Screen freepik
Mój mąż wracał później niż zwykle, był dziwnie zamyślony, a kiedy zadawałam pytania, odpowiadał krótko, jakby odhaczał kolejne punkty.
Nie robił awantur, nie podnosił głosu, ale powoli — z dnia na dzień — zaczął się ode mnie oddalać. Tak cicho, że prawie tego nie zauważyłam.
Zaczęło się niewinnie. Chciałam kupić nową sukienkę na urodziny koleżanki. Pokazałam mu w telefonie zdjęcie: zwykła, prosta, w odcieniu butelkowej zieleni, taka, w której czułabym się kobieco i odświętnie. A on tylko spojrzał i mruknął:
— Po co ci kolejna? Przecież masz pełną szafę.
— Ale żadna nie pasuje na taką okazję — odpowiedziałam łagodnie, trochę zaskoczona jego tonem.
— Mówię, że ci nie trzeba — dodał ostro, nawet nie podnosząc wzroku znad gazety.
To było do niego niepodobne. Zawsze powtarzał, że kobieta powinna o siebie dbać, a jeśli coś poprawia jej humor, to czemu nie?
A tu nagle — zimna ściana, której nie umiałam przebić. Wtedy jeszcze myślałam, że może gorszy dzień, może zmęczenie, może za dużo pracy.
Tylko że „gorsze dni” zaczęły powtarzać się coraz częściej. Przy każdej prośbie reagował jakby nerwowo. Raz nawet powiedział:
— Zacznij oszczędzać. Nie możemy teraz wydawać na głupoty.
Na głupoty. Moje potrzeby, moje małe przyjemności, moje sukienki stały się „głupotami”. Nie próbowałam wtedy robić scen.
Przełykałam to wszystko, tłumacząc sobie, że może ma stresy, może martwi się czymś, o czym mi nie mówi.
Ale im bardziej starałam się być cierpliwa, tym bardziej czułam, że coś wisi w powietrzu — coś, co rośnie, czego nie da się już zignorować.
Prawda przyszła do mnie przypadkiem, w zwykły, niczym niewyróżniający się wieczór. On położył torbę pod szafką w przedpokoju i poszedł pod prysznic.
Chciałam tylko schować jego szalik, bo wypadł z niej na podłogę. Podniosłam go i wtedy z bocznej kieszonki wysunęły się paragony.
Zwykłe białe świstki, które potrafią zmienić całe życie.
Pierwszy — z eleganckiej restauracji, do której nigdy mnie nie zabrał. Kwota tak wysoka, że aż usiadłam na ławce obok.
Drugi — ze sklepu z damską odzieżą, z opisem: „sukienka jedwabna, rozmiar 36”. Rozmiar, który ostatni raz mieściłam jako nastolatka. Trzeci — perfumeria, zapach, którego nie znałam.
Poczułam najpierw zimno w dłoniach, potem wkradło się do brzucha, jakby ktoś nagle zgasił całe światło we mnie. Wpatrywałam się w te paragony, próbując znaleźć inne wytłumaczenie.
„Może kupił coś dla koleżanki z pracy? Może dla siostry?” — wmawiałam sobie, choć dobrze wiedziałam, że on nigdy nie kupował prezentów ot tak. „Może to pomyłka?” — próbowałam jeszcze, ale wtedy zobaczyłam daty.
Każda dokładnie pokrywała się z jego „nadgodzinami”.
Weszłam do łazienki i powiedziałam spokojnie, choć głos drżał mi bardziej niż całe ciało:
— Z kim byłeś w tej restauracji?
Odwrócił się, zaskoczony, a potem jego twarz zmroziło coś, czego nigdy nie widziałam.
— O czym ty mówisz?
Wyciągnęłam paragony. Nie musiałam nic więcej dodawać.
Patrzył na nie przez chwilę, jakby próbował znaleźć odpowiedź, która nie zrani. Ale takiej odpowiedzi nie ma. W końcu usiadł na brzegu wanny i powiedział tylko:
— Nie chciałem cię skrzywdzić.
— Ale skrzywdziłeś — wyszeptałam. — I robiłeś to przez wiele miesięcy.
Nie płakałam. To było najdziwniejsze. Jakby łzy utknęły gdzieś głęboko i czekały na moment, aż będę sama.
On próbował mówić, tłumaczyć, coś wyjaśniać, ale jego słowa odbijały się ode mnie jak od zimnego szkła. Nie mogłam go słuchać. Nie chciałam.
Tej nocy spałam w pokoju gościnnym, a rano, kiedy wyszedł, usiadłam na brzegu łóżka i pozwoliłam sobie w końcu zapłakać. Nie tylko nad zdradą. Nad sobą.
Nad tym, że przez tygodnie wmawiałam sobie, że nic się nie dzieje, podczas gdy on wydawał pieniądze na kogoś
innego. Nad tym, że już dawno przestał mnie widzieć, choć siedziałam tuż obok.
Dziś minęły trzy miesiące. Wciąż jesteśmy razem, choć nie wiem, na jak długo. Pracujemy nad tym, rozmawiamy, a on stara się odbudować coś, co chyba rozpadło się za bardzo, by wróciło do poprzedniego kształtu. A ja?
Uczę się znów wierzyć w siebie. Uczę się nie
przepraszać za to, że czegoś chcę. Uczę się, że kobieta nigdy nie powinna prosić o miłość — ona powinna ją czuć.
A sukienkę? Kupiłam. Sama. W tej samej butelkowej zieleni. Patrząc w lustro, pomyślałam: „To pierwszy krok”. I może najważniejszy.
W dniu moich urodzin obudziłam się wcześniej niż zwykle, choć był to jedyny dzień w…
Mój mąż głównie siedzi w domu i nie pracuje nigdzie na stałe, a cały wolny…
Mam 60 lat i od dawna jestem samotną kobietą. Tak naprawdę nigdy nie planowałam, że…
Zakochałam się w mężu mojej siostry i choć wstydzę się tego bardziej niż czegokolwiek w…
Mój syn zawsze powtarzał, że kiedyś zdobędzie świat, choć dorastał w zwykłym domu na wsi,…
Kiedy wracam myślami do dzieciństwa, widzę nasz mały dom na obrzeżach miasta, z niebieskimi firankami,…