Mój mąż i ja byliśmy małżeństwem od siedmiu lat, ale nie mogliśmy mieć dzieci. Przeszliśmy przez wielu lekarzy, badania, zabiegi, ale wszystko na próżno.
Lekarze wzruszali ramionami, bo byliśmy dwojgiem młodych ludzi, zdrowych, nie było powodu do takiego problemu, ale cud się nie zdarzył.
Znajomi mówili nam, żebyśmy odpoczęli i przestali myśleć o dzieciach, czym bardzo nas rozzłościli.
Nie mieli pojęcia o naszym bólu, a my w ostatniej chwili pomyśleliśmy o odpoczynku.
Próbowaliśmy nawet sztucznego zapłodnienia, wydaliśmy na to tyle pieniędzy, ale lekarz powiedział, że to nie ma sensu.
Oczywiście są ludzie, którzy się nie poddają i nie rezygnują, ale po pierwszym nieudanym razie byliśmy po prostu bardzo rozczarowani.
Krzysztof i ja byliśmy tak wyczerpani sytuacją, że potrzebowaliśmy odpoczynku. Zawiesiliśmy nasze marzenia na dwa długie lata…
Oboje byliśmy na skraju przepaści i pewnego dnia usiedliśmy przed sobą wieczorem i rozpoczęliśmy poważną rozmowę o zabraniu dziecka z sierocińca, pójściu i wybraniu jednego, nasze serca powiedziałyby nam, kto najbardziej nas potrzebuje.
Gdy tylko przypomnę sobie naszą pierwszą wizytę, przechodzą mnie ciarki. To było denerwujące, a duża liczba pytań nas zszokowała. Nie byliśmy na to przygotowani.
Potem jednak było jeszcze gorzej — szkolenia, badania, niekończące się wizyty u specjalistów. Przygotowywano nas do przyszłego rodzicielstwa. Te spotkania dały nam naprawdę dużo wiedzy, uwierzyliśmy w siebie i dostaliśmy dużo motywacji.
Minęło sześć miesięcy i w końcu dostaliśmy zgodę. Pewnego wieczoru otrzymaliśmy telefon z ośrodka i powiedziano nam, że mają małą dziewczynkę, Magdę, która miała zaledwie półtora roku. Natychmiast przygarnęliśmy dziewczynkę i poczuliśmy się jak pełnoprawna rodzina. A ja zostałam matką.
Gdy zbliżały się ferie zimowe, udekorowaliśmy dom girlandami i przystroiliśmy choinkę, a moja córka była zachwycona.
Z każdym dniem kochałam Magdę coraz bardziej i razem odliczałyśmy dni do zbliżającego się Nowego Roku. Nie wyobrażałam sobie, jakie emocje będą jej towarzyszyć, gdy zobaczy fajerwerki i sztuczne ognie. I nadszedł ten dzień, a ja czułem się bardzo źle. Wieczorem było już tylko gorzej.
Krzysztof powiedział, że to dlatego, że jestem zbyt wyczerpana. Praca, dom, córka… Może i tak. Świętowaliśmy razem Sylwestra i naprawdę odpoczęliśmy w ten weekend. Potem poszłam do pracy i tam zemdlałam.
Karetka zabrała mnie do szpitala na rutynowe badania. I wtedy poznałam wyniki… Byłam w siódmym tygodniu ciąży. Zdecydowanie nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji. Byłam tak szczęśliwa, że zaczęły płynąć mi łzy.
W tym momencie do namiotu wpadł przerażony Krzysztof. Powiedziałam mu, że teraz będzie nas czworo. Krzysztof przytulił mnie i oboje płakaliśmy jak małe dzieci. Ten moment na zawsze pozostanie w mojej pamięci.