem zaczęłam znów żyć. Z Markiem pojechaliśmy nad morze, pierwszy raz od wielu lat. Patrzyłam na fale i myślałam, że może właśnie tak wygląda życie – czasem coś odpływa, żeby mogło wrócić inne, dojrzalsze, spokojniejsze.

Wróciłam do pracy, zaczęłam malować. Wreszcie czułam, że jestem sobą.

Pewnego dnia, po prawie roku ciszy, usłyszałam pukanie do drzwi. Stała tam moja córka. Miała łzy w oczach i drżały jej dłonie.

„Mamo… przepraszam. Zrozumiałam, że nie miałaś prawa być nieszczęśliwa całe życie tylko dlatego, że jesteś naszą matką”.

Nie umiałam nic powiedzieć. Przytuliłam ją mocno i płakałyśmy obie. Syn dołączył kilka tygodni później. Na początku było niezręcznie, dużo łez, niedomówień. Ale z każdym dniem wracało to, co najważniejsze – miłość.

Dziś znów jesteśmy rodziną. Inną, ale prawdziwą. Dzieci poznały Marka, zobaczyły, że nie jest „kimś, kto zabrał im matkę”, tylko człowiekiem, który pomógł mi znów stanąć na nogi. Czasem siedzimy wszyscy razem przy stole i myślę sobie, że może właśnie tak miało
być.

Że czasem trzeba coś stracić, żeby nauczyć się kochać dojrzalej. Że nawet po największym bólu można odnaleźć spokój. I że słowa „Nie mamy już mamy” mogą zmienić się w „Dobrze, że znowu jesteś”.

Nie minął nawet rok odkąd mój mąż mnie zdradził i zamieszkał z moją najlepszą przyjaciółką. A wczoraj pojawił się u moich drzwi, jakby nic się nie stało, i poprosił o powrót

Po 60 latach, kiedy zostałam sama i myślałam, że straciłam sens życia. Wtedy spotkałam Marcina i zakochałam się, ale dzieci są przeciwne naszemu związkowi

Kiedy urodziłam dwie dziewczynki, rodzice męża odmówili odwiedzin i nawet nie zadzwonili, za to jego bratowi dali dom i samochód: „Urodziłaś dziewczynki, a w naszej rodzinie rodzą się chłopcy”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

W dniu swoich urodzin otrzymałam wiadomość od męża i zrozumiałam, że zdecydował się odejść ode mnie do innej kobiety: „Znalazłem prawdziwą miłość, przepraszam”

To była sobota, mój pięćdziesiąty urodzinowy poranek. Wstałam wcześniej niż zwykle, choć nie spałam prawie…

48 minut ago

Całe życie poświęciłam mojemu mężowi, a on zamienił mnie na młodszą piękność: „Dopiero teraz zrozumiałam, że zostawił mnie jak niepotrzebną rzecz”

Zawsze wierzyłam, że prawdziwa miłość to wtedy, gdy dwoje ludzi idzie przez życie razem, wspiera…

2 godziny ago

Pomimo swoich 65 lat nie czuję się stara. Wręcz przeciwnie, poznałam wspaniałego mężczyznę i nasz związek jest poważny. A dzieci nie mogą się doczekać mojego mieszkania

Kiedyś myślałam, że po sześćdziesiątce życie powoli się kończy. Że człowiek ma już tylko wspomnienia,…

3 godziny ago

Po 60 latach, kiedy zostałam sama i myślałam, że straciłam sens życia. Wtedy spotkałam Marcina i zakochałam się, ale dzieci są przeciwne naszemu związkowi

Po sześćdziesiątce wydawało mi się, że wszystko, co najlepsze, mam już za sobą. Mieszkałam sama…

5 godzin ago